Mini wywiad z Moniką Lisiewicz, warsztatowiczką I Festiwalu Bębnów
-- Na jakim kursie byłaś?
Na bębnach afrykańskich u Przemka, na djembe u Kuby i na wykładach u Nikodema, Kuby i Mikołaja.

-- Czego spodziewałaś się zapisując się na Festiwal i czy Twoje oczekiwania zostały spełnione?
Chyba niczego nie spodziewałam się zapisując. Lubię próbować nowych rzeczy, to mnie rozwija. Dzięki temu poznaje nowe pasje, które nie płoną słomianym ogniem, ale rozwijają się.. Na warsztatach nauczyłam się niezbędnych podstaw, które pozwalają mi na kontynuowanie gry, kupiłam od Kuby Pogorzelskiego bęben przywieziony z Mali, wykonany przez Bakary Dian Fane'a z drzewa genou, jestem obecna na wszystkich imprezach afrykańskich, od tego roku pracuję też w ośrodku, uczę grupę Gwinejczyków polskiego, a w styczniu płynę do Senegalu... Kto by pomyślał, że tak to się rozwinie?
 
-- Jak oceniasz organizację Festiwalu i przygotowanie instruktorów?
Nie mam zastrzeżeń, co do organizacji. Na moim przykładzie widać, że naszym instruktorom udało się przelać część tej pasji, jaką mają w sobie. Stworzyliśmy niepowtarzalny klimat (to także zasługa osób, które uczestniczyły w zajęciach). Absolutnie wspaniały rytm dudnił w tych pomieszczeniach. W muzyce odnalazły się wszystkie pokolenia. Głównie młodzi, studenci i licealiści, ale także dzieci i te osoby, które przekroczyły już smugę cienia. Wszyscy razem.

-- Co sprawiło, że zapisałaś się na Festiwal?
Przypadek albo przeznaczenie. Weszłam do Internetu pierwszy raz od kilku miesięcy, na dosłownie trzy minuty a byłam wtedy daleko od Warszawy. I akurat wtedy wpadłam na reklamę festiwalu. Czemu nie spróbować?

Więcej informacji na: www.festiwalbebnow.pl