Łyk zielonej herbaty. Nazar pakuje plecak. Marynka nieśmiało czeka na to, co przyjdzie. Taki obrazek jeszcze niedawno miał miejsce na Ukrainie. Lwów. Kim są? Co przyciągnęło ich do Warszawy? Jaką przywieźli ze sobą historię? Czego oczekiwali?
Drugi łyk. Pytania. Masa niedokończonych pytań. Lęk przed przyjazdem do obcego kraju. Polska była tylko marzeniem. Odwaga i chęć zmian. Zmian, które były wyznacznikiem wszystkiego. Zmian ku lepszemu.

Trzeci łyk. Wracają wspomnienia.  Pierwsze spotkanie, randki, masa rozmów, pięknych chwil, wyjazd nad morze, na Krym. Miłość do morza.  Wszystko było inne. Po roku znajomości wspólne mieszkanie razem. Ślub. Studia. Pierwsze mieszkanie ze starą komunistką. Ciężko było tam mieszkać. Uporczywe myśli o przyjeździe do Polski. Wiza. Załatwianie papierów. Czekanie. Cały czas oddawanie się miłości i fotografii. Poznawanie Ukrainy.

Czwarty łyk. Dlaczego Polska? Ukraina to kraj małych marzeń, dziecięcych pragnień. Kraj wielu kontrastów, gdzie wszystko jest inaczej. Tutaj ciężej jest żyć. Ciężej oddychać. Myśli o przyjeździe do Polski krążyły od dawna. Bo przecież Polska to kraj wielu możliwości. To tutaj otwierają się drzwi do świata. To własnie Warszawa jest stolicą spełnionych marzeń i nadziei. Sposobów na dostanie się do Warszawy było kilka - jednak to studia tutaj i nadzieja na pracę, nadzieja na lepszą przyszłość była silniejsza. Tak po prostu, bez słów. Taka chęć zmian przychodzi i nie chce odejść. Dzisiaj jesteśmy tutaj, a jutro możliwe, że będziemy w Warszawie? Dzieciom też lepiej dorastać będzie w Polsce. Polska to taka Utopia. Przecież w Polsce jak się pracuje, działa i wierzy, to można osiągnąć sukces.

Piąty łyk. Pociąg relacji Kijów Warszawa. Mijamy po drodze Ukrainę. Mijamy łapówki, mijamy stare marszrutki, mijamy prawdę i piękno, które jest tak ciężkie do odkrycia. Mijamy, ale jednak uporczywie tutaj jesteśmy. W ręku trzymamy książki o Warszawie. Zamykamy oczy. Rozkoszujemy się powietrzem i marzymy, że codziennością stanie się Warszawa, studia tam, praca i życie.

Szósty łyk. Przyszedł maj. Załatwianie papierów. Wyjazd był coraz bliżej. Nauka polskiego. Polski przyszedł z lekkością, może za sprawą podobieństwa. Może to ta słowiańska dusza. Nie było łatwo - zaczęło się życie między miastami. Lwów, Kijów, Użhorod. Powrót do rodziców. Mieszkanie z nimi.  Cały czas obok siebie. Cały czas towarzyszące marzenia.  Cały czas marzenia, by być "na swoim". Marzenia, by stać się obywatelami świata.

Siódmy łyk. Mieszkaliśmy na książkach, często spaliśmy u znajomych. Jeździliśmy po Ukrainie. Cały czas razem. Nierozłączni. Zakochani. Pełni wiary w przyszłość. A gdzieś pomiędzy tym wszystkim fotografia. Fotografia, która nas połączyła. Fotografia, która ma tak ważne miejsce w życiu. I ten album. Album zielonej Warszawy, w której nic, tylko się zakochać.

Ósmy łyk.  Wyjazd jest możliwy. Teraz wystarczy tylko spakować się, kupić bilet do Warszawy i wyruszyć w nieznane. To takie niesamowite, że to, co jeszcze kiedyś było nieosiągalne, dzisiaj stało się realne.  Bo przecież jak się w coś bardzo mocno wierzy, to musi się udać. Pozostaje tylko pytanie - jak sobie poradzimy? Ale to zostawmy na później...

Dziewiąty łyk. Warszawo, nadchodzimy! Wreszcie się udało. Lwów zasypiał, Warszawa budziła nowe nadzieje. Pokazywała drogę ku nowemu. Ciężko było na początku. Bariera językowa, szok kulturowy, zmiana środowiska. A i mieszkać nie było przyjemnie. Akademik. Złe warunki. Ale to trzeba pominąć.  Przyjść miała przecież polska jesień. Jesień jeszcze nigdy tak bardzo nie symbolizowała nowego początku.

Dziesiąty łyk. Wychodzimy na prostą. Wreszcie! Zaczynamy studia. Coś się zmienia. Pojawia się Warszawa z marzeń. Przychodzi spokój i stabilizacja. Szukanie mieszkania nie było łatwe. Jedno, drugie, trzecie i czwarte - to jednak nie to. Piąte mieszkanie skradło serca. I tutaj zostali. Wraz z mieszkaniem były dwa koty. Jeden gdzieś się zapodział. Uciekł czy coś. Drugi nieustannie towarzyszy, jest obok. Nawet ukraińskie obiady w Polsce smakują niesamowicie. I nierozerwalnie fotografia. Nazar w końcu studiuje dziennikarstwo z fotografią. Marynka marketing i PR.  Wreszcie przystanek "SENS" został zdobyty. Przecież sens i miłość do tego co się robi to skarb.

Jedenasty łyk. Polski wreszcie jest zrozumiały. Można chodzić na bazar po warzywa, targować się, spacerować i pytać o drogę. Można zacząć pracę. I przyjaciele się przytulili. I Wisła, i spacery i pierogi. Wreszcie tak jak być powinno.

Dwunasty łyk. Marynka dostaje pracę w warszawskim hostelu. Wszystko idzie dobrym torem. Wszystko się układa. Warszawa jest niesamowicie przyjazna. Dobrze tu żyć. Nawet okiem fotografów Warszawa zachwyca. I uśmiechów jest więcej. I fajnych chwil też. Kolorowe obrazki wybudowane w snach. Właśnie tak! Wystarczy tylko spakować plecak i wyruszyć na odkrywanie Polski.

Trzynasty łyk. Gdańsk. Miłość do morza była tak wielka, że koniecznie trzeba było odwiedzić Gdańsk. Plecak, dwójka podróżników i wnikliwe obserwacje. W tym mieście można się zakochać. A i morze jest takie piękne. Podobnie było na Krymie przecież.

Czternasty łyk. Nie czekamy już na zmiany. Zmiany nastąpiły. Życie mija dzień za dniem między jawą, a snem. Dobrze jest tak, jak jest. Jest Warszawa, jest miłość, są studia, jest fotografia, jest praca, jest i uśmiech.  Wszystko jest w porządku. Świat kręci się jakby nigdy nic.

Piętnasty łyk. Zwykłe, codzienne życie, tęsknoty za Ukrainą, gotowanie obiadów, karmienie kota, spacery nocą, praca, studia, znajomi, muzyka, Warszawa, książki.  Nawet wegetariańskie życie łatwiej tu prowadzić. Sen to już nie sen. Życie przez duże Ż dopada i nie chcemy go wypuścić.

-Trzeba jeszcze kupić bilet. W lipcu wracamy na tydzień na Ukrainę. Już nam się troszkę tęskni za rodziną, przyjaciółmi. Powroty są takie fajne – wtrąca Nazar.

Minął dzień, drugi, potem trzeci. Tak mijają miesiące. A Warszawa cały czas jest. Oni tutaj są i nie planują ruszać się stąd ani na krok.

I tak miało być.

 

Michał Szymko