Lubić, kochać, dbać! To wszystko słabo oddaje stosunek wielkich sieci handlowych do pewnego szczególnego miesiąca. Handel zakochuje się raz do roku. Jest wtedy tak szczęśliwy, że rozpoczyna taniec z tym miesiącem. Orkiestra pod batutą jegomość „Święta” intonuje nastrojowy utwór, muzyka rozbrzmiewa a na kilometr czuć zapach prezentów i banknotów i plastiku kart płatniczych. Jest parkiet a na nim, jej Wysokość „Sprzedaż” przytula „Grudzień”. Taniec trwa i trwa do końca miesiąca plus jeden dzień.
Handel otacza bardzo troskliwą opieką drugą połowę grudnia. Kiedy nawet biurowce wreszcie gaszą światła, wielka dystrybucja i markety małe i duże zapraszają jeszcze do późną. Od kilku lat Warszawa przyłącza się do świetlnego karnawału i uruchamia iluminacje już tydzień wcześniej. W tym okresie, wbrew przysłowiu, wszystko, co świeci, ma być złotem.

Nadchodzi Temps des fêtes, czyli czas świętowania. Tak Francuzi nazywają handlowo-magiczny okres, rozpoczynający się kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia i kończący się w pierwszy weekend Nowego Roku. Nie wiem, czy jest inna pora, kiedy tak intensywnie flirtują religia i centra handlowe, kiedy obrzędowość robienia zakupów przyciąga więcej ludzi niż uroczystość kościelna. W moim muzułmańskim Senegalu bardzo wyraźnie czuć intensywną atmosferę temps des fêtes. Nikogo nie dziwi już, że nawet muzułmanie świętują Boże Narodzenie! Moi rodacy kupują sztuczne drogie i kiepskiej jakości chińskie choinki (tak doprawdy nie mają za bardzo, z czym porównać). Nawet tropikalny Père Noël-św. Mikołaj zachęca do zakupów na ulicach Dakaru. W noc wigilijną kluby pękają w szwach. Imprezy trwają do świtu. Taki przedsmak sylwestrowy. Atmosfera widocznie daleka od tego, co mamy w Polsce!!!

Dopiero od niedawna zainteresowałem się świętem Trzech Króli. Nie wiedziałem, że jego symbolika jest tak ogólnoludzka i przekracza bariery kulturowe. Według tradycji, Mędrcy ze Wschodu przybyli do Betlejem, aby oddać pokłon małemu Jezusowi i darować prezenty. Ta trójka osób, z których jedna jest czarna, druga młoda, a trzecia stara symbolizuje ludzi z różnych warstw społecznych i etnicznych. Pod jednym dachem, mała nić (po wiekach ogarnie miliardy ludzi), nowe wówczas zjawisko religijne, od samego początku otwiera się na innych, na poganach i nie-Żydów. Inność religijna jest, w tej symbolice reprezentowana przez oddających pokłon. Całe bogactwo świata spotyka się w jednym miejscu. Tak właśnie rozumiem wielokulturowość w najszerszym i jak najbardziej szlachetnym wydaniu.

Wszyscy lubimy świętować. Podobno na początku tylko arystokracja i bogate rody dzieliły się prezentami. Końcówka XIX wieku zmieniła wszystko, kiedy sklepy zaczęły oferować dużą różnorodność gier i zabawek. Handlowiec i reklama to bardzo niebezpieczny związek. Ten zgrany i wyrafinowany duet potrafi wmówić nam, że już są święta, nawet kiedy kalendarz pokazuje inaczej. Wystarczy trochę wcześniej, nawet w październiku, ładnie eksponować arsenał świąteczny w sklepach: choinki, bombki, anioły, mikołaje, renifery, stroiki, łańcuchy, choinkowe lampki i okienne iluminacje... Światło gwarantuje świetność, dlatego handel się stroi i przygotowuje się na grudniowe szaleństwa, na szturm klientów.

Kto lubi Mikołaja najbardziej? Rzecz wiadoma! Dzieci po pierwsze, spodziewają się, marzą o prezentach, no i co ważne, dostają je. Centra handlowe po drugie, bo podkręcają koniunkturę, sugerują, by nie powiedzieć „zmuszają” nadmiar zakupów reklamami (ach te niepotrzebne kredyty!). Markety eksponują podarunki, podpisują ciche umowy ze świętym masowej kultury. Tego ostatniego wszyscy znamy. To jedyna istota, która potrafi być w co najmniej dwóch miejscach jednocześnie. Ma białą brodę i czerwony strój. Nic dziwnego, skoro pochodzi aż z trzech różnych miejsc. Święci nie kojarzą się raczej z kupnem i sprzedażą. Dlatego mamy zasadniczo św. Mikołaja i przebranego dla kultury masowej. Ten prawdziwy, czyli biskup Mikołaj mieszkałby dziś w Turcji. Chyba nie widział renifera, może nawet śniegu, nie mówiąc o saniach. Niestety sprawna reklama zmieniła wszystko. Według różnych wersji, współczesny Mikołaj jest imigrantem. Nie wiadomo dokładnie, gdzie ubiegał się o kartę pobytu. W Skandynawii, Syberii czy na biegunie północnym kanadyjskim? Finowie wygrali wyścig ubiegania się o słynnego imigranta. Przekonali gościa, że biegun północny byłby pustynią dla reniferów, brakuje tam pożywienia. Mikołaj złożył więc wniosek o wizę w Oslo, potem wybrał Laponię.

Dzieci powinny jednak pogadać z nim, skoro ich słucha. Rodzina w komplecie i prezenty to piękna rzecz. Tylko maluchy mają dosyć tej nerwowości przedświątecznej u rodziców. Wolą też spacery w parkach, a nie w centrach handlowych. Nie chcą, by rodzice brali kredyty konsumpcyjne bez umiaru. Przede wszystkim, marzy im się, by Mikołaj opatentował wizerunek i dobierał miejsca, gdzie chce być. Nie musi być wszędobylskim lokajem przed marketami, bo stracił już dawno swoją magię...dzieci przestaną wierzyć w piękną legendę. Z całym szacunkiem dla handlu.


Mamadou Diouf