Gdy ostatnio widziałam się ze swoją nigeryjską rodziną, mój najmłodszy brat miał nie więcej niż 1,5 roku. Był to czas Świąt Bożego Narodzenia, który Nigeryjczycy spędzają w rodzinnych wsiach. Śladem innych, pojechaliśmy do Amokwe village, skąd pochodzi mój ojciec i jego liczne rodzeństwo. Droga na wieś ciągnie się na południe od Enugu, przez rdzawe góry obrośnięte starymi, ogromnymi drzewami. Z dumą przyznam, że nieraz jechałam tą drogą, prowadząc starego mercedesa mojego ojca. Miałam z tego faktu niesamowitą frajdę! Gdzieniegdzie droga jest kręta, to że jest dziurawa, jest kwestią oczywistą. Mniej więcej na całej jej długości to tu, to tam sterczą poskręcane karoserie aut, rozebrane z opon, światełek, lusterek (jeżeli się ostały w wypadku) i ... niepokoją. Zastanawiałam się czy są tam pozostawione intencjonalnie? Z jednej strony jest ich tak dużo (od szkolnych autobusów po ciężarówki), że może po prostu nikomu nie chce się ich ruszać. Myślę sobie, że polscy złomiarze nie zrozumieliby złomiarzy nigeryjskich. Świadomość, że tyle towaru leży gdzieś tam na drodze, nie dała by im spokojnie spać. Mi te wraki czasami nie dają spać, ale to z innych powodów...
Mniej więcej w połowie drogi znajduje się imponujący w swych rozmiarach zakręt. Otaczają go od lewej majestatyczna skalna ściana, z wyschniętymi korytami po wodzie, a po prawej przykryta gęstwiną drzew wielka przepaść... Właśnie na tym skrzyżowaniu jest tych wraków najwięcej. Zliczyłam cztery, chociaż następnego tygodnia pojawił się kolejny...

Gdy dotarliśmy do wiejskiego domu, od razu zaczęto przygotowywać się do święta. Dwa dni później urządzono przyjęcie na cześć mojego brata, nazywane przez miejscowych celebration. Gdy dziecko kończy rok, jest na tyle duże, aby zostać przyjęte do społeczności. Jego matka również na nowo do niej powraca już nie tylko jako rodzicielka, lecz jako odrodzona kobieta. W tym celu w gospodarstwie Pana i Pani domu gromadzi się cała wioska gości. Dwudniowe przygotowania do wieczornych obchodów wzmożono ostatniego dnia. Rano ojciec zaprosił do ogrodu mężczyzn. Ich zadaniem było pokrojenie jamu, co symbolizuje obfitość i prawo do jej rozdawania.

Pokrojony przez mężczyzn jam trafi do kuchni, gdzie kobiety ugotują go na wieczorne przyjęcie. Ugotowany jam zostanie rozdany gościom według ściśle określonych zasad.

Gdy nastał wieczór przybyli podzielili się na dwie grupy względem płci, a nie wieku. Małe dziewczynki razem z kobietami utworzyły krąg żeński, a chłopcy z ojcami i wujkami usiedli w kręgu męskim. Podział płciowy był przestrzegany naturalnie. Między dwoma grupami pozostawiono parę metrów na swobodne poruszanie się.

Krąg kobiet w trakcie celebracji przyjęcia „świeżej matki” z powrotem do zbiorowości. Na liściach bananowca leży ugotowany jam.

Ta, która jest w wiosce najdłużej, sięga po jam pierwsza, nigdy lewą ręką! Ja byłam jakaś 15 i też nie od razu po mojej siostrze.

Gdy już wszyscy usiedli, otrzymali wino palmowe. Kwaskowate w smaku, idealne na ciepłe, afrykańskie wieczory. Zasada sięgania po jedzenie jest prosta: pierwsza po jam sięga osoba, która jest w wiosce najdłużej, lub ta która przyszła do wioski najwcześniej. To dotyczy osób urodzonych w wiosce, jak i kobiet, które zostały sprowadzone do zbiorowości przez swoich mężów. Gdy jam został rozdany, przyszedł czas na połączenie kręgów. Po ich złączeniu kobiety raczej nadal trzymały się swojej grupy. Gdy goście byli już gotowi na przybycie dziecka, środek okręgu został uprzątnięty. Postawiono zydelek i przyprowadzono dziecko, na cześć którego odbywało się święto. Jedna z moich młodszych kuzynek wzięła mojego brata na kolana i usiadła po środku. Goście po kolei podchodzili do nich, błogosławili mojego brata i wrzucali do koszyczka pieniądze.

Mały Max dostaje dary pieniężne z życzeniami zdrowia i pomyślności.

Gdy wszyscy goście złożyli podarunki, starsza kobieta z wioski przekazała pieniądze młodszej od niej matce dziecka. Pani domu podziękowała za datki i pobłogosławiła całą wioskę. Zrobiła przy tym trzy taneczne podskoki, krzycząc „hey”! Widziałam w jej oczach lekkie onieśmielenie, ale i dumę z tego, że już po raz czwarty może świętować ze społecznością celebrację swojego najmłodszego dziecka.

Starsza kobieta z rodziny wręcza matce kosz z pieniędzmi. Po tych formalnych obrzędach rozkręciła się impreza taneczno-śpiewna. Spontaniczny i grupowy śpiew rozpoczęło dwóch mężczyzn. Kobiety szybko przejęły pałeczkę i zaczęły im wtórować chórkami, które można usłyszeć tylko w Afryce. Coś pięknego! Inna grupa kobiet zaczęła tańczyć, a pośród całej zbiorowości każdy co chwila dorzucał jakiś oryginalny krok lub dźwięk, który współtworzył z resztą celebrujących przepiękną i oryginalną harmonię. Dźwięk z poprzedniej pieśni przechodził płynnie w zaśpiew z innej pieśni i tak przez parę godzin. To była opowieść snuta na cześć Boga, życia i rodziny.

Kobiety tańczą i śpiewają pośrodku dużego kręgu, który tworzą mężczyźni.

Miałam ogromny zaszczyt aktywnego uczestniczenia w tym święcie. Tańczyłam i śpiewałam z kobietami z wioski. Pozwoliły mi nagrywać ich piękne śpiewy i bawić się razem z nimi. To był dla mnie wyjątkowy wieczór, którego nie zapomnę do końca życia. To, co najbardziej zapadło mi w pamięć to spontaniczna radość współświętowania i naturalność w sposobie bycia tych ludzi. Z większością miejscowych moja rodzina widuje się tylko w trakcie świąt, kiedy przyjeżdża na wieś. Pomimo to, czułam się jakby moja rodzina nie kończyła się na murach okalających dom mojego ojca, lecz rozpościerała się daleko poza domostwa wioski Amokwe.
God bless children. Nwabueze – Child is king.


Diana Ifeoma Ude