W zeszłym roku święta Bożego Narodzenia obchodziliśmy w Polsce. Wówczas z żoną mieszkaliśmy w małym hotelu na wsi około 30 kilometrów od Warszawy. Z jednej strony hotelu na parterze mieszkała właścicielka z mężem i swoją mamą, a także jej syn z żoną i dwójką dzieci na piętrze. Ze strony drugiej, z odrębnym wejściem, były 4 pokoje do wynajęcia. W jednym z tych pokojów mieszkaliśmy my, a obok nas w pokoju sąsiednim mieszkała młoda para, mężczyzna i kobieta. W pokojach pozostałych ktoś czasem mieszkał, ale zwykle niedługo. Właścicielka hotelu zaprosiła nas, mnie i moją żonę, do siebie na świętowanie Bożego Narodzenia. Byliśmy bardzo wdzięczni za zaproszenie. Za świątecznym stołem zebrali się: pani Jadwiga z mężem i matką, jej syn z żoną i dziećmi, córka z mężem i dzieckiem, jeszcze jeden najmłodszy jej syn, który jeszcze nie miał rodziny, a także ja i moja żona. Ależ było cudownie.

My jeszcze wtedy mało co mówiliśmy po polsku, a oni oczywiście ani po ukraińsku, ani nawet po rosyjsku, ale jakoś udało nam się znaleźć sposób na porozumiewanie. Na początku wszyscy razem pomodliliśmy się i złożyliśmy życzenia urodzinowe dla Pana Jezusa Chrystusa w Jego Dzień Urodzin. Po tym mieliśmy wspólną kolację. Długo rozmawialiśmy. Każdy coś opowiadał. Jakoś nie było trudno nam się wzajemnie zrozumieć. Może to dzięki temu, że języki trochę podobne, ale pewnie najbardziej dlatego, że kiedy ludzie bardzo się chcą porozumieć – problemy znikają same.
Później były pieśni o Bożym Narodzeniu. Jak się okazało, wiele z nich na Ukrainie i w Polsce są jednakowe. Dzięki temu było jeszcze ciekawiej i to jeszcze bardziej nas zbliżyło. My naprawdę poczuliśmy się wtedy się jak jedna rodzina.

Pamiętam, kiedyś jak byłem jeszcze dzieckiem, na Boże Narodzenie nasza rodzina, czyli tato, mama, ja i mój brat młodszy, wieczorem szliśmy do babci (matki mamy). Tam w starym domu – w chacie, w której dach był ze snopów słomy żytniej, zbierała się rodzina mamy. Na Boże Narodzenie starali się wszyscy przyjść lub przyjechać. Przemierzali setki, nawet tysiące kilometrów, żeby na Boże Narodzenie się spotkać z rodziną. Ile było w tym wszystkim radości, to prawie niemożliwe do wyrażenia. Obdarowywaliśmy się podarunkami i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy długie godziny. Szczególną frajdę miały dzieci – otrzymywały wiele prezentów, ale też pieniędzy. Moi rodzice zawsze się spieszyli, bo trzeba było iść także do drugiej babci, gdzie się zbierała rodzina mego taty. Czasem, jeśli było bardzo zimno i dużo śniegu, to zostawiali mnie i brata i szli sami. Uważaliśmy, że to było szczęście, bo w domku babci był duży piec, na którym można było spać. Piec był gorący, bo w nim nieustanie się wszystko gotowało i piekło. Babcia ścieliła nam pierzynę z puchu gęsi i tak spaliśmy na piecu wysoko pod sufitem. A do drugiej babci za prezentami można było pójść i dnia następnego...

Wówczas, i tak było do końca lat 80., kościołów na Ukrainie w ogóle nie było. Cerkwie zdarzały się bardzo rzadko. Ale do nich chodziły starsze babcie, które i tak już nie miały się czego bać. A wiele osób bało się, bo mogłoby stracić pracę czy szkołę. Jak zwykle, na święta przy cerkwiach dyżurowała milicja. A jeśli u kogoś znajdowali Biblię, to taka osoba mogła trafić do więzienia. W dodatku, święta kościelne zawsze były dniami pracującymi, a żeby to mało – ludziom dawali wtedy jak najwięcej do roboty. Dlatego rodzina mogła się zebrać razem dla świętowania tylko późno wieczorem. Ot, taka była historia. Jak dobrze, że ta głupota się skończyła. Jedna się niby skończyła, ale ile jeszcze tych głupot zostało...

Ze świętowania Bożego Narodzenia w rodzinie pani Jadwigi byliśmy bardzo zadowoleni. Dnia następnego poszliśmy do kościoła. Kiedy wróciliśmy, pani Jadwiga jeszcze przyniosła nam wszelkich możliwych potraw ze stołu świątecznego. A później jeszcze ze wsi powrócili nasi hotelowi sąsiedzi i ugościli nas ciastami. Mieszkaliśmy w tym małym hotelu na wsi siedem miesięcy i czas ten wspominamy bardzo miło. Dużo dobra doświadczyliśmy od ludzi, z którymi mieszkaliśmy. W zasadzie, w Polsce zawsze spotkamy się z dobrymi, ciekawymi ludźmi. Jesteśmy wdzięczni Bogu za Polskę i ludzi tutaj.


Tekst: Anatoliy Pudlo