Jestem szczęściarą, pochodzę ze Lwowa, spędziłam we Lwowie  27 lat swego życia i jestem zakochana w tym mieście, chociaż Warszawę też polubiłam z całego serca.  To, że w ciągu dwóch ostatnich lat bywam we Lwowie niestety niezbyt często, daje mi dość ciekawą możliwość spojrzenia na ojczyste miasto już nie tylko oczyma człowieka, który urodził się tam i wychował, ale także oczyma gościa, osoby z zewnątrz, która już nie wie wszystkiego i nie podąża za zmianami w mieście.
Teraz, kiedy moje codzienne życie jest raczej skoncentrowane w Warszawie, do Lwowa przyjeżdżam w roli podobnej do turystki, która pragnie zobaczyć jak najwięcej ciekawych miejsc, spędzić dużo czasu na wspaniałym starym mieście i pochodzić z przyjaciółmi po niedawno otwartych knajpach. W sumie jadę do Lwowa po to, żeby odpocząć. To mnie doprowadziło do myśli, że Lwów w ostatnich latach jest bardzo popularnym przystankiem dla polskich turystów, więc fajnie było by opowiedzieć coś korzystnego ludziom, którzy wybierają się do Lwowa z Warszawy, podzielić się swoim doświadczeniem, które składa się już nie tylko z zamieszkania we Lwowie, ale także przyjeżdżania do niego trochę jak do domu, a trochę jak na wakacje.

Najpierw kilka słów o tym jak najprościej trafić do Lwowa. Jeżeli mówimy konkretnie o drodze Warszawa-Lwów to mamy kilka sposobów – na przykład samolot. Niestety to droga opcja -  jeżeli kupować bilety, to bardzo-bardzo wcześnie na rożnych specjalnych ofertach, które bywają rzadko. Bilet kosztuje mniej więcej 1000 złotych. Droga wtedy trwa mniej niż godzinę. Znaleźć bilety można tu.

Najbardziej popularny sposób przejazdu to autobusy, które odjeżdżają z Dworca Zachodniego. Jest ich dużo: kilka rano, kilka wieczorem. Ja na przykład zawsze jadę o 21:30 z polskimi kierowcami, którzy są trochę grzeczniejsi niż kierowcy ukraińscy. Bilet z Warszawy do Lwowa kosztuje 90 złotych i nigdy nie wiadomo ile droga będzie trwać przez granicę, mniej więcej to jest 8 godzin. Uwaga! Toalety w autobusach nie ma, przystanek jest dwa razy za drogę, wiec nie rekomenduję popijania sobie piwka w drodze :) Bilety można kupić w kasie na Zachodnim albo online tu.

Teraz jest wielu prywatnych kierowców, którzy cały czas proponują na Zachodnim swoje usługi. Czasami można dobrze na kogoś trafić i zapłacić taniej niż za autobus. Ale nierzadko też można jechać na przykład z zamrożonym kurczakiem pod krzesłem, lub kiełbasą gdzieś nad głową, bo panowie kierowcy jeszcze oprócz ludzi wiozą też towar. 

Coraz bardziej popularnym staje się Bla Bla Car, ale tam też nigdy nie wiadomo do końca z kim będziesz jechać i dużo teraz na tym serwisie pojawiło się właśnie panów, którzy nie po prostu podróżują, a robią sobie z Bla Bla Caru biznes. Też warto zaznaczyć, że ostatnie kilka miesięcy na granicy są bardzo długie kolejki dla samochodów, można czekać nawet do 8 godzin, autobusy w tych kolejkach nie stoją, więc pod tym względem lepiej jechać jednak autobusem.

Dostaliśmy się wreszcie do Lwowa, gdzie mamy zamieszkać? Oczywiście mamy dużo wspaniałych hoteli, można je zobaczyć na przykład tu,ale moja rada jest taka: najwygodniej (szczególne jak jedziecie do Lwowa z przyjaciółmi na dobę czy kilka dni), wynająć sobie mieszkanko. Jest ich w okolicy centrum dużo i nie są drogie, a jak przeliczymy teraz złotówki, to można powiedzieć, że będzie po prostu tanio. Średnio, mieszkanie w samym centrum może kosztować około 400-500 zł, i zmoże tam się zmieścić mniej-więcej od 2 do 4-5 osób. Oferty można szukać tu.

Moja rada o mieszkaniu w okolicy centrum wynika też z tego, że dużo łatwiej wówczas poruszać się po mieście. We Lwowie mamy niestety nie zbyt fajną komunikację miejską. Autobusy nie jeżdżą według rozkładów, rzadko, nie ma normalnych przystanków i żadnej informacji na temat, jak gdzieś dojechać. Trochę coś się zmieniło w strefie tramwajowej, a tramwaje akurat poruszają się po całym centrum, jadą też do Lyczakową, słynnego parku Kajzerwald i też w stronę Lwowskiej Politechniki i Dworca Kolejowego. Wiec wynajmując mieszkanko w okolicy centrum, można spokojne po wszystkich najciekawszych miejscach Lwowa chodzić pieszo albo czasami skorzystać ze starych, ale miłych tramwajów.

Tylko we Lwowie...                   Tylko we Lwowie...
fot. Myrosław Trofymuk                                                             fot. Myrosław Trofymuk

No i najważniejsze gdzie we Lwowie warto pójść i co zobaczyć? Tutaj rada jest prosta: wszystko, co się da. Oczywiście większość jest skoncentrowana na starym mięście: rynek, katedra, kościoły i cerkwie, Lwowska Opera, mnóstwo pomników, Uniwersytet im. Iwana Franki. Też proszę nie zapomnieć, że trochę w bok i w górę od Rynku, warto pójść na Wysoki Zamek (chociaż dla krajobrazu, rekomenduję to zrobić wieczorem alb w nocy, a dzienny krajobraz Lwowa można zobaczyć z Lwowskiej Ratuszy na Rynku). Do Lyczakowa od Rynku można dojechać 2 tramwajem, albo pójść na pieszo, po drodze zobaczycie też nie mało ciekawego.

Ważne jest również, by odpocząć i dobrze zjeść po długich spacerach. Tutaj jedynym problemem będzie chyba bardzo duży wybór. Jeżeli chcecie poczuć starą, artystyczną duszę Lwowa, zajrzycie na ulicę Wirmensjką 35 do kawiarni Dzyga, jest tam też sala wystawkowa i często odbywają się koncerty lub spotkania kulturalne. Na ulicę Serbskiej koło Rynku będzie czekać na was Lwowska Manufaktura czekolady (bardzo smaczna) i atrakcyjne Mazoch- cafe. Na ulicy Szewskiej (też koło Rynku Głównego), znajduje się jedno z najnowszych miejsc we Lwowie – Restauracja Baczewskich, sama byłam tam niedawno po raz pierwszy i szczerze mówiąc jestem pod wrażeniem. Obok Baczewskich też są smaczne strudle, a prawie naprzeciwko też jest fajna nowa knajpa Teatr Piwa „Prawda”, która oferuje dużo rodzajów piwa własnej produkcji.

Więc, moi drodzy, we Lwowie nie będziecie głodnymi, ani też znudzonymi, bo tylko cos zwiedzicie, a zaraz się okaże, że obok też jest coś atrakcyjnego. Na każdej ulicy Lwowa, chowa się jakaś ciekawostka i trudno jest o tym opowiedzieć, trzeba przyjechać i spojrzeć na wszystko własnymi oczyma. Ostatnia rada: oprócz fajnego humoru, zawsze bierzcie ze sobą do Lwowa parasol, lwowska pogoda jest czasami wredna :)
 

Daryna Popil