W trakcie codziennego biegu, w momencie kiedy większość swojej uwagi poświeciłem arabskim rewolucjom i możliwościom obalenia dyktatorskich reżimów, umknęła mi bardzo ważna wiadomość, tyle ważna, co smutna. Nie jestem na siebie zły, ale wściekły! Nie czytałem polskiej prasy przez kilka dni, nie sprawdziłem internetu tak, jak mam w zwyczaju. Przez trzy dni byłem zajęty ważniejszymi sprawami i bzdetami codziennego życia. Dopiero wczoraj niespodziewanie dopadła mnie ta smutna wiadomość. Odeszła od nas na zawsze Małgorzata Gebert, szlachetna osoba o wielkim sercu pełnym miłości, współczucia i radości.

Kiedy piszę Małgorzata czuję się obco! Nigdy o Niej tak nie mówiłem. Zawsze była po prostu Małgosią, skromną, uśmiechniętą, serdeczną kobietą.

Wczoraj czytając wspomnienia o Małgosi zabolało mnie to, że prawie wszyscy pisali o aktywistce społecznej, działaczce akcji humanitarnych, trochę o działalności politycznej Pani Gebert, ale nikt nie pisał o zwykłej Małgosi, tej, którą miałem szczęście znać osobiście.

Małgosię poznałem przez jej męża, serdecznego kolegę i oponenta, redaktora Konstantego Geberta vel Dawida Warszawskiego. Kiedy pierwszy raz zaprosił mnie do swojego domu, nie miałem zielonego pojęcia, jak zareaguje jego rodzina. Wszak jestem Palestyńczykiem z pochodzenia nie ukrywającym swojego zaangażowania politycznego po stronie OWP, a wchodzę do żydowskiego domu. A tam miła niespodzianka! Uśmiechnięta Małgosia przywitała mnie bardzo serdecznie, roztaczała ciepło i serdeczność wokół nas. Opowiadała o meblu, przy którym siedzieliśmy, popijając pyszną kawę z ręcznego ekspresu. Kilka tygodni wcześniej przy tym samym ciężkim stole w kuchni odbywała się bardzo ważna debata polityczna między ówczesnymi ambasadorami Palestyny i Izraela w Polsce Hafeza Al.-Nimra i Shewacha Weissa.

Opowiadając mi tę historię, czułem poprzez słowa jej pragnienia, aby pokój zapanował w tym regionie, między tymi narodami, a żeby ziemia święta na zawsze zaznała spokój. Małgosia nie używała tych wielkich politycznych i prasowych haseł. Użyła prostszych słów, nie dlatego, że jestem obcokrajowcem, który może nie zrozumieć tego, ale dlatego, że sama była skromnym człowiekiem, troszczącym o los zwykłych ludzi, zamieszkujących ten region.

Ta troska była widoczna zawsze w różnych aspektach życia. Obchodzili ją ludzie nie tylko z Bliskiego Wschodu. Nieraz mówiła o innych nieszczęściach, które dotykały inne narody. Ją zabolała ta niesprawiedliwość na świecie. Dlatego właśnie chciała pomóc. Sama dużo wiedziała o tragedii Żydów w Europie do zakończenia II wojny światowej i nie chciała, żeby podobny los spotkał innych. Szkoda, że Małgosia nie doczekała, żeby zobaczyć zwycięstwo swojego życiowego dzieła, za to zostawiła po sobie rozkwitające drzewo nadziei: wiele jej projektów, akcji, działalności, ludzi, którzy dzięki temu nadal żyją i funkcjonują, to wszystko dowody na to, że będziemy Ją pamiętać, ale i tęsknić.

Kiedy kilka tygodni temu zadzwoniłem do Kostka, nie zastawszy go, rozmawiałem z Małgosią. Pytałem jak się czuje, co słychać. Jej głos i wola życia nie zdradzały, że to będzie nasza ostatnia rozmowa. Obiecałem, że zadzwonię jeszcze raz i umówię się z Kostkiem, a wtedy wszyscy się zobaczymy i wypijemy kawę jak zwykle. Żałuję, że obowiązki codzienne uniemożliwiły mi to spotkanie. Los często igra z nami.

Małgosiu, Będzie nam Ciebie brakować bardzo. Za każdym razem, kiedy zobaczymy człowieka w potrzebie bardzo będziemy tęsknić, ale i wtedy, kiedy widzimy, że dzieci ofiar wojny, jakim pomagałaś, cieszą się życiem i mają radosne dzieciństwo. Małgosiu, kawa bez Ciebie też nie będzie smakowała tak samo.

Żegnaj szlachetny Człowieku, którym los nam obdarował, żeby za chwile odebrać. Cześć Twojej pamięci.

Maged Sahly