Każdy człowiek ma swój dom, miasto gdzie on się urodził, przyjaciół z podwórka i szkoły, ulubione uliczki i knajpy w rodzinnym mieście, lecz nie każdy człowiek w ciągu życia  całkowicie zmienia swoje środowisko istnienia, zaczynając budować nowy dom, nowe wspomnienia, wreszcie swoje nowe „ja”. Mówię o nas – ludziach,  którzy z jakichś powodów zdecydowali się w pewnym momencie na wyjazd do innego kraju, na to, żeby spróbować coś całkiem innego.

Słowo „migrant” często nadal ma negatywny wizerunek jak i w języku ukraińskim, tak i polskim, migranci większości ludziom kojarzą się z kimś obcym, kimś, kto bez kawałku chleba w kieszeni i honoru w sercu, rzucił swój dom i przyjechał bosy i rozczarowany w życiu do innego kraju, gotowy na każdą brudną pracę by tylko zarobić kasę. Do dziś niektórzy ludzie starają się nawet unikać relacji z migrantami, bo to ktoś zewnątrz, ktoś, kogo trudniej poznać, zrozumieć. Co prawda w świetle ostatnich wydarzeń, więcej uwagi (też często negatywnej) na siebie przyjęło słowo „uchodźca”. Pozytywem tego jest to, że ludzie zaczynają czuć różnicę pomiędzy terminami „migrant” i „uchodźca”,  przestają  „rzucać” wszystkich obcokrajowców, co przyjechali do ich kraju do jednego worka. Zaczynają więc myśleć o migrantach trochę inaczej, a nawet lepiej.

Lecz w tym tekście, raczej by chciała trochę opowiedzieć o tym, co my – sami migranci, często myślimy o sobie, co czujemy i przeżywamy…

Po pierwsze  i najtrudniej jest to, że musimy dokonać zmiany własnego serca. Musimy go zrobić bardzo dużym i silnym, raczej nawet podwójnym, by mogło mieścić tam już na zawsze dwie różne rzeczywistości, kultury, języki, tradycję, poglądy. To właśnie my – osoby, które budują już nowy dom, ale wciąż kochają i odwiedzają stary, musimy nauczyć się, rozumieć, że całe życie będziemy jeździć z domu do domu…  Być migrantem na początku, to tak niby nawet masz dwa serca, korzystasz na odmianę to z jednego, to z drugiego, ciężko bardzo zrobić tak, by stało się jednym, by nadać mu całość i zjednoczyć swoje rozproszone po rożnych stronach granicy życie w jedyny Kosmos. Znam ludzi, którym do dziś,  nie udało się tego osiągnąć, albo wracają oni z powrotem do swego kraju, albo na odwrót zapominają swój pierwszy dom, swoje pochodzenie. Całkowicie zaczynają budować siebie z czystej strony, bo po prostu nie mogą wszystkiego w sobie zmieścić, nie umieją żyć z tym dużym, podwójnym sercem…

Z własnego doświadczenia wiem, że jest bardzo trudno uporządkować chaos w swojej duszy, związany z migracją do obcego państwa: najpierw adaptacja, olbrzymia tęsknota za Ojczyzną, potem kwestia przyzwyczajenia do dwóch domów, wychowanie i kształcenia tego podwójnego serca (już wcześniej, w innym tekście szczegółowo opowiadałam o okresie swojej adaptacji w Polsce). Zwalczając codzienne problemy migranta: barierę językową, wchodzenie w nową kulturę, nowe reguły we wszystkim, kłopoty z szukaniem pracy, mieszkania, z załatwieniem potrzebnych dokumentów do życia, w pewnym momencie zaczynasz rozumieć, że te wszystkie problemy, co spotkały ciebie w obcym kraju, zmieniają cie powoli, a właściwe robią cię silniejszą niż do tej pory osobowością.  Nawet ten fakt, że posługujesz się na co dzień obcym językiem, nawet gdy go już nieźle znasz, czyni tak, że twój mózg pracuje zawsze na większych obrotach, niż kiedy komunikujesz w ojczystym języku. Na pierwszy rzut oka to wymęcza człowieka, ale w skutku, bardzo rozwija intelekt, wyobraźnie, hartuje psychicznie.

Dawanie sobie rady w obcym kraju niesamowicie wzmacnia charakter człowieka, dlatego, że na co dzień bywa dużo nietypowych sytuacji, z których musisz szybko i kreatywnie znaleźć wyjście. Nawet standardowa wizyta do internisty wymaga od obcokrajowca więcej strat emocjonalnych i zmysłowych, niż od człowieka, co czuje się pewnie siebie i bezpiecznie, bo jest we swoim państwie. Ale mija jakiś czas, uczysz nowych słów (terminologię medyczną, prawniczą itp.), zaczynasz rozumiesz mentalność ludzi dookoła, spostrzegać jakieś niepisane reguły życia, co pomagają ci stać się trochę więcej swoim, nić obcym i dopiero wtedy odkrywa ci się ten inny świat, który, staje się już powoli twoim. I nagle stajesz się bardzo bogatym, bo umiesz już poruszać się swobodniej po tym nowym świecie, a we swoim starym, to już w ogóle czujesz się całkowicie wspaniałe, bo teraz w porównaniu możesz ocenić, że nawet załatwianie jakichś nieprzyjemnych spraw, kłótnie idą ci teraz bardzo łatwo  we swoim kraju, w swoim języku.

Doświadczenie migranckie zrobiło z ciebie śmiałego, dorosłego człowieka. Zrobiłeś  się silny, bardziej odporny na nieprzyjaźń ludzi, na nieudane pomysły i połamany plany. Teraz wiesz, ze  na pewno możesz dać sobie radę we wszystkim, bo znasz teraz już w dwa razy więcej, bo masz dwa wspaniały domy, no i posiadasz te ogromne, niesamowicie  otwarte na życie podwójne serce migranta, co biję się może trochę częściej niż zwykłe serce, ale i wytrzyma ono też więcej…

 

Daryna Popil