Bardzo lubię opowiadać swoim kolegom ze studiów ciekawostki o rodzimym kraju. Wiedzą o stanie języka białoruskiego, wiedzą że rosyjski to jednak inna mowa, że ekonomiczna sytuacja naprawdę jest taka jaka jest i że rozmawianie o niskim poziomie życia w Polsce w mojej obecności jest niedorzeczne. Czasem jeszcze dostaję pytania w rodzaju „czy naprawdę każdego dnia jecie ziemniaki”, ale to już jest mizerna mniejszość (Bogu dzięki).

Ulubionym tematem moich znajomych jest moja osobista „porównywarka” cech i osobliwości narodu białoruskiego i polskiego. Z mojego doświadczenia parę ciekawych punktów już się uzbierało, więc chętnie nimi się dzielę. A jak wiadomo, to co nie jest napisane na papierze, czy w danym przypadku – na stronie internetowej – nie istnieje, więc chętnie swoje spostrzeżenia udostępnię.

Na wschodzie Polska na pewno jest postrzegana jako kraj głęboko katolicki. W mojej wyobraźni widziałam zapchane kościoły, setki świętych, przechadzających się po ulicy i różańce w ręku każdego obywatela. Po latach mojej skromnej obserwacji udało mi się zauważyć, że Kościół w Polsce szczególnie przez młodych jest postrzegany jako jeszcze jedna twierdza władzy. W Boga się wierzy, chociaż coroczne marsze ateistów starają się temu zaprzeczyć. Nie wierzy się w samą kościelną strukturę, w rządy pro-katolickie albo też w świętość duchowieństwa.

Na Białorusi sytuacja jest inna, gdyż większość wierzących przyznaje się do konfesji protestanckiej, później do prawosławia i katolicyzmu. Wiara dla Białorusina zazwyczaj jest czymś dodatkowym, nie jest na stale wpisana do życia codziennego. Wszystko jest za sprawą czasów komunistycznych, kiedy w niedzielę przy kościelnych drzwiach stały nauczycielki i zapisywały nazwiska dzieci, z późniejszym oskarżaniem w czasie zajęć.

Najciekawszym z tematów dla każdego Polaka jest polityka. W tym czasie, gdy Białorusini trzymają się z dala od tego pola i, nie oszukujmy się, po prostu nie mają możliwości tam wkroczyć, Polacy stoją na straży swojej politycznej przyszłości. Każdy z obywateli tego kraju czuje potrzebę by podzielić się swoimi przekonaniami i co najważniejsze – wyrazić swoje niezadowolenie obecną polityką partii rządzącej. Można by się cieszyć, gdyż (Bogu chwała!) demokracja w tym państwie kwitnie, wybory są wolne, a krytyczne rozmowy nie grożą żadnymi sankcjami, jeśli by nie częste robienie z muchy dużego polskiego słonia.

Na Białorusi o polityce nie mówi się na ulicy. Nie wyraża się niezadowolenia i nie oskarża się najwyższych urzędników, gdyż demokracja w takich warunkach jest wymarzonym pojęciem. I chociaż w Polsce jest inaczej, każda rozmowa tak albo inaczej wejdzie w polityczne tematy. Po moim ciężkim spojrzeniu takie rozmowy szybko wygasają, nie przechodząc przez bramę nieporozumienia.

Jak w polityce, tak i w życiu codziennym Polacy lubią narzekać. I wcale się nie mylił jeden z naukowców, gdy przyrównał narzekanie do sportu narodowego. Składniki takiej narzekanki są różne, rozpoczynając od złej pogody i kończąc na opóźnieniu autobusu o 5 min. Na Białorusi nie istnieje takie pojęcie jak narzekanie. Białorusin może się żalić, że nie wystarcza mu pieniędzy, albo że w pracy nie jest doceniany. Żali się, może popłakać, ale po paru minutach kończy swoją opowieść i znowu zabiera się do pracy. Najpopularniejszym stwierdzeniem starszych ludzi jest „oby wojny nie było”, czy po ostatnich wydarzeniach na Ukrainie – „oby nie było Majdanu”. Białorusini wszystko przyjmują z wiarą i pochyloną głową oraz desperacko boją się zmian. Przejawienie się wewnętrznego oporu szczególnie jest zauważalne podczas stania w kolejce do lekarza i w czasie udzielania odpowiedzi na potrzeby sondy ulicznej dla wydań opozycyjnych.

 Polacy nie są ufni innym. Boją się fałszerstw, okłamania czy pokazywania ich w złym świetle. Na pewno każda osoba w świecie ma instynkt samozachowawczy przed cudzym człowiekiem, ale musisz naprawdę wykazać się sprawnością, by trafić do polskiego koła zaufanych ludzi. Zawsze porozmawia się o pogodzie, o znowu ż polityce, o ostatnich wydarzeniach, ale nie o tym, z jakiego powodu boli dusza czy serce. Białorusini natomiast, szczególnie kobiety, nie mają czasu na rozmowy o polityce. Jak już w długiej kolejce zagadały dwie panie, to rozmowa tak albo inaczej przyjdzie do rzeczy serdecznych.

To, że Polacy nie są ufni nawet wobec siebie naprawdę nie przeszkadza im pomagać innym. Kilka razy trafiło mi się uciekać do pomocy Polaków, i zawsze mogłam liczyć na pomoc. Panie w urzędach się nie liczą, ale nawet im udawało się złamać wszystkie stereotypy i odważnie wyjść z pomocą nie zważając na utrwalone srogie zasady.

Do tego Polacy jednak czują jedność narodową, i nigdy nie jest tak, że jedna osoba jest rozstrzeliwana za idee, ale cała grupa odważnie będzie stała w jednym rzędzie. Na pewno nie uważam, że Polak Polakowi wilkiem jest; raczej bratem, czasem niech sobie nie do zniesienia.

 

Cdn.

Jana Tkaczuk