Kiedy przyjechałem do Polski, był 26 września 2002 roku, czyli koniec lata, a więc dla mnie wielka zmiana klimatu, języka, poglądów, otoczenia, zwyczajów. O godzinie 11.00 z samolotu przywitał mnie piękny zielony las, który przypominał mi moje miasto Brazzaville. Był to pewnie Lasek Kabacki, gdzie chodzę często, żeby na przykład pomedytować. Potem musiałem poradzić sobie ze strażą graniczną – dać im odpowiedzi na kilka pytań, dotyczące celu podroży i czy mam z sobą pieniądze i ile. To spotkanie z nimi było bardzo zabawne, bo oni mówili po polsku i trochę po angielsku, a ja – po francusku, mieszając go z angielskim i linga (narodowy język w Kongo). To nasze spotkanie trwało długo, w zasadzie z brakiem dogadania. Później autobusu musiałem poszukać, nie jakiegokolwiek, tylko 175 – ten właśnie autobus mi polecił Pan Ambasador. Ale miło, bo autobus w kolorach, jakie znamy. Ale z biletami – zasady różne, bo jest tak, że u mnie w Kongo się kupuje bilet u kontrolera i to on następnie kasuje bilet – więc wsiadłem, nie panikowałem, tylko z cierpliwością czekałem na Tego Pana, o którym nie miałem pojęcia jak on wygląda i gdzie siedzi. Bo, jak przypominałem sobie – w Kongo kontroler ma swoje miejsce w autobusie – i u niego bilet kupuje się tak, jak np. w kinie. Trochę dziwne było to, że w tym długim autobusie 175 nie było jego miejsca – ale, dobra, może każdy kraj ma inne metody.
175 rusza, a ja nadal nie mam biletu, tylko trzymam w ręce banknoty za 10 zł, które wymieniłem w kantorze na lotnisku – miałem je na ten bilet do 175 i jeszcze na bilet do pociągu, bo potem do Krakowa musiałem się dostać. Potem domyśliłem się, że tego Pana raczej nie będzie i postanowiłem zapytać po mojemu (francuski mieszany z angielskim i trochę lingala). Obok, gdzie stałem, siedziała miła pani z córką, która mi dała bilet za darmo. Pomyślałem, że jeszcze na pewno Ten Pan przyjdzie teraz, żeby kasować, bo u mnie nie ma kasownika. To właśnie Ten Pan nim jest. Nie widziałem, że potem musiałem ten bilet skasować. Ludzie wchodzili do autobusu i kasowali bilety, więc zapytałem i ta pani powiedziała, że tak, też musisz skasować. Nie pomyślała, że nie poznałem jeszcze zabawy z biletami i tak właśnie zrobiłem, ponieważ Tego Pana wciąż nie było. Ale nadal zastanawiałem się, dlaczego go tu nie ma, bo chciałem zobaczyć, jak On wygląda i jak jest ubrany. A bilet skasowany z numerem 094 12916828 N do tej pory mam na pamiątkę.

Dojechaliśmy na Dworzec Centralny, a po drodze co 5 minut pytałem, czy już jestem pod tym adresem, który jest napisany na kartce. Na kartce miałem napisane nazwy, których znaczenia nie widziałem. Wiedziałem, że to jest coś związanego z pociągami. Ustaliłem sobie więc, że jadę autobusem 175, potem biorę pociąg, więc kiedy zobaczę pociąg jak u mnie – to na pewno się zorientuję, że to już tutaj. Patrzę na wprost, jest napisane tak jak miałem na kartce – więc teraz pytanie, jak zrobić, żeby tam się dostać. Widać też postój taxi, ale na moim planie nie było tego – czy Pan ambasador się pomylił? Raczej nie, bo parę razy go pytałem, a więc może, może...
Dobra, zapytam taxi, pewnie pokaże adres, ale ten z dziwną miną patrzy na mnie i mówi, że przecież to jest tam. Pokazuje mi palcem – no, ale jak mam tam się dostać? On mi pokazuje, że pod ziemią się przechodzi, a ja nie wiem, o co mu chodzi, przecież jest wolny – i tak dalej. A może nie chce mnie po prostu się zabrać?
Dobra, idę do drugiego – on to samo mi mówi. I nagle ktoś się pojawił i mnie zabrał do tego przejścia pod tą ziemią. Trochę to było dziwnie, bo u mnie w Kongo nie mamy czegoś takiego jak przejścia pod ziemią. Pod ziemią to jak życie pozagrobowe, a ja zdziwiony byłem, że tam tyle ludzi i jeszcze sklepy. Kupiliśmy bilet i dalej na peron. A tam tak jak w autobusie – co 5 minut pytałem czy tu gdzieś stoi na pewno pociąg, co pojedzie do Krakowa, bo też u mnie tylko po jednym peronie jest.

Tak Warszawa mnie przywitała. A gdy byłem na szkoleniach, wiedziałem od razu, że muszę z językiem się zapoznać, żeby się dogadać z Polakami. I wiedziałem już, że biletu się nie kupuje u kontrolera, tak jak u mnie. Ale też, że w Polsce można dostać go od miłych ludzi albo się go sobie kupuje. I że potem nie można czekać na kontrolera, żeby skasować, bo on tylko mandat ci wypisuje. No i jeszcze to, że pod ziemią są nie tylko martwi ludzie, ale żywi też.


Tekst: Wvarwzeky-Wez Kombo-Bouetoumoussa