Niemal dokładnie rok temu od sensacji wokół jej osoby kipiały przede wszystkim portale i gazety szanujące swój plotkarsko-brukowy charakter. Z nie mniejszym zaangażowaniem uwijali się paparazzi, ale tematu nie omijały także poważne media. W zasadzie inaczej być nie mogło, bo oto w sidła służb specjalnych wpadła właśnie jedna z bardziej rozpoznawalnych celebrytek. Bohaterka wspominanej fabuły to Weronika Marczuk – producentka filmowa, aktorka, prawniczka, jurorka w programach telewizyjnych. Ukrainka z pochodzenia, a od wielu lat obywatelka Polski, niegdyś żona Cezarego Pazury. Jednak dramaturgia nie zawiązałaby się, gdyby nie druga strona – Centralne Biuro Antykorupcyjne, a także jego dziś już nie tak tajny agent Tomasz, papierowa torebka po perfumach i 100 tys. złotych w środku. Z koniecznej faktografii należy jeszcze przypomnieć, że pakunek z zawartością pomaszerował w kierunku od mężczyzny do kobiety, którą następnie zatrzymano w związku z domniemanym przyjęciem łapówki w zamian za pomoc w ustawieniu planowanej prywatyzacji pewnego wydawnictwa.
Dziś za sprawą książki 'Chcę być jak agent', która na początku listopada trafiła do księgarń, Weronika Marczuk pragnie przedstawić swoją wersję tamtych wydarzeń. Autorka wyraźnie nie zgadza się z uproszczeniami, jakie zawisły nad tą historią, a swoją pracę traktuje jak pewnego rodzaju katharsis, niezbędne do dalszego funkcjonowania.

Narracja książki płynie dwoma nurtami – pierwszy to niemal dokumentalny zapis zdarzeń od momentu zatrzymania autorki przez CBA do jej uwolnienia, a drugi opiera się na opisie życia osobistego od dzieciństwa w rodzinnym Kijowie aż po szczyty popularności nad Wisłą: „Ze swojej biografii postanowiłam użyć tyle, ile jest potrzebne dla zrozumienia dlaczego właśnie mnie służby wybrały jako cel tej prowokacji” – mówiła Weronika Marczuk w połowie listopada podczas prezentacji w warszawskim klubie Traffic. W książce oczywiście analizuje te przyczyny, z których wynika, że nie bez znaczenia było jej pochodzenie i kontakty tak w Ukrainie, jak i w świecie polskiej polityki: 'Celem samym w sobie miała być grupa polityków. Przed moją sprawą była – zresztą również nieudana – ta z „willą Kwaśniewskich”. W takiej sytuacji, kiedy nie wyszło z grubymi rybami, to prawdopodobnie postanowiono zrobić sukces na mojej osobie. Jak było widać rok temu PR-owo i medialnie, ta akcja wyszła służbom wręcz fenomenalnie' – mówiła autorka podczas prezentacji, podkreślając, że jest przekonana, iż ostatecznie zdoła udowodnić swą niewinność.

Książka to również okazja do powiedzenia kilku słów na temat zakończonego już małżeństwa z Cezarym Pazurą, przy czym autorka wyraźnie mówi również, że zawiodła się jego postawą w momencie, kiedy została zatrzymana przez CBA. Jednak najgorsza w jej ocenie była nagonka mediów, o czym także pisze w swojej książce.
Na spotkaniu w Traffiku, Weronika Marczuk podkreślała też, że nie chce się w żaden sposób tłumaczyć, bo jest absolutnie przekonana o swojej niewinności. Apelowała zarazem, by w takich jak jej i podobnych sprawach, zwłaszcza media, powstrzymywały się od ferowania przedwczesnych wyroków, którymi często można złamać bądź absolutnie zatruć czyjeś życie: 'Kiedy dzieje się coś takiego, nie masz szansy tego odkręcić. Jeden człowiek z całą machiną nie wygra, niezależnie od tego, że racja jest po jego stronie. Wszystko trwa latami, dlatego tak trudno się potem zrehabilitować' – stwierdziła, zapewniając jednocześnie, że wierzy w ludzi i w to, że są w stanie zatrzymać rozkręconą wcześniej spiralę pomówień.

Książka raczej powinna zainteresować ludzi ciekawych świadectwa osoby, która spotkała na swojej drodze rodzimego Jamesa Bonda – bezkarnego i anonimowego, który 'mógł wszystko i miał wszystko'. Po lekturze można spróbować postawić sobie pytanie, a mianowicie czy Marczuk przekonuje, a najlepiej razem z nią doczekać rozwiązania tej nadto przeciąganej przez organy sprawiedliwości sprawy. Z drugiej strony szkoda, że historia z prywatyzacją okazała się prowokacją służb specjalnych, bo w budynku, którym interesował się agent Tomasz, według jego obietnicy Weronika Marczuk miała też założyć siedzibę dla Centrum Polsko-Ukraińskiego: ' [...] może chcą państwo czegoś dowiedzieć się o Ukrainie? Szuka pani rodziny? Nie ma problemu. Pomożemy. Mamy autoryzowane kontakty z większością instytucji i w kraju, i w Ukrainie. Chciałby pan zobaczyć Krym? Skierujemy, gdzie trzeba, a tymczasem tu są foldery. Nawiązać współpracę z producentem maszyn? Zapraszamy. Obok księgarnia, kawiarnia i restauracja […]. W Polsce jest wielu Ukraińców. Nie mają swojego kąta. A przecież muszą tęsknić. Tego nie można stłumić.' – pisze Weronika Marczuk o swoich planach wobec takiej instytucji i obiecuje, że kiedyś te marzenia spełni.


Tekst: Grzegorz Spodarek