Wietnamczyków jest w Polsce kilkadziesiąt tysięcy. Mieszkają tu od lat, ucząc się lub pracując. Czy ten czas pozwolił im na opanowanie języka tak różniącego się od ich ojczystego? W języku wietnamskim czasowniki nie odmieniają się przez czasy ani osoby, rzeczowniki nie odmieniają się przez przypadki, a polskie „rz”, „sz”, „cz” to prawdziwa udręka dla wszystkich Azjatów. Czy mieszkający tu Wietnamczycy nauczyli lub uczą się języka polskiego? W latach 50. po nawiązaniu stosunków politycznych pomiędzy dwoma socjalistycznymi państwami – Polską Rzeczpospolitą Ludową i Socjalistyczną Republiką Wietnamu – wietnamscy studenci przyjechali do kraju nad Wisłą, żeby podjąć naukę na państwowych uczelniach. Właściwie wszyscy, którzy przybyli do Polski w ramach tej współpracy, swój pierwszy rok w nieznanym kraju spędzili na intensywnej nauce niezrozumiałego, trudnego języka polskiego. Edukacją przybyszów z Azji zajęło się Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców przy Uniwersytecie Łódzkim, najstarsze centrum nauki języka polskiego. Nie bez powodu wspomnienia z życia studenckiego Wietnamczyków w Polsce, wiążą się często z tym miastem. Jednak Wietnamczycy jeszcze przed przyjazdem do Polski przechodzili kurs języka w Wyższej Szkole Języków Obcych w miejscowości Thanh Xuan, będącą obecnie jedną z dzielnic stolicy Wietnamu – Hanoi. Jak wspomina Ngô Đăng Quang, ucząca tam wówczas lektorka z Polski, na zeszycie miała wydrukowane proste, lecz wiele mówiące hasło „ Handel to życie”. Z kolei we fragmentach Polskiej Kroniki Filmowej opowiadających o uczących się polskiego Wietnamczykach zobaczymy młodego Thanha dającego przykład zdania z użyciem przyimka „obok”: „Lud polski zawsze stoi w walce przeciw amerykańskom agresorom obok ludu wietnamskiego.”

Wietnamczycy przyjeżdżający do Polski na studia musieli nauczyć się języka polskiego. Rozumienie języka było niezbędną umiejętnością do uzyskania dobrych wyników w nauce, a dobre i bardzo dobre wyniki były oczekiwane przez wietnamskie władze; były paszportem, dzięki któremu młodzi maturzyści z Wietnamu mogli wyjechać do bratniego kraju. Później ta umiejętność przydała się Wietnamczykom w pracy. Handel, który stał się główną działalnością przedsiębiorczych i zdecydowanych na dalsze życie w Polsce Azjatów, wymagał umiejętności komunikacyjnych – pomagała nie tylko znajomość języka, ale i polskich realiów. Wietnamczycy, którzy przyjeżdżają do Polski od lat 80. i 90., wiążą swój pobyt z pracą, nie ze studiami. Przyjeżdżają tu zachęcani opowieściami tych, którzy „byli i widzieli”. W podróży do Polski pomagają im krewni, którzy już tu się osiedlili, lub specjalne agencje, które za cztery tysiące dolarów „przerzucają przez zieloną granicę”. Drogi z Wietnamu do Polski są niestety różne – nie wszystkie legalne i nie wszystkie przyjemne. Kiedy jednak Wietnamczyk już się tu znajdzie, sposób w jaki dostał się do Polski i cel jego pobytu często decyduje o tym, jaka będzie jego znajomość języka polskiego.

Wietnamczycy, którzy zdążyli się w Polsce zaaklimatyzować, sprowadzają swoich bliższych i dalszych krewnych. Najbliżsi są sprowadzani, by połączyć często rozdzielone tysiącami kilometrów małżeństwa i rodzeństwa. Kiedy już stać ich na utrzymanie rodziny w Polsce, wysyłają swoje dzieci do polskich szkół, żeby zapewnić im jak najlepszą edukację, a tym samym, szansę rozwoju. Dalsi krewni, jeśli nie stać ich na własne utrzymanie i naukę, podejmują pracę u zaprzyjaźnionych Wietnamczyków lub rodziny, która już prowadzi własny biznes. Ci dalsi krewni oraz Wietnamczycy, którzy przybywają do Polski przez zieloną granicę, mieszkają w Polsce, by zarabiać i wysyłać zaoszczędzone pieniądze do domu, dlatego cały dzień spędzają w pracy. Czasami praca ta wymaga jedynie kontaktów z rodakami, więc uczą się jedynie podstawowego słownictwa i niezbędnych zwrotów. Ich znajomość polskiego jest ograniczona, a czasem żadna. Wymagająca praca nie pozostawia czasu na naukę języka ani nawiązywanie kontaktów z Polakami, przy których mogliby ten język wykorzystać. Nie czują więc potrzeby, by zgłębiać tę obcą i trudną mowę.

Młode pokolenie, będące dziećmi Wietnamczyków mieszkających w Polsce od lat, chodzi do polskich szkół i studiuje na polskich uczelniach. Stanowi niesamowity kontrast z wcześniej opisaną grupą. Rodzice wietnamskich dzieci naciskają, by uczyły się one języka niezbędnego do podjęcia studiów. Wietnamskie dzieci mówią płynnie po polsku, dostają piątki z polskiego i piszą po polsku wiersze. Chcąc zapewnić im jeszcze lepszy start, rodzice namawiają je do nauki języka angielskiego, francuskiego, niemieckiego.. Po kilku latach okazuje się, że wietnamski nastolatek płynnie mówi w dwóch językach i ma doskonałe wyniki w nauce, ale nie potrafi zrozumieć rodziców ani opowiedzieć im po wietnamsku, co robił w szkole. Problemem tej grupy Wietnamczyków nie jest więc nieznajomość polskiego, ale ich ojczystego języka. Społeczność Wietnamczyków w Polsce stara się zapewnić im możliwość nauki języka, organizując niedzielną szkółkę, jednak wszyscy wiemy, jak zachęcające są dla młodego człowieka takie zajęcia. Zapracowani rodzice nie mają czasu, by pomóc dzieciom w nauce wietnamskiego. I gdy przychodzi okres młodzieńczego buntu, problemem jest nie tylko różnica pokoleń, ale i bariera językowa uniemożliwiająca kontakt między nimi.

Nie wszystkie wietnamskie dzieci w polskich szkołach mówią jednak płynnie po polsku. Część Wietnamczyków nie mogła sobie pozwolić na wychowywanie potomstwa od najmłodszych lat w Polsce. Ich dzieci mieszkają w Wietnamie z dziadkami lub innymi krewnymi. Gdy rodzice zaoszczędzą pieniądze na ich przyjazd, trafiają do polskiej szkoły mając osiem, jedenaście, a czasem i szesnaście lat. Polska szkoła w żaden sposób nie jest przygotowana na przyjazd takich dzieci . Jest to zjawisko nowe, z którym nauczyciele radzą sobie jak mogą – namawiając inne dzieci do uczenia nowego kolegi/koleżanki języka, prosząc o pomoc pedagoga lub innego nauczyciela, czy w końcu na własną rękę wspierając dziecko w trudnej sytuacji. W zależności od wieku i pochodzenia, takie dzieci mają różnego rodzaju trudności z nauką języka polskiego. Dzieci młodsze w naturalny sposób szybko przyswajają język, starsze mają problem z nadążeniem za programem szkolnym, wymagającym od nich rozumienia rozbudowanego tekstu literackiego i zaawansowanego słownictwa. Te, które wychowały się w wietnamskich miastach, są pewniejsze siebie i chętniej podejmują wyzwanie, jakim jest ich nowa sytuacja życiowa. Młodzi wychowani na wsi są onieśmieleni nie tylko nowym miejskim światem, ale na dodatek nieznanym krajem, językiem i mentalnością europejską. Boją się mówić po polsku i nawiązywać znajomości z młodymi Polakami, przez co wolniej zdobywają praktyczne zdolności językowe. Dodatkowa trudność to ograniczone możliwości nauki polskiego jako języka obcego. W Warszawie Wietnamczycy najczęściej decydują się na kurs językowy w centrum językowym Polonicum lub bezpłatne zajęcia np. w liceum przy Raszyńskiej. Wielu z nich stara się też o korepetytorów, jednak osób mówiących jednocześnie po wietnamsku i po polsku, a do tego zainteresowanych taką pracą, jest niewiele. Nie ma też polsko-wietnamskich podręczników do nauki języka.

Nieznajomość polskiego sprawia, że w wielu życiowych i ważnych sytuacjach Wietnamczycy muszą polegać na zaprzyjaźnionych osobach znających oba języki lub płacić za usługi tłumacza. Nie chodzi tu tylko o tłumaczenie umów czy pomoc w urzędzie, gdzie nawet Polacy często nie wiedzą, czego się od nich oczekuje. Zebrania w szkole, wizyty u lekarza, zakładanie konta w banku, tłumaczenie przychodzącej z urzędów poczty – nawet najprostsze kwestie są czasem nie do załatwienia bez pomocy osoby trzeciej, najczęściej pobierającej za to opłatę. Dla Wietnamczyków płacenie za tego typu pomoc jest oczywiste, nie wiedzą o instytucjach i punktach informacji dla cudzoziemców, w których mogliby prosić o pomoc. Takich miejsc jest zresztą w Warszawie bardzo niewiele i przeważnie nie współpracują one z tłumaczem języka wietnamskiego. Nieznajomość języka polskiego przez Wietnamczyków jest też niestety wykorzystywana przez Polaków. Zastraszeni Wietnamczycy, którzy nie rozumieją ich i nie znają swoich praw, padają ofiarą wyłudzających pieniądze „urzędników skarbowych”, autobusowych kanarów czy policjantów, którzy zniecierpliwieni trudnościami w porozumiewaniu się, traktują cudzoziemców z wyższością czy pogardą. Trudno jest im znaleźć odniesienie pomiędzy Polakami pracującymi w Anglii czy Irlandii a Wietnamczykami w Polsce, choć i jedni, i drudzy nie zawsze mają możliwość nauki języka.

Wietnamczycy mieszkający w Polsce najczęściej chcą uczyć się języka, ponieważ wiążą swoją przyszłość z tym krajem. Chcą rozumieć swoje dzieci mówiące po polsku i rozumieć Polaków. Starsi rzadko będą mówić płynnie i zawsze będą mieli problem z odmianą czasownika i rzeczownika, ale młodzi potrafią posługiwać się płynnie nawet językiem literackim. Ci, którzy nie uczą się polskiego, albo nie mają takiej możliwości, albo nie stanowi to dla nich priorytetu, bo „jedną nogą” są wciąż w ojczyźnie. Tą „nogą” jest często ich rodzina, której przesyłają zarobione w Polsce pieniądze i do której mają nadzieję kiedyś wrócić.


Tekst: Đàm Vân Anh