Europa, uchodźcy, skrócona mapa skojarzeń, camp, kiełbasa. To wszystko połączył spektakl "Rozmowy uchodźców", zrealizowany w ramach projektu "TUMULT! Teatr w muzeum", którego premiera odbyła się 9 listopada w Muzeum Historii Żydów Polskich.
Bazująca na dziele Brechta i obecnych realiach polityki międzynarodowej wobec kryzysu migracyjnego sztuka, miała uświadomić nam jaka naprawdę jest rzeczywistość. Dobitnie pokazać efekty manipulacji, uprzedzeń i tendencji władz do destrukcji Unii Europejskiej. Opowiedzieć o tym, czego wszędzie ostatnio bardzo dużo. W mediach, w polityce, w prywatnych rozmowach, w naszym lub czyimś życiu. Ale opowiedzieć inaczej niż zazwyczaj. Dać inspirację do odnalezienia innego sensu. Przyczyny. Zestawić różne światy.
Takie odczytałam zamiary.
I delikatnie pisząc, nie do końca je znalazłam pod przykryciem tego, o czym na samym wstępie recenzji. To było inne przedstawienie tego, co już znamy. Ubrane w złoto, technologię, wulgarność. Zobaczyłam bohaterów, którzy nie rozumieją swoich postaci. Którym absolutnie nie zaufałam. Którzy powtarzali nudzące się już obrazy, słowa i formy. Którzy za tą przerysowaną, odpowiednią dla lat 60. campową często estetyką tak ukryli sens, że aż nie zdążyli go przekazać. A szkoda, bo temat bardzo zobowiązuje, jeśli już bierzemy go na warsztat.
Reasumując - człowiek świadomy niczego nowego się nie dowie. Człowiek nieświadomy niczego nie zrozumie.
Autorka: Angelika Szkołuda