Minął miesiąc od kiedy na wielokulturowej mapie Warszawy pojawiło się nowe miejsce: to Hala Koszyki, oferująca kulinarną eskapadę dookoła świata. Kiedy opadły już pierwsze emocje związane z długo oczekiwanym otwarciem, zajrzeliśmy na ulicę Koszykową, aby bez reszty stracić głowę dla ręcznie robionego włoskiego makaronu, sosu tamaryndowego i puddingu chia.
Gdyby Juliusz Verne był pisarzem współczesnym, niewykluczone, że Phileas Fogg wybrałby wygodniejszy wariant okrążenia Ziemi przy użyciu…noża i widelca. Smakowanie (dosłownie!) innej kultury to jedno z najbardziej niesamowitych przeżyć, jakich można doświadczyć: kompozycja przypraw, dobór produktów, sposób przyrządzania potrawy mogą przekazać więcej, niż niejedna opowieść.
Dla wszystkich amatorów gastronomicznych podróży mamy dobrą wiadomość: od tej jesieni mogą raczyć się daniami z najdalszych zakątków globu także w nowo otwartej Hali Koszyki, gdzie pod wspólnym dachem królują smaki: Indii, Tajlandii, Meksyku, Japonii, Włoch, Hiszpanii i Pakistanu.
Zapowiedź ponownego otwarcia hali przy ulicy Koszykowej budziła wiele emocji - wzniesiony na przełomie XIX i XX wieku kompleks wpisał się na stałe w krajobraz i historię Warszawy, nic więc dziwnego, że mieszkańcy miasta z ciekawością czekali na efekty rewitalizacji. Powstałe w tym miejscu nowe centrum targowo-restauracyjne („warszawski tygiel”, jak jest określane przez swoich twórców) spotkało się z ciepłym przyjęciem warszawiaków. Mamy podstawy podejrzewać, że mogły przyczynić się do tego między innymi niezwykłe wegańskie burgery przygotowywane przez palestyńskiego szefa kuchni oraz przepyszny hinduski Chicken Tikka Masala.
Koszyki mają w zanadrzu także coś specjalnie dla tęskniących za przygodą kulinarnych tradycjonalistów oraz nowicjuszy w dziedzinie gastro-podróży: część restauracji oferuje egzotyczne smaki dostosowane do naszych narodowych upodobań. Oczywiście to gość decyduje, jak bardzo „spolszczone” ma być jego danie. Ci, którym nie brakuje odwagi mogą spróbować najostrzejszego meksykańskiego sosu w Warszawie :)
Niestety, zawsze w końcu przychodzi ten moment, kiedy w brzuchu zaczyna brakować miejsca, a droga wiedzie w przód i w przód, jakby powiedział Bilbo Baggins. Jeśli nie ma się pojemności żołądka godnej hobbita – zawsze można przerwać swoją wędrówkę po kuchniach świata i wrócić na trasę kiedy odzyska się siły (niektóre restauracje w Hali czekają na gości nawet do godziny 01:00). Tej podróży nawet Phileas Fogg nie ukończyłby w osiemdziesiąt dni.
Autorka: Julia Witkowska