Przez tyle lat mieszkam w stolicy, mogę powiedzieć, że od 25 czerwca 2005 roku, kiedy to – tuż po moich urodzinach, który obchodziłem w Krakowie – postanowiłem wrócić do domu. Bo czuję się z Warszawy, nawet jeśli Kraków, Poznań, Olsztyn czy Lublin chciały mnie zatrzymać. Tak więc wyruszyłem do domu, a jak w każdym domu, musi ktoś w nim czekać. Muszę przypomnieć, ze Warszawa wiąże się nie tylko ciałem, ale i z duszą, dlatego tu się czuję jakby na nowo się narodził i to jest Moja Matka, wiec Mama, skoro tu jestem, na pewno jakaś siostra na mnie czeka, żeby kontynuować dzieła w stolicy. Więc, jak legendy zawsze mówią, że nadzieja jest matką głupich, ale ma swoje dzieci, które kocha, więc nadzieję zawsze trzeba mieć. To zaczęło się na Woli, bo była Jej Wola. Musimy zapamiętać, że od 5 października 2010 r. jestem jak nowy w życiu, bo dostałem pobyt tolerowany, wiec musiałem wielkie sprzątanie zrobić, żeby zacząć od nowa.
Więc dzielnica Wola, gdzie długo mieszkałem i mam dużo szacunku do tej dzielnicy, bo ma w sobie to coś. Pamiętam, że jak szukałem, gdzie zamieszkać, to wiedziałem, że chciałem tu właśnie zamieszkać. Po obejrzeniu innych dzielnic, ta była ostania i padał deszcz, a deszcz jest bardzo ważny symbol.
To było 17 listopada 2010, kiedy byłem z kolegą w Wola Parku, żeby zorientować się, czy jest w tym centrum handlowym jakieś miejsce do wynajęcia. Muszę jeszcze coś powiedzieć – że Wola Park był bardzo blisko od mojego miejsca zamieszkania i często tam robiłem zakupy. Ale 17 listopada tam już nie mieszkałem, a poszedłem tylko coś się dowiedzieć. A i z miłości do mojego centrum handlowego postanowiłem zrobić też zakupy z tym kolegą – mieliśmy coś przygotować do jedzenia. Pamiętam, chciałem zrobić pyszne kanapki po waszemu (ciabata, ryba smażona, sałata, ogórek, pomidor), więc musiałem kupić te składniki. Więc na dział warzywny. I wtedy to ją zobaczyłem. Ona ważyła jej ulubione warzywo (ogórek kiszony). Spojrzałem na jej Uśmiech, potem zniknęła i ponownie się pojawiła, poważyła jeszcze, pewnie za mało wzięła, ale ten jej drogi uśmiech. I zniknęła.
A ja nie widziałem, gdzie byłem. Zapomniałem, że poszliśmy na zakupy, kolega poszedł szukać czegoś, a dopiero jak wrócił, ja wróciłem na ziemię. Nie widziałem, gdzie poszła. Biedny i zmartwiony, ale jak przypomniałem sobie, że nadzieja jest Matką głupich, która ma swoje dzieci i je kocha. I to właśnie zacząłem praktykować – że Cud istnieje. Moja modlitwa została wysłuchana. Zawsze po zakupach lubię właśnie skorzystać z kasy samoobsługowej, bo Ta dusza też lubi z niej skorzystać i dzięki temu znowu się widzieliśmy. Musiałem zagadać, mimo ze miała obok siebie dziecko w wózku. Postanowiłem dać namiary z tą nadzieją, że może da znak życia.
I znowu moja wiara i nadzieja zadziałała, a Matka mnie zrozumiała, że czas nadszedł poznać swoją siostrę. Pierwsze spotkanie w Parku Moczydło.
Cel: karmienie kaczek. Bo to też jej i moje zainteresowanie. Tylko chciałem dowiedzieć się, jak Ona kroi pieczywo dla nich, bo ja kupuję chleb tostowy i kroję jak na grzanki do kremu – i łatwiej im jest wtedy tak pokrojone pieczywo jeść.
Potem na kaczki na Targówku, gdzie mieszkałem do 15 listopada, blisko Parku Bródnowskiego. Tylko tam nie wiedziałem, że w zimie basen jest pusty i kaczki latają gdzie indziej. Więc tam żadnego karmienia nie było, ale za to blisko Muzeum Olimpijskie. Udało nam się nakarmić dzieci, bo tak je nazywamy. A kolejne karmienie było w Parku Saskim. A planujemy zaliczyć wszystkie parki w Warszawie, żeby nakarmić kaczki – bo to miłe uczucia pomagać tym ptakom. A jak kroje i kroje, to z miłością, bo to szlachetne ptaki i oni też pewnie to czują.
Chcemy też poznać to nasze ukochane miasto i zrobić co się dla niego da. A ta kobieta jest rodowitą warszawianką z Woli i tam się urodziła. Dziękuję ci, Matko, za Siostrę. Niech twoja opieka będzie zawsze nad Nami.
Tekst: Wvarwzeky-Wez Kombo-Bouetoumoussa