Wstaję rano, robię kawę, siadam do laptopa. Cieszę się, że to dzień, kiedy mogę popracować w domu i nigdzie nie wychodzić. Piję kawę, staram się sobie przypomnieć, dlaczego tak ciężko mi jest na sercu, czy coś złego wydarzyło się wczoraj… Aha, jasne, znów śniła mi się wojna, tym razem uciekałam od wrogów i odczuwałam w śnie jak dopadła mnie kula, leciała mi po plecach gorąca krew, bolało… W dzieciństwie zawsze miałam dziwne i bardzo realistyczne sny, często mi też śniły się różne bitwy, walki, nie wiem dlaczego, może byłam w innym życiu żołnierzem czy jakimś atamanem… Ale teraz te sny są straszne jak nigdy, bo istnieją naprawdę, nie tylko w mojej świadomości, a na terenach mojej Ojczyzny. Każdego dnia, ja i miliony innych Ukraińców staramy się normalnie żyć, pisać doktoraty, pracować, kochać, nawet chodzić na piwo, nie udajemy dla innych, że trwa normalne życie, udajemy dla siebie, żeby nie zwariować, żeby nie myśleć o tym, że jutro może przyjść nie do wszystkich z nas. 

Tylko czasami nadchodzi moment, kiedy więcej nie możesz udawać, kiedy chce ci się stać pośród szerokiej ulicy w centrum Warszawy i głośno krzyczeć do wszystkich ludzi dookoła, wyjaśnić im, że oni chodzą, śmieją się, myślą o jakichś głupstwach, a w kraju obok dzieję się coś strasznego, przyszedł tam olbrzymi potwór, on ma na razie tylko jedną głową, ale i tak spalił swoim ognistym oddechem już wiele żyć, a przez kilka dni, tydzień, urośnie mu jeszcze kilka głów i być może zje całe błękitno-żółte królestwo. A potem, potem ludzie posłuchajcie mnie! Potwór może przyjść i do was, jego pazury, naostrzone do ciał waszych sąsiadów mogą zaczepić kawałki spokojnej codzienności, rozerwać normalny świat na drobiazgi i już nigdy nic nie będzie tak samo. Paralelny świat, który leci z ekranów telewizorów, komputerów jest prawdziwym i za chwilę może być za późno na samo życie, od potwora nie uratuje was ani Syrenka z mieczem w ręku, ani Smok Wawelski, ani europejskie obywatelstwo. Bo potwór jest szalony, nieprzewidywalny i uwielbia przemoc, nie można nadal udawać, że wróci do swojej jaskini i zaśnie syty po kilku setkach, tysiącach ofiar, zawsze mu będzie mało. 
 
Wiem kochani moi polscy przyjaciele, że martwicie się o nas, że każdego dna gdzieś zza rogu wyskoczy wam ten „ukraiński kryzys”, współczujecie nam, ktoś szczerze, ktoś automatycznie, wiem, że czasami jest wam nas już za dużo i też zaczynacie udawać, że wszystko nie jest tak źle, że ta wojna to gdzieś daleko, gdzieś niby w innym wymiarze. Czasami sama chcę tak myśleć, niby pomaga to, że jestem daleko od domu, tutaj z wami, w innym spokojnym świecie bez wojny. Ale można się zapomnieć na godzinę, na pół nocy, na kawałek roboczego dnia, a potem znów rozumiesz, że jednak potwór jest prawdziwy i chce krwi, może i nie tylko ukraińskiej i powraca strach, nie za siebie, nawet nie za bliskich i nie za całą Ojczyznę, a za cały świat. Świat, który oglądał, jak w stolicy Ukrainy strzelają do cywilów snajperzy, świat, który teraz daje potworowi łapówki i gładzi go po głowie, tylko by nie zaczepiał ich bajki, świat, który nie rozumie, że wojna na Ukrainie, to wojna zła przeciwko ludzkości.

Drodzy moi polscy bracia i siostry, wybaczcie nam, że „pchamy się” ze swoją wojną w wasze gazety, telewizory, komputery, w wasze okna, drzwi, myśli i serca. Pchamy się dlatego, by wyjaśnić o co chodzi naprawdę. By nie stała się nasza wojna – waszą i jeszcze czyjąś, trzeba zrozumieć wreszcie to, że potwór mieszka w naszej rzeczywistości, nie w paralelnej, żeby go zabić, najpierw trzeba uwierzyć, że on istnieje i że jest niebezpieczny. Nie chcę więcej dzielić się z wami swoimi koszmarami, nie chcę tracić przyjaciół i martwić się o każdy następny dzień, chcę żeby był jeden świat, gdzie nazywamy rzeczy swoimi imionami, gdzie zło nazywa się złem i trzeba go niszczyć. Proszę, nie zostawiacie nas w paralelnym świecie, my tutaj obok jeszcze oddychamy, a z pomocą was i innych, może nawet przetrwamy. 
 
 
 
Daryna Popil