Jakiś czas temu pojawiła się koncepcja ukuta przez niejakiego Samira Amina - eurocentryzm.  W skrócie chodzi tu o to, że uważamy kulturę europejską za najlepszą, dominującą i przodującą na świecie. Mówiąc o kulturze europejskiej myślę również o kulturze Stanów Zjednoczonych. Koncepcja ta rozkwitła w czasach kolonialnych, gdy kultura europejska była narzucana innym, właśnie z powodu tej wiary w jej wyższość. Koncept eurocentryzmu nie umarł wraz z wybuchem rewolucji i walk o niepodległość, pozostał żywy, przede wszystkim w filozofii i naukach społecznych, w których wiedza oscyluje wokół tego, co dzieje się i powstaje w Europie.
Kolonializm jest wciąż żywy w umysłach ludzi wielu kultur - Europejczyków ale i całej reszty. Cały czas dążymy do standardów życia ustalonych przez Europejczyków. Wszystkie nasze koncepcje postępu  i dobrobytu bazują na tym, co dyktuje Europa, a wraz z nią Stany Zjednoczone. Dominacja Zachodu jest oczywista nie tylko jeśli wziąć pod uwagę wpływ na kulturę popularną i trendy ale również to, jak decydujemy się przeżyć nasze życie. Nawet patrząc na cele, jakie sobie stawiamy jako ludzie - dążymy do tego, żeby być bardziej jak Europejczycy, aspirujemy do bycia Europą.

Dyskutowanie, czy też kultura europejska jest naprawdę lepsza od innych, to wdawanie się w dyskurs, która nigdy nie będzie mieć swego końca; każda kultura ma wiele cech pozytywnych, każda ma swoje strony negatywne. Jednak lata po zakończeniu epoki kolonialnej oznaki nadrzędnej pozycji  Europy są widoczne w stylu życia i celach a jeszcze bardziej w roli wybawcy, jaką wzięły na siebie kraje europejskie.
Ta rola miała swoje konsekwencje - zarówno pozytywne jak i negatywne.

W jakim stopniu interwencjonizm Europy i USA przyczynił się do pojawienia się licznych kryzysów na całym świecie, to oddzielna kwestia, wymagająca lat analiz, nie da się jednak zaprzeczyć, że każde z działań wojennych podjętych przez mocarnych na rzecz "cywilizacji" odbiło się echem szerszym niż to pożądane. Prawo do postępowania w podobny sposób nigdy nie będzie podważane -  z jakiegoś powodu wszyscy zgadzamy się, że to oni są sprawiedliwymi sędziami, którzy przynoszą ze sobą dobrobyt do każdego zakątka świata. Czy tak jest w istocie? Powiedziałbym, że historia to oceni, ale historia pełna jest zdarzeń niejednoznacznych i niedopowiedzianych.

Sprowokowanie tej dyskusji nie jest przypadkowe. Praktycznie niemożliwe jest stworzenie prawdziwie wielokulturowego społeczeństwa, jeśli w głowie tkwi nam cały czas koncept, że którakolwiek z kultur jest lepsza od innej, nie wspominając już o kulturze europejskiej. Wielokulturowość to ćwiczenie na tolerancję, szacunek i zrozumienie, to tolerancja dla idei i tradycji innych, szacunek dla innych punktów widzenia i dla nas samych i zrozumienie, że fakt, ze nasza kultura wspaniale się rozwinęła nie oznacza, że jesteśmy kulturą najlepszą, czy bardziej zaawansowaną. Wielokulturowość wymaga szacunku i otwartości po obu stronach: żadna z kultur nie jest nadrzędna, żadna z kultur nie może się narzucać. W przypadku imigracji, jest to myśl, która musi być obecna w głowach zarówno lokalnych mieszkańców jak i przybyszy, ponieważ integracja i wielokulturowość  może kwitnąć tylko wtedy gdy żadna ze stron nie próbuje narzucać swojej kultury.

Ważne jest, żeby zapomnieć o eurocentryzmie, czy jakimkolwiek innym centryzmie, zwłaszcza takim, w którym panuje wiara w posiadanie absolutnej racji. Kontynuowanie stosowania taktyki interwencjonizmu i prowadzenia wojen - jak robią to rządy państw-  to przelewania wciąż świeżej krwi. Nadszedł czas, aby otworzyć się na dialog i nauczyć sie dzielić, bez względu na stronę tej barykady po której się znajdujemy.


Vladimir Guzman
tłum. Agnieszka Dmyterko