Bardzo ciężko przeżyła moja rodzina wieść o katastrofie smoleńskiej. Być może dlatego, że sami jesteśmy Polakami, a może po prostu dlatego, że jesteśmy ludźmi. W katastrofie zginęła prezydencka para i duża część kierownictwa państwa, a także wszystkie osoby, które były z nimi. Początkowo, w ogóle ciężko było uwierzyć, że takie zdarzenie mogło mieć miejsce. W tych dniach zadzwoniłem do mamy na Ukrainę. Matka płakała, kiedy oglądała wszystkie relacje w telewizji. Mówiła, że to ogromny żal, że tyle ludzi, tacy ludzie. Pół roku przed katastrofą w Smoleńsku, nagle zmarł mój ojciec. Rana jest więc jeszcze świeża. Bardzo dobrze rozumiem ludzi, którzy nagle stracili bliskich... Bóg nie patrzy na tłum. Bóg patrzy na każdego z osobna. Każdy to czyjś syn, córka, ojciec, matka, mąż, żona, dziadek, babcia, wnuk, wnuczka. Każdego ktoś kochał i każdy kogoś kochał. Każdy miał życie własne. I nagle, dla nich wszystko się skończyło. Straszna utrata dla rodzin, straszna utrata dla Polski.

Bardzo się chciało być w tej tragedii razem z narodem polskim. Nie mogliśmy patrzeć na wszystko przez telewizor. Chcieliśmy brać udział we wszystkim. Kiedy mieszkamy w czyimś domu, to nie można być obok tego, co tam się dzieje. Pojechaliśmy więc do Warszawy (bo wtedy mieszkaliśmy pod Warszawą). Kupiliśmy kwiaty i razem z żoną poszliśmy do Pałacu Prezydenckiego. Tysiące, miliony ludzie idą i idą. Spokojnie, cicho, każdy w swoich myślach. U każdego w oczach pytanie: 'Dlaczego to się stało? Czego Bóg chce nauczyć?' Odpowiedź brzmi – jedności i zgodności (zgody). Później chodziliśmy i do Pomnika Piłsudskiego. Wtedy cała Polska jak jedna rodzina opłakiwała i oddawała ostatni szacunek swoim synom i córkom.

Życzę, żeby naród polski zachowywał jedność taką nie tylko w tragedii, ale i we wszystkich działaniach.


Tekst: Anatoliy Pudlo