W tym roku po raz pierwszy NIK zbadał praktyczne działanie uchwalonej w 2005 r. ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, która w znacznym stopniu określa funkcjonowanie nie tylko Ukraińców, ale i dwunastu innych oficjalnych mniejszości w Polsce. Główny komunikat tego materiału mówi, że ogólnie w kontekście zachowania i rozwoju mniejszościowej identyfikacji nad Wisłą nie jest źle, ale nie obyło się bez zastrzeżeń. NIK skontrolował 51 państwowych i samorządowych jednostek w siedmiu województwach badając okres od 2007 do marca 2010 roku. Izba stwierdziła na przykład, że 61% gmin nie prowadziło żadnych działań, które przedstawiałyby większościowemu społeczeństwu problemy, ale i znaczenie mniejszości w kulturalnym pejzażu danego regionu. Znaczna ilość gmin nie prowadziła nadzoru nad organizacją nauczania języków mniejszości w szkołach i nie współpracowała w tej materii z mniejszościowymi organizacjami. Aż 31% gmin tego rodzaju problematyki nie wprowadzało na posiedzenia swoich rad. Raport pokazuje również, że 2 na 7 skontrolowanych samorządowych domów kultury nie miały żadnych propozycji dla mniejszości funkcjonujących w danym regionie. Nie najlepiej wypadły także niektóre szkoły: w 75% jednostek brakowało podręczników do nauki, w przypadku Ukraińców – do języka, historii i geografii. Zaniedbywanymi okazali się również Romowie, bo 33% szkół nie zdobywano środków na pomoc romskim uczniom, a 60% nie powołało tzw. romskich asystentów w szkołach. Także MSWiA nie do końca wywiązywało się z obowiązków wypływających z ustawy o mniejszościach – jedne z poważniejszych zarzutów to te, że ministerstwo nie zwracało kosztów wymiany tablic z nazwami miejscowości na dwujęzyczne, oraz nieprawidłowości przy udzielaniu i rozliczeniu dotacji na projekty mające na celu rozwój kultury i tradycji mniejszościowej.

Władza, zwłaszcza samorządowa, powinna intensywniej współpracować z organizacjami mniejszości narodowych – to jeden z główniejszych pokontrolnych wniosków. Są też rekomendacje dla ministra edukacji, który powinien poprawić system organizacji oświaty mniejszościowej, a zwłaszcza doprowadzić do powołania odpowiedniej liczby metodystów tego rodzaju nauczania. Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast powinni intensywniej dbać w podległych im jednostkach (szkoły, domy kultury) o propozycje dla mniejszości narodowych, a także pomagać ich organizacjom w zdobywaniu europejskich funduszy na rozwój tożsamości i kultury.

Stwierdzając pewną ilość uchybień, kontrolerzy konstatowali ostatecznie, że ustawa działa dobrze. Jednak, gdy pracownik NIK-u oficjalnie mówi, że dzięki danym z kontroli przy najbliższej okazji, np. Euro 2012, będzie można pochwalić się tym, że Polska jest państwem, w którym przestrzega się praw mniejszości, to u mnie pojawiają się pewne wątpliwości. Czy tak określony cel – pochwalić się – na pewno w żaden sposób nie wpłynął na jakość końcowych wniosków? Dlaczego ten sam urzędnik występując jakiś czas temu przed sejmową komisją mniejszości narodowych i etnicznych, gdzie posłowie i przedstawiciele mniejszości wspólnie analizowali ów raport nie stwierdził: 'Nasze pokontrolne wnioski być może są zbyt radykalne, ale to wyłącznie po to, abyśmy podczas Euro 2012 mogli pochwalić się tym, że naszym mniejszościowym uczniom nie brakuje podręczników nie tylko do nauki języka ojczystego, ale także historii i geografii krajów, z jakimi się utożsamiają'. Zresztą, dokładnie na tym polu niebawem będzie mógł wykazać się stołeczny samorząd. W MSWiA jest praktycznie w końcowej fazie przygotowanie dokumentu 'Strategia rozwoju ukraińskiej oświaty w Polsce', w którym na prośbę ukraińskiego środowiska zapisano postulat o powołaniu na początek dwujęzycznych klas, a w dalszej perspektywie – odrębnej ukraińskiej szkoły w Warszawie.

Ciekawe, czy kiedyś NIK zdecyduje się skontrolować poziom realizacji tego dokumentu i czy znajdzie momenty, w których będzie warto pochwalić się osiągnięciami przed światem. A może tak jak w kontekście ustawy o mniejszościach postawi na przewagę plusów nad minusami? Jeżeli tak będzie, to raczej nie stracą na aktualności słowa posła Kazimierza Kutza, wice-przewodniczącego sejmowej komisji mniejszości narodowych i etnicznych, wypowiedziane podczas debaty nad raportem NIK: 'Jako obywatel i jako poseł jestem zawiedziony kryteriami i językiem tego dokumentu. Zawsze było tak, że informacja o kontroli NIK była dokumentem, który właściwie dochodzi do brzegu spraw, jakie domagają się prokuratora. Chodzi o to, żeby ujawnić stan prawny, napiętnować nieprawidłowości, zwrócić uwagę ministerstwu i urzędnikom, że tam jest coś nie tak. Jeśli dane dotyczą ponad 50%, to jak można nazwać to nieprawidłowościami?' – mówił wówczas poseł, który często powtarza również, że jest przedstawicielem najliczniejszej w Polsce mniejszości śląskiej, której jednak państwo oficjalnie nie zauważa.

Może jakimś pocieszeniem dla posła Kutza byłby fakt, że nawet tych 13 mniejszości uznanych w ustawie z 2005 r. czasami też mają dosyć dziwny status. Dziennik Rzeczpospolita analizy raportu NIK dokonał w tekście, którego tytuł brzmiał 'Gminy nie pomagają obcym'. Ciekawe jak poczuli się czytając to Białorusini czy Ukraińcy w Polsce, których ustawa z 2005 roku uznaje za mniejszość m.in. dlatego, że ich 'przodkowie zamieszkiwali obecne terytorium Rzeczypospolitej Polskiej od co najmniej 100 lat'. To smutne, że nawet będąc oficjalnie uznanym i stając się przedmiotem badań poziomu tego oficjalnego badania, można być ciągle obcym.


Tekst: Grzegorz Spodarek