Każdy Nowy Rok to dobra okazja by prześwietlić miniony, a ten dla 'Ukraińskiej Warszawy' był szczodry nie tylko pod względem różnych kulturalnych akcji – koncertów, spotkań, pokazów – ale także naniósł na mapę stolicy dwa nowe miejsca, które pozostają trwałym świadectwem związku wschodnich sąsiadów ze stolicą Polski. Na początku września postawiono i uroczyście odsłonięto, w obecności prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Wiktora Juszczenki, pomnik poświęcony ofiarom Wielkiego Głodu na Ukrainie w latach 1932-33. Zwany po ukraińsku „Holodomorem”, został sztucznie wywołany przez Stalina i zabrał, według różnych szacunków, od 5 do 7 milionów ludzkich istnień. Działo się to w czasie kiedy na ukraińskich polach bogato obrodziła pszenica, jednak w rezultacie stalinowskiej polityki świadomego niszczenia ukraińskiego narodu ludzie umierali z głodu. Narzędziem tej zbrodni była kolektywizacja rolnictwa i bezwzględna egzekucja narzuconych chłopom obowiązkowych, nieodpłatnych kontyngentów na dostawy produktów rolnych w wymiarze przekraczającym ich możliwości. Zanotowano także przypadki kanibalizmu.

Elity polityczne Rosji do dziś nie są w stanie rozliczyć się ze swojego udziału w tych wydarzeniach, za to polski Sejm zrobił to już w 2006 roku: „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej łącząc się w bólu z bliskimi ofiar Wielkiego Głodu na Ukrainie, który w latach 1932-1933 kosztował życie miliony mieszkańców ukraińskich wsi, potępia totalitarny reżim odpowiedzialny za to ludobójstwo” - napisano w stosownej uchwale.

Prezydent Lech Kaczyński stojąc przed pomnikiem na warszawskiej Woli mówił między innymi, że polsko-ukraińska przyjaźń, pomimo wielu trudnych momentów we wspólnej historii, jest potrzebna po to, aby podobne tragedie nie mogły się już wydarzyć w przyszłości. „Klęski głodu bywają, bywają także czasy nieurodzaju, ale to był głód mający złamać naród i jego opór przed kolektywizacją a wykorzystane wówczas metody zasługują na miano ludobójstwa. Miliony ludzi, w tym kobiet i dzieci, ginęło w rezultacie zaplanowanych działań” - mówił wówczas Lech Kaczyński.

Ukraiński prezydent z kolei przypominał, że ta ogromna tragedia narodu ukraińskiego była efektem represji mających spowolnić odradzanie się Ukrainy jako niepodległego państwa. Juszczenko dziękował także polskiemu parlamentowi, który jako jeden z pierwszych nazwał Wielki Głód ludobójstwem oraz Polakom i społeczności ukraińskiej, którzy uczestniczyli w obchodach 75. rocznicy tej tragedii.

Drugi nowy punkt na mapie „Ukraińskiej Warszawy” to popiersie światowej sławy śpiewaczki operowej, Salomei Kruszelnickiej, którego uroczyste odsłonięcie odbyło się 19 listopada 2009 roku w Teatrze Wielkim Opery Narodowej. Autorem rzeźby jest lwowski artysta Wasyl Jarycz a wykonano ją dzięki wsparciu Międzynarodowej Fundacji „Open Ukraine”. Słusznie zauważył biorący udział w uroczystości odsłonięcia popiersia ambasador Ukrainy Olexander Motsyk, że Kruszelnicka, będąc skarbem narodowym Ukrainy, swoim talentem wzbogaciła również sztukę polską, a jej życie i twórczość jest doskonałym przykładem połączenia ukraińskiej i polskiej historii oraz kultury.

Salomea Kruszelnicka urodziła się 23 września 1873 roku w Białej koło Tarnopola. Była córką proboszcza greckokatolickiego. Ukończyła konserwatorium we Lwowie, w prywatnej szkole śpiewu prof. Walerego Wysockiego, zaś dalsze studia kontynuowała we Włoszech. Przez cztery sezony występowała w Warszawie, wsławiając się rolami w operach Stanisława Moniuszki, dzięki którym udało jej się przełamać panującą wówczas modę na operę włoską.

Na scenie po raz pierwszy Kruszelnicka wystąpiła 13 kwietnia 1893 roku na koncercie galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego w sopranowej partii solowej do oratorium „Mesjasz”. We Lwowie pracowała przez następne dwa lata, by w sezonie teatralnym 1895/1896 przenieść się do Odessy, potem do Włoch, a w 1897 roku do Chile. W roku 1898 Salomea przyjechała do Warszawy, gdzie otrzymała angaż w Warszawskim Teatrze Rozrywkowym, a występ w „Aidzie” był jej debiutem na tej scenie. Krytycy mówili wówczas, że należy do śpiewaczek, jakich mało na scenie warszawskiej – ładna, dystyngowana, o głosie pięknym, dużym, świetnie wyszkolonym, obdarzona wyjątkowymi warunkami zewnętrznymi. Cieszyła się wielkim powodzeniem, a jej ostatni występ w Operze Warszawskiej odbył się dzień przed wigilią Bożego Narodzenia 1902 roku, w partii Amelii w „Balu maskowym”.

Ewa i Janusz Łętowscy w swej książce „Przygoda z operą” o Kruszelnickiej napisali m.in. że niesłusznie w świecie zalicza się ją do polskich śpiewaków, bo choć zostawiła sporo nagrań w języku polskim i związana była z polską sceną, to zawsze pozostawała dumną ze swego pochodzenia Ukrainką. W 1939 roku 67-letnia wówczas artystka powróciła do Lwowa, by odwiedzić rodzinę i tam zastała ją II wojna światowa. Ostatecznie zdecydowała się zamieszkać we Lwowie na stałe i została profesorem lwowskiego konserwatorium. Zmarła 16 listopada 1952 roku we Lwowie i została pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim.

W związku z tym, że Ukraina ostatnio kojarzyła się przede wszystkim z pandemią grypy (z pandemią prezydenckich wyborów pewnie też), należy ostrożnie wybierać aurę za oknem, ale jeżeli ta ostatecznie będzie sprzyjająca, to na pewno warto zafundować sobie „ukraińskie spacer” po stolicy. Dzięki wspomnianym miejscom ta podróż będzie dłuższa, ale zarazem ciekawsza. I tak, na Woli poznamy trochę historii, potem w centrum jest już miejsce symbolizujące wspaniały śpiew operowy, do tego religia na Pradze (prawosławny sobór św. Magdaleny) lub na ul. Miodowej (cerkiew greckokatolicka), a na Mokotowie spotkanie z literaturą, bo właśnie tu, u zbiegu ulic Goworka i Spacerowej, stoi ukraiński wieszcz sławetny, „Kobziarz” Taras Szewczenko. Komu będzie mało, ten przy odrobinie chęci odnajdzie na pewno w Warszawie jeszcze kilka ukraińskich tropów, albo niech po prostu rusza w stronę stepów – warto, tym bardziej, że choć za oknem zima, to przecież ciągle idziemy w stronę wiosny!

Grzegorz Spodarek (гс)