Od młodzieńczych lat nie przestaję się zastanawiać nad prawdziwą definicją pojęcia tożsamości. Właśnie dlatego w czasie swoich licznych podróży zawsze starałem się zrozumieć, jak inni postrzegają świat, a także swoją pozycję w stosunku do świata, do innych ludzi, do cudzoziemców, rodziny czy też przyjaciół. Ja sam jako członek diaspory (pochodzącej z Antyli) zastanawiałem się, w jaki sposób osoby zmuszone do opuszczenia swojej ojczyzny mogą i powinny przystosować się do warunków panujących w nowym otoczeniu.

Jeśli chodzi o mnie, moja rodzina emigrowała z dawnej kolonii, zamienionej teraz na departament francuski, do stolicy Francji, żeby znaleźć tu lepsze warunki do życia. Okazało się, że było to bardzo gwałtowne przejście, mimo że nie musieliśmy uczyć się nowego języka i mimo że zarówno we Francji, jak i na Martynice dominuje religia katolicka. Szybko zauważyłem jednak, że kolegom pochodzącym z dawnych kolonii, które uzyskały niepodległość, albo z krajów niefrancuskojęzycznych było dużo trudniej się przystosować, głównie ze względu na język i religię, jako że większość z nich to muzułmanie. Myślę, że zamieszki, które wybuchły w Paryżu i na jego obrzeżach w 2004 roku, stanowią jedną z bezpośrednich konsekwencji nierozwiązanych problemów tożsamościowych.

Podczas swoich poszukiwań odkryłem kilka pojęć, które według mnie przybliżają nas do rozwiązania problemów tożsamościowych obecnych praktycznie w każdym państwie na świecie. Pojęcia te to: transkulturalizm, transkulturacja i konwergencja. Według definicji z angielskiej Wikipedii transkulturalizm to „widzenie siebie w innych”, które „rozciąga się na wszystkie kultury ludzkie” i/lub „zawiera elementy pochodzące z różnych kultur”.

Termin transkulturalizmu został po raz pierwszy zdefiniowany przez kubańskiego antropologa Fernando Oritza w 1947 roku. Według Oritza zdefiniowanie tego pojęcia wymaga syntezy dwóch równoczesnych procesów: akulturacji i dekulturacji. Akulturacja to porzucenie własnej kultury na rzecz innej, natomiast dekulturacja to utrata lub przebudowa danej kultury. W wyniku syntezy tych dwóch terminów powstaje zjawisko neokulturacji, zwanej również transkulturacją.

Żeby zilustrować te akademickie pojęcia konkretnym przykładem, możemy sobie wyobrazić, że pewien Polak opuszcza swoją ojczyznę i emigruje do USA, następnie żeni się z Peruwianką, mają dwoje dzieci i wszyscy emigrują do Holandii. Dzieci tej pary należą do rodziny, którą można nazwać transkulturową. Jeśli będą chciały zintegrować się ze społeczeństwem holenderskim, a jednocześnie bez problemów funkcjonować w swojej rodzinie, prawdopodobnie będą musiały przyswoić sobie przynajmniej trzy kultury, co stanie się źródłem kultury hybrydowej, którą zapewne przekażą kiedyś swoim dzieciom.

Dodatkowe wyjaśnienia koncepcji transkulturalizmu przynosi książka Richarda Slimbacha zatytułowana „The Transcultural Journey”, w której autor tłumaczy, że transkulturalizm to również współdzielenie pewnych wartości bez względu na granice kulturowe czy narodowe. Innymi słowy, Slimbach sprowadza transkulturalizm do sytuacji, w której człowiek wychodzi w swoim myśleniu poza granice własnej ojczyzny, ale nie traci przy tym swojego ośrodka kultury, czyli kultury ojczystej.

Proces transkulturacji okazuje się bardzo złożony, jeśli rozpatrujemy go na poziomie makrosocjalnym. W skali jednostki wstępne konflikty mogą zostać rozwiązane dzięki wspólnym wartościom. Dwie osoby różnego pochodzenia i różnego wyznania może połączyć przyjaźń i wzajemny szacunek na przykład dzięki temu, że grają w jednej drużynie piłkarskiej.Natomiast na poziomie makrosocjalnym źródłem konfliktów jest zazwyczaj sąsiadowanie ze sobą i wyznaczanie granic, co powoduje izolację pewnych społeczności, które chcąc się bronić przed innymi, jednoczą się ze względu na pochodzenie etniczne, przekonania religijne czy wspólne tradycje. Historia pokazuje, że na początkowym etapie nie da się uniknąć takich konfliktów, ponieważ stanowią one jeden z nieodzownych warunków współistnienia.Historia pokazuje również, że konflikty takie są w końcu rozwiązywane. A rozwiązanie przybiera najczęściej formę zjawiska zwanego konwergencją kultur.

W przeciwieństwie do etnocentryzmu, według którego w obrębie tego samego społeczeństwa jedna grupa etniczna powinna zajmować wyższą pozycję niż inna, konwergencja polega na współistnieniu wielu grup o różnych korzeniach etnicznych, religijnych i kulturowych. Takie pokojowe współistnienie jest możliwe dzięki poczuciu przynależności do „wyższej” grupy etnicznej, pojmowanej jako naród. Dzieje się tak w przypadku Stanów Zjednoczonych, gdzie żyje wiele różnych społeczności, których członkowie czują się przede wszystkim Amerykanami. Również w Europie wiele narodów powstało dzięki temu, że kilka regionów, posiadających własny dialekt i zwyczaje, zjednoczyło się w jedną wspólnotę za sprawą języka. Na przykład Francja składa się z regionów, które mają swoje własne dialekty, a mimo to funkcjonują pod wspólną trójkolorową flagą (Alzacja, Bretania, Kraj Basków, itd.).

Wracając do pojęć transkulturalizmu i transkulturacji, są one moim zdaniem najlepiej wyjaśnione w książce zatytułowanej „Transculturalism: How the world is coming together”. Autorem tej pozycji jest Claude Grunitzky, który pochodzi z Togo, a mieszka w Londynie, Paryżu i Nowym Jorku i jest redaktorem naczelnym magazynu TRACE – dwumiesięcznika ukazującego się w kilku krajach. Pisząc swoją książkę odwoływał się do znanych transkulturalistów, takich jak fotografowie: Jamel Shabazz, Larry Clark i Ellen von Unwerth, pisarze: Alix Sharkey, Stephen Greco i Anicee Gaddis, a także gwiazdy sceny i ekranu: Alicia Keys, Rosario Dawson czy Tiffany Limos.

W opisie książki można przeczytać:
„Transkulturalizm wykracza poza kategorie rasy, religii, seksualności i klasy społecznej, a także poza jakiekolwiek klasyfikacje sporządzane z góry przez socjologów. Transkulturaliści prowadzą życie uznawane przez niektórych za niezwykłe. Podróżują do odległych krain, ubierają się w sposób niekonwencjonalny i tworzą swój własny styl. Mieszkają w dzielnicach, do których kiedyś nie mieli wstępu ich rodzice, i zajmują stanowiska, uznawane niegdyś za wykraczające poza ich kompetencje.
Odbieranie, tworzenie i ocenianie czegoś, co nie należy do ich własnej kultury, nie stanowi dla nich problemu. Wykazują się ogromnym potencjałem twórczym w wielu postępowych dziedzinach. Niektórzy nazywają ich transkulturowymi heretykami, ale wielu innych widzi w nich ludzi przyszłości”.

Na zakończenie niniejszego artykułu, który mam nadzieję pobudzi ciekawość czytelników, chciałbym powiedzieć, że według mnie przyszłość opiera się na zrozumieniu pewnej prostej prawidłowości: kultury dnia dzisiejszego mogą stać się tradycjami dnia jutrzejszego, a każdy człowiek powinien zadbać o to, co pozostawi w spadku swojemu potomstwu.


Lude Reno
Tłum. Magdalena Ziemska