Wywiad z Katarzyną Klimkiewicz, autorką scenariusza i reżyserką filmu 'Hanoi-Warszawa', która swoim scenariuszem wygrała konkurs Młode Kadry – Debiutanci Telewizji Kino Polska. Ten krótkometrażowy film miał swoją premierę w 2009 roku i już wtedy otrzymał Nagrodę Specjalną na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. To jednak w tym roku obsypany został nagrodami na festiwalach w Polsce i za granicą, a zwieńczeniem sukcesu była niedawno przyznana w Tallinie Europejska Nagroda Filmowa EFA. Trwający niecałe pół godziny obraz opowiada historię młodej Wietnamki, która przedostaje się do Polski przez zieloną granicę. Jej celem jest dotarcie do Warszawy, gdzie czeka na nią narzeczony i lepsze życie. Ta podróż będzie jednak dla niej pasmem upokorzeń i przemocy.

Dam Van Anh: Wiem, że jeszcze zanim powstał scenariusz do 'Hanoi-Warszawa' interesowały cię historie cudzoziemców, ich obecność i sytuacja w Polsce. Dlaczego ostatecznie zdecydowałaś się uczynić głównymi bohaterami swojego filmu właśnie Wietnamczyków?

Katarzyna Klimkiewicz: Kiedy jeszcze funkcjonował bazar na Stadionie Dziesięciolecia starałam się poznawać i rozmawiać z ludźmi różnych narodowości, którzy tam pracowali. Udawało mi się z nimi porozumieć po angielsku lub po rosyjsku, ale Wietnamczycy stanowili grupę, której przez barierę językową nie mogłam bliżej poznać. Potrzebowałam pomocy tłumacza i w ten sposób poznałam Ton Van Anh*, która opowiedziała mi o losie Wietnamczyków próbujących dostać się do Polski. Wiele z tych historii było szokujących, trochę na początku nie dowierzałam jej i myślałam, że przesadza. Sama wcześniej nie zdawałam sobie sprawy jak trudne mogą być doświadczenia Wietnamczyków. Ciężko było mi uwierzyć, że nie mówi się głośno o tych sprawach. Zaczęłam jednak sprawdzać opowiedziane mi przez Ton Van Anh historie - rozmawiałam z Fundacją La Strada, strażą graniczną w Przemyślu i okazało się, że dramatyczne przeżycia Wietnamczyków próbujących przekroczyć zieloną granicę są prawdziwe. Historia, którą ukazuje Hanoi-Warszawa mogłaby wydarzyć się naprawdę. Starałam się, by była to wiarygodna, realna opowieść. Wszystkie sytuacje ukazane w filmie mogłyby wydarzyć się w rzeczywistości. Scenariusz konsultowałam z Wietnamczykami, Fundacją La Strada czy pracownikami straży granicznej. Czerpałam z ich wiedzy i doświadczenia – niektóre sceny w filmie obrazują sytuacje, które miały miejsce w rzeczywistości.

DVA: Czy miałaś poczucie, że poruszasz temat tabu? Jak takie instytucje jak straż graniczna reagowały na twoje zainteresowanie tym tematem? Czy chętnie udzielały ci pomocy czy raczej starały się ukryć problem?

KK: Nie powiedziałabym raczej, że jest to temat tabu. Jest z pewnością niewygodny, ale również dość niejednoznaczny i właśnie dlatego trudno jest się na ten temat wypowiedzieć, określić swoje stanowisko. Straż graniczna w Przemyślu bardzo mi pomogła realistycznie odtworzyć pewne miejsca, przysyłając na przykład zdjęcia granicy polsko-ukraińskiej.

DVA: Jak w takim razie Wietnamczycy reagowali na ten temat?

KK: Myślę, że ten temat jest trudny nie tylko dla instytucji, ale również dla Wietnamczyków, którzy są z natury skryci i powściągliwi. Nie poruszają go chętnie. Główną inspiracją dla scenariusza 'Hanoi-Warszawa' były historie opowiedziane przez Ton Van Anh. Jest to dość kontrowersyjna w środowisku Wietnamczyków osoba. Jej działania mają silny kontekst polityczny. Pracując nad scenariuszem starałam się zachować dystans, pamiętać o politycznych celach i walce, którą prowadzi Ton Van Anh i wyważyć racje.

DVA: Czy miałaś okazję porozmawiać z Wietnamczykami, którzy obejrzeli 'Hanoi-Warszawę'? Zapytać ich o wrażenia?

KK: Miałam przede wszystkim okazję porozmawiać z Wietnamczykami, którzy byli w jakimś stopniu zaangażowani w tworzenie filmu i obejrzeli go na premierze. Sama wiesz, że przeciętnych Wietnamczyków bardzo trudno jest zaciągnąć do kina, nie uczestniczą aktywnie w życiu kulturalnym. Wietnamskim aktorom, statystom i ich znajomym, którzy pojawili się w filmie i obejrzeli go, bardzo się podobał. Mówili mi, że ukazuje Wietnamczyków nie w negatywnym czy pozytywnym świetle, ale w taki uczciwy sposób. Kiedy prezentowaliśmy ten film na jednym z festiwali w Norwegii, wśród jurorów konkursu był Wietnamczyk i rozmawialiśmy o 'Hanoi-Warszawa'. Przyznał, że bał się, że film będzie trochę zbyt tkliwy. Powiedział, że dotykając tego trudnego tematu bardzo łatwo jest przekroczyć pewną granicę i udało mi się zachować równowagę, dlatego film zrobił na nim duże wrażenie. Było mi bardzo przyjemnie usłyszeć tak dobrą opinię.
Tworząc ten film tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym, czy to jest film o Wietnamczykach czy Polakach. To jest film o ludziach w konkretnej sytuacji. Mój stosunek do Wietnamczyków nie różni się bardzo od stosunku do Polaków. Myślę też, że Wietnamczycy wcale nie różnią się tak bardzo od Polaków. To sytuacja w której są postawieni sprawia, że są traktowani inaczej i stają się nieufni, zamknięci. Mam w swojej rodzinie osoby, które w czasie komuny wyjeżdżały na Zachód. Mogę zrozumieć i wyobrazić sobie, dlaczego Wietnamczycy chcą dostać się do Polski, dlaczego tu przyjeżdżają. Ta migracja przybiera też różne formy, to są różne grupy, w których ludzie nie są tacy sami. Nie wszyscy przyjeżdżają legalnie, ale i nie wszyscy próbują przedostać się przez zieloną granicę. Bardzo dobrze rozumiem poczucie 'obcości', jakie mają cudzoziemcy w Polsce. Przez wiele lat mieszkałam za granicą i też czułam się 'obca' w Warszawie.

DVA: Nie chciałaś się tak naprawdę skupiać na konkretnej grupie cudzoziemców, tylko na tym poczuciu bycia 'obcym'?

KK: Zastanawiałam się też jak to jest, że ktoś staje się człowiekiem 'drugiej kategorii'. Kiedyś Polacy będący za granicą byli traktowani jak ludzie 'drugiej kategorii'. W Polsce, gdzie jesteśmy u siebie, okazuje się, że ze względu na pewną politykę państwa w podobnej sytuacji są tu cudzoziemcy, którzy nie mogą swobodnie żyć. Dla mnie to było nowe doświadczenie – być po drugiej stronie, bo do tej pory to ja byłam 'obca'. Dlatego czuję też pewną więź, solidarność z tymi, którzy w Polsce tak się czują.

DVA: Co było dla Ciebie najtrudniejsze w realizacji filmu?

KK: Trudno określić jednoznacznie co było najtrudniejsze, można to pytanie odnieść do wielu poziomów realizacji filmu. Dla mnie zawsze najtrudniejsze jest napisanie scenariusza. Scenariusz do 'Hanoi-Warszawa' powstawał bardzo długo. Wiedziałam, że poruszam temat, o którym rzadko się mówi i ludzie nie mają świadomości istnienia takich historii. Miałam świadomość, że sposób w jaki przedstawię tą historię ma ogromne znaczenie i jeśli przekłamię ją, może to mieć znaczne konsekwencje. Zależało mi, by nikt nie mógł mi zarzucić, że to, co znalazło się w filmie jest nieprawdziwe, nie ma w ogóle miejsca i jest kłamstwem.
Gdy zaczęliśmy kręcić, utrudnieniem była dla nas pogoda – było zimno i padało, a ponieważ nie mieliśmy dużego budżetu – nie było żadnej przyczepy, w której mogliśmy się ogrzać.
Część Wietnamczyków nie mówiła po polsku, dlatego korzystaliśmy z pomocy tłumacza. Trudno jest jednak wytłumaczyć za pośrednictwem tłumacza jak ktoś ma zagrać, zwłaszcza gdy nie pracuje się z zawodowymi aktorami. Na szczęście przed realizacją zdjęć mieliśmy wiele prób i dzięki temu było łatwiej. Raz zdarzyło się, że gdy prosiłam, by ktoś zagrał w konkretny sposób, zarówno tłumacz, jak i aktor potakiwali mówiąc 'tak, tak', a potem rola była odegrana zupełnie inaczej (śmiech). Czułam jednak, że Wietnamczycy bardzo chcieli, by ten film się udał i angażowali się w jego powstawanie. Dzielili się swoimi uwagami i radami. Na przykład, gdy kręciliśmy scenę na Stadionie Dziesięciolecia w której Wietnamczycy grają w karty, aktor zasugerował, żeby zamiast w karty mogli grać w wietnamskie szachy, co było bardziej realistyczne i 'wietnamskie'.

DVA: A co najlepiej wspominasz z pracy nad filmem?

KK: Bardzo dobrze wspominam przede wszystkim współpracę z Hanią (Thu Ha, odtwórczynią głównej roli). Jest bardzo ciekawą osobą, wrażliwą i mądrą. Tworzenie tego filmu było dla mnie tak naprawdę wielką przyjemnością. Mieliśmy zgrany zespół, a pomimo trudnych warunków pracowaliśmy w świetnej atmosferze.

DVA: Planujesz w kolejnych filmach opowiadać o problemach cudzoziemców w Polsce?

KK: Mieliśmy plany związane z kolejnym filmem, którego bohaterem miał być cudzoziemiec, ale trochę straciliśmy wiarę w ten scenariusz. Obecnie jestem skupiona na współpracy przy filmie, który powstaje w Anglii i też porusza temat problemów migracji, dyskryminacji rasowej. Również dotyka problemu bycia 'obcym' i z tego powodu bycia na trochę straconej pozycji. Opowiada o cudzoziemcu przebywającym nielegalnie w Anglii, na którego w pewnym momencie pada podejrzenie o terroryzm. Jest to raczej niskobudżetowa, ale pełnometrażowa produkcja, którą finansuje między innymi BBC.

DVA: Czy nie boisz się, że 'utkniesz' w temacie cudzoziemców i ich 'wyobcowania'?

KK: Myślę, że nie. Przede wszystkim dlatego, że ten temat jest dla mnie bardzo ważny, interesuje mnie i inspiruje. Jest to temat bardzo głęboki, na który można patrzeć nie tylko z perspektywy politycznej czy społecznej. Ma on też pewien wymiar egzystencjalny. Nie traktuję tego tematu pragmatycznie, to znaczy nie uważam, że jest 'chodliwy' i 'się sprzeda'. Uważam, że temat migracji, związanych z tym problemów, konfliktów i pewnego 'rozbicia świata' dotyczy współcześnie każdego z nas, również mnie. Jest to temat, którym jestem osobiście zainteresowana i nie zastanawiam się czy inni dobrze go odbiorą.


* Ton Van Anh jest mieszkającą w Polsce, wieloletnią działaczką przeciwko komunizmowi w Wietnamie. Jej radykalne poglądy i konflikt z władzami Wietnamu zniechęcają wielu Wietnamczyków do kontaktu z nią.


Dam Van Anh