Nie należy formułować generalizujących opinii ani w odniesieniu do jednego narodu, ani do kilku narodów reprezentujących określony kontynent. Ta sama zasada dotyczy również postrzegania Latynosów.

Jak już zauważył mój kolega Grecco Calderon Chavez (http://kontynent-warszawa.pl/content-6-felietony-9922-_r%C3%B3%C5%BCnice_mi%C4%99dzy_latynosami_%E2%80%93_uwaga__nie_wszys.htm) , na naszym południowoamerykańskim kontynencie współistnieje obok siebie wiele Ameryk. Mozaikę zwaną dziś „Ameryką Łacińską” tworzy wiele ras i kultur; jest to świat, w którym (jak zauważyła Elena Poniatowska, praprapraprawnuczka króla Stanisława Augusta Poniatowskiego) surrealizm stoi u podstawy codzienności. Felieton Grecca przybliżył nam pewną część rzeczywistości latynoamerykańskiej. Ja sam chciałbym dodać do rozpoczętej w ten sposób dyskusji kilka własnych refleksji.

Przede wszystkim, pozwolę sobie na pewną polemikę: otóż nie zgadzam się, by pozostawiać poza nawiasem naszego kręgu kulturowego Brazylię. Uważam bowiem, że termin „Ameryka Łacińska” odnosi się do wszystkich państw, które posługują się jednym z języków romańskich wprowadzonych (by nie rzec „narzuconych”) przez kolonizatorów. To właśnie dlatego koncept Ameryki Łacińskiej obejmuje zarówno Brazylię, jak i Haiti czy Gujanę Francuską. W krajach tych nie używa się co prawda języka hiszpańskiego, ale przecież portugalski i francuski również należą do rodziny języków romańskich (a więc tych pochodzących od łaciny).  My, Latynosi – zwłaszcza wtedy, gdy jesteśmy daleko od ojczystej ziemi – traktujemy się nawzajem jak bracia. Fakt, wpływa na to przede wszystkim wspólnota języka, jednak jego zróżnicowanie, którego doświadczamy np. w kontakcie z Brazylijczykami, nie powinno zmieniać naszej świadomości o przynależeniu do tego samego „subkontynentu”. Gdybyśmy chcieli wyrzucić poza nawias kraje niehiszpańskojęzyczne, mówilibyśmy raczej o „Hiszpanoameryce”, odnosząc się zresztą do idei równie dyskusyjnej co „Ameryka Łacińska”.

Idąc dalej, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt: przed przybyciem Hiszpanów na amerykański ląd nie żyli tu jedynie Aztekowie i Inkowie, a ziemie rozciągające się między ich imperiami nie były bezludnymi pustkowiami. W rzeczywistości przed pojawieniem się europejskich konkwistadorów, Amerykę zamieszkiwały tysiące różnych grup etnicznych. Nawiążę tu jedynie do Azteków i pozostałych ludów, które zajmowały terytorium dzisiejszego Meksyku, gdyż nie znam historii Peru i Inków na tyle dobrze, by móc zagłębiać się w jej szczegóły. Nie jestem też oczywiście erudytą w kwestii historii Azteków i innych plemion prekolumbijskich, jednak mimo wszystko mam nadzieję, że poniższe akapity wzbudzą zainteresowanie czytelników i będą swego rodzaju wprowadzeniem umożliwiającym zrozumienie współczesnej Ameryki Łacińskiej, a także zrewidowanie dotychczasowego (często mylnego) wyobrażenia o jej charakterze.

Na terytorium współczesnego Meksyku istniało przed przybyciem Hiszpanów wiele imperiów: były to między innymi państwa Zapoteków, Misteków, Majów, Tarasków, Tlaxkalanów, Takubajów, Tlatelolków i oczywiście najsławniejsze – państwo Azteków.  Na wspólnym terytorium współistniały dziesiątki języków i setki ludów: ich imperia rodziły się, rosły w siłę, a następnie upadały, często nie zostawiając po sobie ani śladu. Przykładem takiego królestwa może być mityczne miasto Teotihuacán, co w mowie nahuatl (języku Azteków) oznacza „tam, gdzie mieszkają bogowie”. Jedna z legend azteckich podaje, że to właśnie w Teotihuacán bogowie spotkali się, by stworzyć świat. To samo miasto miało być też siedzibą jednego z najpotężniejszych z nich. Mit Teotihuacán odnosił się do miasta, które w okresie świetności imperium Azteków było już całkowicie opuszczone, a o jego uprzednich mieszkańcach w rzeczywistości niewiele wiedziano. Był to też jeden z mitów, z których Aztekowie uczynili osnowę swej siły i potęgi. Ich imperium wzrosło zresztą na gruncie fuzji lokalnych tradycji, legend i zwyczajów –  Aztekowie zaadaptowali je zręcznie do własnych potrzeb. 

Wraz z przybyciem konkwistadorów oraz narzuceniem kontynentowi nowej religii i języka, rozpoczął się, nie tylko w Meksyku, lecz także w pozostałych krajach Ameryki Łacińskiej, postępujący do dziś proces dywersyfikacji pierwotnych kultur. Kościół katolicki nie zdołał wyprzeć lokalnych tradycji, które weszły w mariaż z nowymi, przeszczepionymi z Europy, zwyczajami. W epoce kolonialnej wyróżniano 18 podstawowych kast, definiowanych ze względu na rodzaj kombinacji rasowych. Kombinacje te były zapewne owocem hiszpańskiego temperamentu, gdyż pomimo wyraźnego podziału klasowego, doszło ostatecznie do wymieszania ras. Temperament ten pozostawił zresztą w Meksyku swe ślady: w miasteczkach północy kraju można spotkać wysokich, niebieskookich blondynów, natomiast na południu jest więcej osób czarnoskórych, mówiących z silnym nadmorskim akcentem. W moim rodzinnym stanie, podróżując w kierunku zachodnim, spotykamy najpierw potomków Arabów i Libańczyków, następnie zamieszkujących centrum regionu tubylców i białych, a w części zachodniej przede wszystkim tych ostatnich, o jasnych oczach i włosach – pozostają oni na tych samych ziemiach od wielu pokoleń.

Mieszkańcy współczesnego Meksyku różnią się między sobą oczywiście nie tylko ze względu na wygląd fizyczny, lecz również charakter. Podobnie jak w Peru (jak zauważył Grecco), mieszkańcy centrum kraju są dość powściągliwi i melancholijni, a ich twarze często wydają się pozbawione ekspresji. Na południu tymczasem ludzie są dużo bardziej radośni i hałaśliwi. Mieszkańcy rejonów nadmorskich lubią żartować i mają talent do rymowania, natomiast dumą osób pochodzących ze stanu Michoacán są regionalne tańce i rubaszne przyśpiewki, których zrozumienie przysparza sporych kłopotów nawet rodzimym użytkownikom języka hiszpańskiego. Tradycyjnymi tańcami stolicy i południa Meksyku są cumbia i salsa, w stanie Michoacán ludzie bawią się raczej w rytm bandy i tambory, a na północy ulubionym akompaniamentem zabaw są polki i miejscowa muzyka folklorystyczna. Wielu Latynosów nie zna więc tak popularnych w Europie "tańców latynoamerykańskich”. Obok grup społecznych kultywujących lokalne tradycje istnieją też bardziej zamożne rodziny pochodzenia europejskiego, które nie próbują się integrować z resztą miejscowej ludności, jednak temat podziałów klasowych i kontrastów społecznych charakterystycznych zarówno dla współczesnego Meksyku, jak i (prawdopodobnie) pozostałych krajów Ameryki Łacińskiej, to materiał na osobny artykuł.

Jest wiele Meksyków. Nawet dla rodowitego Meksykanina odwiedzenie odległego zakątku kraju to doświadczenie odmienności i nowości. Jeszcze bardziej zaskakująca może być wyprawa przez wszystkie państwa tworzące Amerykę Łacińską. Podróżnik odkryje bowiem, że my, Latynosi, mimo iż posługujemy się w większości tym samym językiem, różnimy się między sobą tak samo jak Europejczycy. Co więcej, istnieją między nami animozje, niewygasłe spory i wrogość mająca swe korzenie w przeszłych waśniach. Kiedy jesteśmy daleko od domu, żyjemy jak bracia – okazujemy sobie życzliwość i chętnie spędzamy razem czas. Jednak czasem po powrocie do ojczyzny odżywają w nas dawne żale. Chciałbym więc na koniec zapytać, zarówno moich braci-Latynosów, jak i Polaków, których z Ameryką Łacińską łączy bliska więź: poprzez jakie stereotypy postrzegacie poszczególne narody naszego kontynentu?

Vladimir Guzman Contreras
Tłum. Urszula Tarska