Po lewej stronie od Bramy Głównej UW, obok stanowiska restauracji arabskiej Habibi, w okolicach godziny 16:00 zaczęło powstawać nasze stoisko. Niespiesznie, w zgodzie z arabską zasadą „bukra bukra” – „jutro jutro” – zgłębialiśmy tajniki skomplikowanej konstrukcji naszego namiotu. Bo wiadomo – co nagle, to po diable. Już wówczas jednak przyszli do nas pierwsi zainteresowani.

Wkrótce byliśmy w stanie odpowiedzieć na ich potrzeby. Postawiony namiot spowił zapach jemeńskiego kadzidła i oparów z sziszy. Nasze hennistki pracowały w pocie czoła, w każdej pozycji ciała i przy każdym oświetleniu. A ogonek chętnych nieustannie rósł. Widząc, jak wspaniale wyglądają tatuaże z henny, kobiety i dzieci byli w stanie stać w kolejce nawet kilkadziesiąt minut. W tym czasie ja zapisywałam po arabsku imiona – tych obecnych na Street Party, ich rodzin, a nawet... ich kotów i psów. Niektórzy zainteresowali się również sprzedawanymi przez nas książkami – część z nich odeszła do domu m.in. z arabską poezją.

 

Naczelny zaszył się zaś z sziszą, w arabskim stroju, w głębi stanowiska, gdzie dosiadali się do niego kolejni goście (w tym tak zwani „ludzie mediów” – żądni wywiadów), co przypominało wnętrze beduińskiego namiotu. Tego dnia każdy mógł nas spytać o to wszystko, co nurtuje go w arabskiej kulturze. A ludzie przejawiali nią żywe zainteresowanie. Przez cały czas trwania imprezy nie usłyszałam pod adresem naszym lub Arabów żadnego niemiłego słowa. Wszyscy byli bardzo sympatyczni i otwarci – mam nadzieję, że ta atmosfera tolerancji, królująca na Street Party zadomowi się na dobre w naszym mieście.

 

 

Wkrótce należało również „wyjść do ludu”. Pod wieczór opuściliśmy nasz namiot, by poprzebierać się w arabskie stroje. Nasz pokaz mody podobał się publice, zwłaszcza zaś wieńczący go ubiór tancerki brzucha...

 

Wszystko udało się dzięki koordynacji przedsięwzięcia ze strony Eli. Należy jednak w tym miejscu podziękować również „ludziom z ulicy”, którzy zgodzili się wspomóc nas w pokazie mody i wystąpić w roli modeli.

 

Za kulturę arabską na imprezie odpowiedzialne były prócz nas i Habibi również wspaniałe zespoły tańca brzucha i razem stanowiło to według mnie jej godną reprezentację.

 

Z racji brania udziału w Street Party od strony organizacyjnej, nie mogliśmy zbytnio obejrzeć atrakcji przygotowanych przez innych. Niemniej to, na co udało nam się rzucić okiem, bardzo nam się podobało. Krakowskie Przedmieście stało się tego dnia kolorowe, multietniczne i tętniące życiem. O powodzeniu imprezy świadczyć może tłum odwiedzających oraz ich uśmiechnięte twarze. Oby więcej takich inicjatyw i oby kolejne cieszyły się podobnym przyjęciem warszawiaków i ludzi odwiedzających stolicę.

 

 

 

Marta Minakowska

 

 

P.S. Relacja ze Street Party jest dostępna również na naszej stronie pod adresem:

www.arabia.pl/content/view/290123/2/



Więcej informacji też na portalu: Wielokulturowe Warszawskie Street Party