Warszawa odwrócona jest od Wisły! Nie pamiętam, kiedy słyszałem te słowa pierwszy raz. Może były to odległe czasy studenckie, lata 80'. Nie wiedziałem, o co tak naprawdę chodziło kolegom z roku. Czy Miasto może się obrazić na Wisłę? Podczas studiów mieszkałem w akademiku SGGW na powstającym Ursynowie. Od trzeciego roku nauki, miałem zajęcia na Grochowie. Codziennie przekraczałem Wisłę autobusem bądź tramwajem. Jak Miasto mogło się odwrócić od swojej ukochanej rzeki? Przecież ta rzeka kusiła swoim urokiem, położeniem, przydatnością handlową. Dlatego późniejsza Warszawa wypuściła korzenie właśnie tu.
Parę lat później przeprowadziłem się na Powiśle. Gdy zacząłem spacerować nad Wisłą, dotarło do mnie, co koledzy mieli na myśli. Mieli rację. Woda, przyroda, beton... bez ludzi. W międzyczasie, pojechałem na miesiąc praktyki weterynaryjnej do Budapesztu. Było to latem 88'. Stolica Węgier powstała z połączenia dwóch miast Budy i Pesztu. Zbudowano most i tak powstało jedno miasto. Buda leży na prawym brzegu Dunaju, Peszt natomiast na lewym. Tam zrozumiałem, co to „miasto zintegrowane ze swoją rzeką”. Dunaj tętnił życiem, zwłaszcza wieczorami.

Całkiem niedawno, latem bieżącego roku, zagrałem jako Dj w lokalu pod gołym niebem, o uroczej nazwie „Cud nad Wisłą”. Muzyka była przede wszystkim tropikalna: kubańskie klimaty, afrykańskie rytmy i jamajskie bujanie. Wtedy dotarło do mnie, że życie towarzyskie ponownie wtargnęło nad rzekę. Ryby (podobno jest ogromny rybi niż demograficzny) i inne ptactwo z całą pewnością cieszyła ta zmiana, takie inne zagęszczenie atmosfery; nie tylko hałas ruchu kołowego lub szynowego na mostach.

Na początku października, dostałem informację na fb, że jest impreza na plaży pod mostem Poniatowskiego. Zdziwiłem się. Warszawa mi się absolutnie nie kojarzy z plażą. Jest w ogóle takie miejsce na stołecznym odcinku Wisły? Udałem się jednak we wskazane miejsce, tuż przy Stadionie Narodowym. Rzeczywiście, pod mostem Księcia stała skromna scena z nagłośnieniem oraz leżaki. Na dzieci czeka tuż obok jeden plac zabaw. Zespoły perkusyjne dały świetny koncert, nawet spora publiczność oklaskiwała występy afro-brazylijskie.

Plaża nad Wisłą! Miniaturowa Copacabana (dzielnica Rio de Janeiro, znana ze swojej 4-kilometrowej plaży) wystarczyłaby. Czemu nie? Okazuje się, że po prawej stronie Wisły już działają trzy plaże. Leżaki, czysty piasek. Z córeczką właśnie mieliśmy tego lata niesamowitą frajdę, piękną panoramę Warszawy (lepszą niż z tarasu PKiN) z balonu Orange, na prawym brzegu, tuż przy moście Świętokrzyskim.

Ale wróćmy na dół, na świeży piasek tuż nad wodą. Plaże cieszą się dużym zainteresowaniem. Obraz psują wszędobylskie tabliczki z charakterystycznym rysunkiem "zakaz kąpieli". Cóż, nie można się kąpać, ale pozostają spacer, imprezy kulturalne i sportowe, rowery... Jestem przekonany, że boisk do siatkówki będzie sporo wzdłuż plaż. Kolejna atrakcja to tramwaje wodne, kursujące od początku sezonu letniego. Dziwne, że im więcej zamieszania wokół rzeki, tym lepsze „stosunki” Wisły z Miastem.

Miasto flirtuje z rzeką. Piękny jest ten publiczny romans. Dama Wisła promieniuje. W tym radosnym nastroju, obnaża swoją łaskawość obniżając swój poziom, by darować Miastu prezent. To nie bajka. Niedawno wydobyto z dna rzeki marmurowy rabunek zatopiony podczas najazdu Szwedów. Kiedy to było? Pewnie, że wieki temu, ale woda, piach i muł całkiem dobrze zadbały o cenny marmurowy skarb, który na dnie rzeki leżał. Ponad 350 lat. Archeologia stołeczna jest w siódmym niebie.

Warszawa, Wisła i jej plaże, koncerty akustyczne, całe rodziny, lewobrzeżna bulwaryzacja, dużo prawobrzeżnej zieleni... Ten nastrój, ten słoneczny i wakacyjny klimat ma szansę zadomowić się w stolicy. Nie piszę o odległych miejscach, jak południe Europy, Afryka, czy Karaiby. Tak będzie w Warszawie, gdy dyskretne fale Wisły będą całować czysty piasek u stóp Miasta, od pierwszego majowego świtu do ostatniej nocy sierpnia.

Rzeka w środku miasta, to zawsze i wszędzie potencjał. Rzeki kreowały rzeczywistość. Wars i Sawa doskonale to wyczuli. Syrenka zatrzymała się przecież w swojej wędrówce, bo zadziałały uroki skarpy Starówki... Nadzieja cała w rzece! Chodzi mi o zdrową konkurencję dla „grande surface”. Tak Francuzi nazywają centra handlowe. Ilu z nas spędza niedzielę z rodziną w marketach różnej maści? Dawniej to był Super czy Mega Sam. Przecież można zwyczajnie, bez ruchomych schodów i ogłupiających haseł reklamowych, spacerować, delektować się (a nie konsumować) na plażach i innych naturalnych miejscach obu brzegów podłużnego, ale bijącego serca Warszawy.


Mamadou Diouf