Kilka miesięcy temu zdecydowanie przeniosłam się z jednej stolicy do drugiej: z Mińska do Warszawy. Duże znaczenie w moim życiu zawsze miało miasto – jestem „dzieckiem miasta”, lubię jego szybkie życie, kulturowe, nocne, biznesowe. Od dawna bardzo często jeździłam do Warszawy na weekendy, staże, do kolegów, na warsztaty, zakupy i wystawy. Była dla mnie bliska i ciekawa. Warszawska eklektyka i różnorodność, której dużo ludzi nie lubi, przyciągała i fascynowała mnie. Stare budynki w sąsiedztwie z nowoczesnymi wieżowcami, piękne i turystyczne Łazienki, a blisko w inna stronę – już odnajdziesz tajemniczą i dotychczas czasem niebezpieczną Pragę. Ale tą częścią Warszawy, która najbardziej mnie fascynowała, zawsze była Wisła: olbrzymia, spokojna i piękna rzeka. Nie jest tajemnicą, że rzeka dla miasta ma wyjątkowe znaczenie. Historycznie tak się stało że rzeka była środkiem transportu, utrzymania, obrony od wroga, alternatywnym źródłem energii. Teraz niektóre z tych cech już są archaiczne, szczególnie w mieście, ale zastąpiło je i dopełniło mnóstwo innych: kulturowe, społeczne cechy. Wisła to miejsce rozrywki, wypoczynku, zabaw. Tu można odpocząć i spotkać się z kolegami, a nawet wypłynąć w mała podróż żeglarską. Ale nie tylko: rzeka to potencjalnie bardzo wygodne miejsce dla bogatej infrastruktury, ekonomicznej wartości terenów na brzegach rzeki nie da się przecenić. Oczywiście o tym wie Urząd Miasta Warszawa. Dlatego teraz widzimy i słyszymy o zmianach, celem których jest uporządkowanie brzegów Wisły. Niestety idzie to dość powoli: budowa bulwarów dla promenady zacznie się dopiero w 2013 roku. Teraz idzie praca nad odbudowaniem portu Czerniakowskiego. Nie jestem pewna, czy takie totalne ozdobienie terenów nad Wisłą będzie wyglądało tak samo romantycznie jak wygląd starego portu z opuszczonymi łodziami. Ale pewnie to będzie korzystniej dla miasta, a „romantycznie” zaniedbanych i opuszczonych miejsc w Warszawie starczy jeszcze na długie lata.

Dużo mówiono między innym o powstaniu pawilonu plażowego przy Stadionie Narodowym. To musi być jedno z najbardziej turystycznych i popularnych części wybrzeża. Moim doświadczeniem jest jedna z ostatnich imprez „outdoor” – to był sobotni Festiwal „Strony Wisły” akurat na tym miejscu gdzie ma powstać ten pawilon. Trafiłam na to przypadkowo, szukając jakichś wydarzeń do fotoreportażu. Jechałam w stronę Pragi i nagle widzę, że koło mostu Poniatowskiego coś się dzieje. Za 10 minut już byłam tam. Scena, kiełbasy, ludzie odpoczywają w leżakach, ktoś spaceruję po Wiśle na małych jachtach. Dzieci, psy, rowery. To była akurat ta atmosfera, której potrzebowałam. Nazbierałam piasku w pantofle, wypiłam grzane piwo, usłyszałam nowe nieznajome zespoły. I odczułam – oto jest odpoczynek nad rzeką. Żadne inne miejsce w stolicy nie ma takiej energetyki, nie daje tyle siły. To jest prawdziwa możliwość poczuć się bliżej natury, nie wyjeżdżając z miasta. I właśnie mianowicie ta naturalność wyglądu brzegu mi się najbardziej zawsze podobała – to jest plaża taka jaką ona jest, nie wzruszona za dużo przez człowieka. Szczerze mówiąc, taki brzeg jest bliższy mojemu sercu, niż ten projekt, który jest teraz dostępny w Internecie. W tym jest sprzeczność mojego widzenia tej kwestii – rzeka musi być częścią miasta i jego infrastruktury, jednak krajobraz wciąż musi nam przypominać o przyrodzie, która jest daleko. Mam nadzieje, że architekci jeszcze popracują nad tą kwestią i że uda nam się jednocześnie na brzegu Wisły dotrzeć do potrzebnych nam infrastruktur, a także odpocząć myślą i ciałem od wielkiego miasta.

W mieście z którego pochodzę – Mińsk – sytuacja z rzeką jest nieco inna. Główna rzeka stolicy jest o wiele mniejsza w porównaniu z Wisłą. Nie ma tradycji mówienia, że coś się dzieje po prawej czy po lewej stronie rzeki, bo Świsłocz (tak się nazywa) nie dzieli Mińska tak zauważalnie, jak to jest w Warszawie. Najważniejszą jej rolą (i ta rola naprawdę jest ważna) jest upiększanie krajobrazu. Chociaż latem można też odpoczywać za pomocą roweru wodnego lub małej łodzi. Do prawdziwego wykorzystania rzeki jako części infrastruktury i miejsca odpoczynku aktywnego jeszcze bardzo daleko. Chociaż młodzi architekci nie tak dawno przedstawiali ciekawe projekty na ten temat. W związku z tym mogę porównywać: warszawiacy mają w tym kierunku już wiele zrobione.

Na jednym z wykładów na UW mój profesor zaczął opowiadać jakąś historię: „Kiedyś spacerowałem po ulicy Świętokrzyskiej... A wtedy ona jeszcze była ulicą!”. Wszyscy się śmiali. To jest dokładnie to co mnie w tym „procesie przybliżania Warszawy do Wisły” zasmuca: przez kilka lat będziemy musieli patrzeć na budowę. Bez tego naturalnie nie da się nic zrobić. Ale pewnie teraz mamy ostatnie momenty z Wisłą taką, jaką ona była od wielu lat. A to zawsze jest część czyjegoś życia, podobnie jak i życia miasta.


Tania Reut