Skąd pochodzisz i jak długo mieszkasz w Polsce?

Pochodzę z Gwinei, państwa w Afryce zachodniej, a w Polsce mieszkam niecałe dwa lata. Przyjechałam tutaj, ze względu na moją żonę. Nasza historia zaczęła się kiedy ona przyleciała do Gwinei, aby uczyć się tradycyjnego tańca afro. Byłem jej nauczycielem. Pobraliśmy się dwa lata temu w Conackry i około pół roku po ślubie przyleciałem do niej, do Warszawy. Jak wspominasz podróż do Polski?

Była ciężka. Miałem wiele przesiadek, leciałem przez Wybrzeże Kości Słoniowej, Benin, Lagos i wiele więcej. Na pewno nie zapomnę mojego pierwszego przystanku w Europie. To był Frankfurt. Miałem tam za godzinę od wylądowania odlot do Brukseli, skąd bezpośrednio leciałbym do Warszawy. Tam jednak policji nie spodobało się, że jestem Afrykańczykiem. Wzięli mnie na długie przesłuchanie, zabrali dokumenty i bilety na dalszy lot, grozili, że to koniec mojej podróży i wrócę do Gwinei. Pytali, czy chcę adwokata, na co ja odpowiadałem, że będę rozmawiał tylko z żoną i to właśnie do niej lecę, nie mam złych zamiarów. Sprawdzali wszystko ponad trzy godziny, przy czym nie pozwolili mi na kontakt z żoną. Ostatecznie, ponieważ mieliśmy problemy komunikacyjne, policja poprosiła o pomoc tłumacza. Okazał się nim ksiądz, szczęśliwym trafem również Gwinejczyk, który doskonale rozumiał język susu i z którego pomocą wydostałem się z tej sytuacji. Ten dobry człowiek kupił mi też bilet na bezpośredni lot do Warszawy, ponieważ poprzedni był nieważny. Nie zdążyłem przecież na wcześniej opłaconą przesiadkę ze względu na policję. Ta sytuacja była naprawdę ogromnie stresująca.

Ale – żona Andyego: warto jeszcze wspomnieć, że dlatego, że leciał innym, bezpośrednim lotem, przyleciał do Polski godzinę wcześniej niż przewidywałam. W związku z tym ja jeszcze nie czekałam na niego na lotnisku. Andy nie miał telefonu, był w Polsce pierwszy raz i nie wiedział, jak ma się ze mną skontaktować, co się dzieje, że po niego nie przyjechałam. W końcu poprosił o pomoc jakiegoś strażnika, który pożyczył mu telefon. Przyjechałam szybciej, wszystko dobrze się skończyło, ale bardzo dobrze pamiętam, jak bardzo Andy był całą tą podróżą zestresowany.

Odejdźmy zatem od tych niemiłych wspomnień. Powiedz czym zajmowałeś się w Gwinei?

Pochodzę z rodziny griotów i sam nim jestem. Naszym zadaniem jest kultywowanie tradycji i przekazywanie jej kolejnym pokoleniom, co opiera się głównie na sztuce muzycznej. Przekazujemy ważne i piękne treści dalej za pomocą tańca, muzyki i śpiewu. Jest to połączenie pasji i pracy.

Pamiętasz jak zaczynałeś?

Zacząłem tańczyć jak byłem małym chłopcem. Uczył mnie tato i inni grioci z Gwinei, Senegalu czy Burkina Faso. Moja nauka była nieustająca. Wciąż doskonaliłem swoje umiejętności, uczyłem się od lepszych, fantastycznych tancerzy tak długo, aż sam mogłem uczyć innych. Gdy byłem gotowy, zacząłem pełnić funkcję nauczyciela a potem dyrektora gwinejskiego baletu Sourakhata. Szkoliłem nie tylko przyjaciół i rodzinę, ale również wielu kursantów z całego świata, którzy przyjeżdżali w tym celu do Conackry.

Czy tutaj, w Warszawie kontynuujesz swoją pracę?

Oczywiście. Z moimi tancerzami z baletu, mimo dzielącej nas odległości, mam stały kontakt. Udzielam im wskazówek co do ich pracy, a oni wciąż odtwarzają te choreografie, które stworzyłem. Co jednak najważniejsze, od kiedy jestem w Polsce prowadzę regularne zajęcia dla osób, które mieszkają w Warszawie. Jestem instruktorem tradycyjnego tańca gwinejskiego w Szkole Tańców Karaibskich Salshall Ortodox, która ma siedzibę na Bielanach. Uczę również śpiewu oraz gry na afrykańskich instrumentach perkusyjnych takich jak dun dun czy djembe. Jeszcze do końca wakacji zapraszam na moje zajęcia we wtorki, potem zapewne mogą się pojawić drobne zmiany w grafiku.

Kogo zapraszasz na swoje zajęcia, kto może tańczyć Afro?

Zgodnie z tradycją gwinejską, afro tańczą wszyscy od małego. Postrzegamy to jako proces, w którym taniec dojrzewa razem z ludźmi a ludzie wraz z tańcem. Jest to nieodłączna część życia. Dokładnie to chce przekazać tutaj. Kieruje ten taniec do wszystkich. Każdy, mały czy duży, mężczyzna czy kobieta, jeśli chce poznać tę energię, nauczyć się autentycznego afro i wspaniale się przy tym bawić, może dołączyć :)

Co zmieniłbyś w Warszawie?

Niczego bym nie zmieniał :) Pomimo tego, że nie mówię po polsku zbyt dobrze, mam doskonały kontakt z ludźmi. Wymieniamy się dobrą energią, pracujemy razem, śmiejemy się. Jedyne co chciałbym dodać od siebie, to więcej elementów z kultury gwinejskiej. Niestety jeszcze za mało o niej tutaj wiadomo, zbyt mało się dzieje, żeby Polacy mogli ją poznać i pokochać.

Co w Warszawie lubisz najbardziej?

Bardzo bardzo bardzo lubię Warszawę ogólnie. Lubię Polskę i Polaków. Szczególnie dzieci.

Co gdybyś mógł, przywiózłbyś ze sobą do Polski z Gwinei?

Bardzo chciałbym, aby przyjechał tutaj mój balet Sourakhata, dokładnie czterdziestu dorosłych tancerzy. Chciałbym móc zorganizować im tutaj pobyt przez kilka tygodni, by odbyć z nimi trasę po wielu miastach Polski, podzielić się naszą kulturą. Niestety to byłoby jednak bardzo kosztowne, zatem na razie, bez finansowego wsparcia to się nie uda.

A ilu członków liczy cały balet?

Czterdzieści dorosłych osób i piętnaścioro dzieci.

Za czym tęsknisz?

Tęsknie za rodziną, moimi tancerzami i przyjaciółmi.

Jakie masz plany?

Chciałbym wciąż pokazywać, rozwijać swoją kulturę, uczyć innych tańca, śpiewu i gry. Dzielić się tym, co potrafię. Poza tym marzę, żeby stworzyć w Polsce grupę choreograficzną na wzór gwinejskiego baletu.

Czego mogę Ci życzyć?

Los zdecyduje co przynieść :)

---------------------------------------------------------------------------------  

Wywiad przeprowadziła Angelika Szkołuda

Więcej o Andym

Grafik zajęć (można tam znaleźć aktualne terminy oraz godziny warsztatów z Andym)