Turecki inżynier przyjechał do Warszawy cztery lata temu. Misja: zaprojektować i sprawować kontrolę nad unikalną maszyną do budowy nowej linii metra. Jego pracę można porównać do pracy chirurga. Według raportu firmy Tom Tom, Warszawa jest najbardziej zakorkowaną stolicą w Europie, a mimo tego nadal ma tylko jedną linię metra. I tu z pomocą przychodzi Onur Erkus – chirurg odpowiedzialny za cięcie i zszywanie miasta na linii wschód-zachód.

Konsorcjum zarządzające pracami podziemnymi składa się z Włochów, Turków i, oczywiście, z Polaków. Onur odpowiada za „Krecika” – maszynę wiercącą tunel od Ronda Daszyńskiego aż na Pragę. Maszyna, dostosowana do warunków miejsca pracy, umożliwia wiercenie tuneli i jednoczesne budowanie wokół niego ścian. Inżynierowie ustalają drogę, którą ma podążać urządzenie, jej długość, wszystkie zakręty oraz inne parametry i opcje, jak np. co zrobić z „resztkami”, czyli z tysiącem ton ziemi. Onur bardzo dobrze zna Warszawę z nieco innej perspektywy –  z poziomu piasku i gliny. „Jeśli jesteś na powierzchni i maszyna znajduje się zaledwie 5-6 metrów pod ziemią, odczuwasz lekkie wibracje i cichutki dźwięk. Ale jeśli nie wiesz, że ona tam jest, to nic nie poczujesz”.

Onur pokazał nam wielką górę gliny, którą maszyna usypała dziś rano. Znajdujemy się przy Rondzie Daszyńskiego, a glina pochodzi z Powiśla, z okolic muzeum Chopina. Jeżeli zechcemy, możemy przejść się poziemnym korytarzem stąd aż nad Wisłę. Onur właśnie tutaj spędza większość swojego czasu, czyli około ośmiu godzin dziennie, gdy nie ma akurat umówionego spotkania albo papierkowej roboty.

Prace nad tym przedsięwzięciem to duże wyzwanie. Podczas kopania inżynierowie natrafili na bunkry, bomby z czasów II Wojny Światowej, musieli zabezpieczyć bardzo stare budynki na Pradze zagrożone zawaleniem oraz radzić sobie z różnymi materiałami. „Na terenie Warszawy występuje wiele różnych rodzajów podłoża w zależności, po której stronie Wisły się znajdujemy. Na Pradze jest więcej gliny, a w centrum prawie sam piach.” Nie ma „solidnego podłoża”. Jednak mimo przeciwności losu udało się połączyć praskie kamienice z wieżowcami ze Śródmieścia.

Onur polubił Warszawę: „Pochodzę z Istambułu, który ma około 14 milionów mieszkańców. Ruch uliczny jest w strasznym stanie. Zazwyczaj na dotarcie do celu potrzeba przynajmniej godziny i ze wszystkich stron docierają wrzaski ludzi i dźwięki klaksonów. Warszawa dla mnie to ciche i spokojne miasto, gdzie nikt się nigdzie nie spieszy i nie denerwuje.” Zapytany o największy szok kulturowy i swoje pierwsze wrażenia odpowiedział: „W moim rodzinnym mieście ludzie nie znoszą stania w kolejkach. Jeśli już w jakieś się znajdą, to zawsze ktoś będzie narzekał albo się wykłócał. To typowe zachowanie dla krajów śródziemnomorskich – możemy się z tym spotkać zarówno we Włoszech, jak i Hiszpanii. Dlatego największym szokiem dla mnie było to, że Polacy potrafią spokojnie stać w kolejce, czekać niekiedy całymi godzinami. W Turcji jest to nie do pomyślenia.”

Co sobie pomyślałeś w pierwszych chwilach pobytu w Warszawie? „Ale zimno! Zostałem oddelegowany akurat w lecie, kiedy przebywałem na urlopie nad morzem w Turcji. Nie miałem czasu, żeby dokładnie przemyśleć, co muszę spakować. Przyjechałem z szortami i letnimi bluzami w walizce i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem to kupiłem sobie ciepłe swetry. W środku lipca!”

Przyznaje, że życie na obczyźnie nie należy do najłatwiejszych. Szczególnie jeśli pochodzisz z zupełnie odmiennego kręgu kulturowego. „Ludzie nie zawsze rozumieją, że nie jem wieprzowiny, ani nie piję alkoholu”. Dla Onura praca sześć dni w tygodniu to żaden problem. Gorzej, że musi pracować w święta muzułmańskie. Tutaj, w Warszawie, wszystko toczy się według kalendarza rzymskokatolickiego. „Ciężko było mi zrozumieć, że tu, w Polsce, ludzie pracują od 8 do 17. I nie ważne, co by się działo. W Turcji, jeśli zachodzi taka potrzeba, zostajemy w pracy nawet do następnego dnia. Polacy przyzwyczajeni są do robienia pewnych rzeczy w taki, a nie inny sposób i niełatwo im się dopasować do zmieniających się okoliczności.”

Praca Onura odmieni życie wielu warszawiaków. Kiedy budowa drugiej linii metra dobiegnie końca, pewnie opuści Warszawę, chociaż chętnie zostałby na dłużej. Przyjechał tu razem z żoną, synkiem i córką. „Codziennie modlimy się, żeby zostać w Warszawie. Czuję się tu jak w domu. Nawet jeśli miałbym tęsknić za swoją rodziną i domowym jedzeniem (żona gotuje obiady codziennie), chciałbym zostać i kontynuować budowę metra.”

Ratusz ma w planach pociągnięcie poziemnej kolejki również w drugą stronę, czyli od Ronda Daszyńskiego do Bemowa, ale nie wiadomo, czy pracami będzie kierować to samo konsorcjum. „Bardzo bym tego chciał” – mówi i pokazuje na ścianę kończącą drugą linię. „Już tak daleko zaszliśmy”.

Julia Salerno
tłum. Sylwia Byliniak