Figura świętego Jana Nepomucena, porcelanowa jaszczurka prosto z Meksyku, najróżniejsze obrazy i antyki – dom Lourdes Estrady w podwarszawskim Konstancinie przepełniony jest sztuką.
Malarka do Polski przyjechała 25 lat temu z drugiego co do wielkości miasta w Meksyku – Guadalajary, aby tutaj studiować malarstwo na ASP.
Choć bez znajomości polskiego nie było łatwo, czasy studenckie wspomina bardzo dobrze: „znalazłam się w zupełnie różnym od Meksyku kraju, wszystko było tu inne i fascynujące. Mimo, że w Polsce cały czas trwał komunizm, ja czułam się tu wolna, miałam stypendium, mogłam podróżować”.

Po studiach, już jako mężatka, Lourdes postanowiła wrócić do Meksyku. Początki nie były proste. Mimo, że meksykańsko-polska para miała już ślub cywilny zawarty w Polsce, a Lourdes była w ciąży, jej ojciec nie pozwolił im spać w jednym pokoju aż do ślubu kościelnego. „Mój mąż musiał spać na balkonie przez trzy miesiące!” – opowiada Lourdes – „ale nie tylko to było problemem, nasz ksiądz nie chciał dać nam ślubu, ponieważ mój mąż miał tylko 21 lat!”.
Ślub, do którego po długich staraniach udało się w końcu doprowadzić, nie oznaczał jednak końca ich problemów. Oboje tęsknili za Warszawą, za czterema porami roku i przyjaciółmi. „Poza tym, artystom w Meksyku dużo trudniej jest się utrzymać niż w Europie” – przyznaje Lourdes. Dwa lata później podjęli decyzję o powrocie do Polski i od tego czasu Lourdes mieszka już tu na stałe, a do Meksyku wraca co roku na wakacje. Po paru latach dołączył do niej brat, muzyk grający w tradycyjnym zespole mariachi.

Syn i córka Lourdes kontynuują rodzinną tradycję i także studiują na ASP. Ich życie jest mieszanką polsko-meksykańskich tradycji i zwyczajów.
„Czasami rozmawiamy po polsku, czasami po hiszpańsku” – mówi Lourdes. „Choć zarówno Polska, jak i Meksyk to kraje katolickie i obchodzimy te same święta, to wyglądają one zupełnie inaczej” – opowiada.
Różnice najwyraźniej widać podczas Święta Zmarłych. W Polsce pełne smutku i refleksji, w Meksyku są świętem radosnym. Lourdes wspomina, gdy jako dziecko chodziła z rodzicami na targ, gdzie kupowali lalki z papieru mache przypominające kościotrupy, plastikowe trupie czaszki i tradycyjne słodycze. Po targu wszyscy szli do kościoła, niektórzy kierowali się potem na cmentarze, aby tam zjeść obiad i ucztować, choć w domu Lourdes nie było tej tradycji. Większość potraw, które i od święta, i na co dzień przygotowuje Lourdes, to dania kuchni meksykańskiej. Gotowanie, obok malowania, to jej druga pasja. Jest współautorka książek kucharskich, zgłaszają się też do niej lifestylowe czasopisma, aby w przestronnej kuchni z piecem kaflowym gotować wraz z Lourdes tortillę czy burrito.

Kuchnię i wszystkie inne pomieszczenia w swoim domu w Konstancinie Lourdes zaprojektowała wraz mężem. Sami nadali temu domowi niezwykły, artystyczny charakter. Tutaj też malarka urządziła swoją pracownię, gdzie po rozwodzie zaczęła udzielać lekcji malowania. W piwnicy otworzyła za to galerię „House of Painting”. Odwiedzić może ją każdy, Lourdes organizuje wystawy indywidualne i zbiorowe artystów z całego kraju. Tutaj także można zobaczyć jej własne prace. „Najchętniej maluję pejzaże, jednak są to pejzaże „po mojemu”, w kolorach, w których widać Meksyk” – opowiada.


Tekst: Joanna Szyndler