„POLSKA JEST KOBIETĄ!” – tak brzmiało hasło wyborcze Partii Kobiet w 2007 roku. Partia nie dostała się do sejmu, miejmy nadzieje, że nie z powodu nazwy symbolizującej jej program… To hasło pasuje do opisu afrykańskiej rzeczywistości. Lwią część pracy wykonują kobiety i dziewczynki, podczas gdy samce – wygrzewają się w popołudniowym cieniu akacji. To, że „Nigeria jest kobietą” jest dla mnie jasne jak nigeryjskie słońce. Kobiety od najmłodszych lat są wychowywane w wierze, że mąż jest czymś na kształt boga i że trzeba mu służyć. Podstawiać pod nos jedzenie, niwelować kontakt ze zbyt hałaśliwymi dziećmi i pięknie przy tym wyglądać. Warto podkreślić, że w granicach jednej rodziny, znajduje się wiele kobiecych typów i ról z nim związanych: od prababki, babci, matki, ciotki, mamki, niańki, kucharki, kuzynki, sprzątaczki, sąsiadki (często zaliczane do rodziny), oraz pomoc domowa, czyli „dziewczyna od wszystkiego”. Ta ostatnia jest szczególnie ciekawą postacią…

Kobieta święci domostwo skrapiając bramy i rośliny wodą święconą.

SĄSIADKA
Zarówno w mieście jak i na wsi, sąsiadki stanowią istotny element rodziny. Są niczym kalendarz, budzik, informacja, pager i alarm w jednym. Codziennością jest, że sąsiadka z pobliskiego domu, jeszcze przed tym zanim pani domu zacznie gotować, wie co będzie na obiad. U mojej rodziny na wsi, sytuacja była podobna. Również były sąsiadki. Warto podkreślić, że im dalej od miasta tym intensywność wibracji, alarmowania, czuwania i informowania – rosła wprost proporcjonalnie do przebytych kilometrów. W pamięć szczególnie zapadła mi sytuacja, kiedy pewnego dnia po obiedzie rozłożyłam się wygodnie na tarasie i zapaliłam papierosa skręconego z tytoniu winogronowego. Gdy już napatrzyłam się tępo na pobliskie drzewa, moją uwagę zwrócił cień, który nieśmiało dryfował wzdłuż szczelin bramy. Po chwili gmerania przy otwartej furtce, na podwórko weszła kobieta – sąsiadka.

Przywołała moją macochę i gestykulując żywo, raz po raz wskazywała na mnie oczami. Kobiety porozmawiały chwilę, a potem się pożegnały. Wieczorem przed codzienną telenowelą macocha powiedziała mi, że kobiety w wiosce pytają o mnie…
Przedstawię dialog:
Sąsiadka: Co ona robi? Czy ona pali papierosy??? (szok pomieszany z lękiem)
Chinenye: Ify? NIE! (wypowiedziane z charakterystycznym intencjonalnym przeciąganiem samogłoski, dostępne również w polskiej wersji językowej)
S: To co ona robi, że jej dym z ust leci?
Ch: To jest lekarstwo. Musi je wdychać, ponieważ jest zima i ona marznie. Czujesz jak pachnie?
S: No tak.
Ch: A pachnie jak papierosy?
S: No nie.
Ch: Właśnie! Bo to nie papierosy tylko lekarstwo na zimno. VOILÁ!

Po takim przedstawieniu sprawy Chinenye zaśmiała się pięknie i szczerze i wróciła do karmienia mojego brata żółto-szarą papką.

Sąsiadka i najlepsza tancerka we wsi.

POMOC DOMOWA
W Nigerii istnieje zwyczaj, że zamożne rodziny z miasta „przygarniają” pomoce domowe ze wsi. Zapewniają im edukację, wyżywienie i dach nad głową, w zamian za absolutne poddanie się nowej rodzinie i pracę dla nich. Dotyczy to zarówno chłopców jak i dziewczynek, jednak zwyczaj w przeważającej mierze dotyczy małych dziewczynek, ponieważ to one głównie zajmują się dziećmi i gotują, oraz rodzice chętniej pozbywają się ich z domu. Chłopcy spełniają inne zadania: zajmują się ogrodem, otwierają bramę wjazdową, dbają o samochody swojego pana i pilnują domostwa w czasie jego nieobecności.

Achebe na oko miała mniej więcej 14 lat. Moje oko pomyliło się jednak, gdyż jej pani powiedziała mi że ma niespełna 11 lat. Dziewczynki w Afryce szybko dojrzewają. Już małe dzieci, dwu- trzy letnie, poprzez odpowiedni styl uczesania (warkoczyki z doplatanymi syntetycznymi włosami) wyglądają na cztero, pięciolatki. Licealistki w idealnie wyprasowanych uniformach wyglądają na pracownice biur i banków. Tak więc, wizualnie kobiety wyglądają na starsze, niż są w rzeczywistości. Ten stan nie dotyczy jedynie mężczyzn…

Achebe przyjechała ze wsi gdzie nie było ani prądu, ani studni. Jej rodzice sprzedali ją za kwotę rocznego utrzymania rodziny i dostali zapewnienie, że córka pójdzie do szkoły, nauczy się czytać, pisać i liczyć, a w zamian będzie pracować w gospodarstwie i zajmować się dziećmi. O świcie, w dniu wyjazdu do miasta, mama zrobiła Achebe śniadanie. To było pierwsze i ostatnie śniadanie jakie mama przygotowała tylko dla niej. Jadła w milczeniu, pozwalając rodzicielce na monotonne udzielanie rad i przestróg.

- Musisz pracować. Jak będziesz dobrze pracować i nie będziesz paplać językiem, twoja pani może cię polubić i obdarzyć specjalnymi względami. Nie możesz płakać. Pamiętaj aby robić zawsze to, co mówi twoja pani. Jeżeli twój pan będzie nie dobry i będzie cię bił, nie skarż się, lecz pracuj więcej. Przyjmuj zawsze to co ci dają i ucz się w szkole. Dzięki temu znajdziesz męża, który zabierze cię do swojej wioski i uczyni panią domu tak, żebyś i ty mogła wziąć sobie dziewczynę ze wsi.

Achebe odeszła sama, nikt jej nie odprowadzał. Dzieci sąsiadów nie biegły za nią krzycząc radośnie. Nie było wesołych zapewnień sukcesu, ani życzeń powodzenia. Nie była pierwszą i ostatnią dziewczyną sprzedaną do miasta. Późnym popołudniem dojechała do Enugu. Na stacji czekała na nią ciotka, przejściowa opiekunka, która zapewniała nocleg w tę jedną noc, zanim dziewczyna ostatecznie zamieszka w domu swojego nowego państwa. O świcie, po nocy spędzonej z kuzynami i owdowiałą ciotką, Achebe stawiła się w wyznaczonym domu. Bramę otworzył jej stary, uśmiechnięty mężczyzna – odźwierny Olisa (igbo: Bóg). Odtąd będą dzielić miejsce pracy i życia. Ona w domu, on w ogrodzie. Z szacunku skłoniła mu się nisko, a on poklepał ją po plecach, jakby swoim gestem chciał powiedzieć, że jeszcze nie poznała ludzi, przed którymi warto się tak kłaniać. Wskazał jej dom i boczne wejście.

- Nasza pani już nie śpi.
Dziewczynka weszła do ciemnej i parnej kuchni, w której pani domu gotowała semolinę, z przewieszonym u boku śpiącym zawiniątkiem.
- Weź tę wodę w wiadrze i wylej do rowu. Potem przyjdziesz i zrobisz śniadanie dla mnie. Zanim pozwolę ci ugotować jakiekolwiek jedzenie dla pana domu, muszę dowiedzieć się jak gotujesz. Masz rodzeństwo?
- Tak, proszę pani. – Achebe nieśmiało zerknęła na pulchne maleństwo w chuście.
- Przygotuj wodę na kąpiel dla dziecka. Potem wspólnie je umyjemy.
Zobaczę jak sobie radzisz. Witaj w naszym domu. Niech Pan pozwoli nam żyć w zgodzie i szczęściu. Amen.
- Amen. – Przytaknęła dziewczynka.

Kobieta mówiąc te słowa, wzniosła ręce ku górze. Potem już w milczeniu wróciła do gotowania pap.
Achebe pracowała dzień i noc. Wstawała najwcześniej i kładła się najpóźniej. Czas mijał, aż dziewczynka poszła do szkoły. Jej pani miała do niej coraz większe zaufanie, chociaż uważała ją za głupią i zbyt łatwowierną. Kiedyś, późnym wieczorem, gdy przechodziłam obok ich kuchni usłyszałam głos pani domu i ciche kwilenie. Kobieta w mieszance igbo i angielskiego wygarniała gosposi, że jest głupia jak małpa i że źle skończy jak nie będzie na siebie uważać. Achebe z płaczem tłumaczyła jak dzień wcześniej, gdy szła na targ, zaczepił ją mężczyzna i zaciągnął w pobliskie krzaki. Starała się krzyczeć, ale on zamknął jej usta dłonią. Dziewczynce udało się wyrwać z jego uścisku i uciekła na ulicę prawie pod koła pędzącej ciężarówki. Jej pani z trudem przyjęła zapewnienia, że dziewczyna jest nadal „czysta”. Tego wieczoru, pani zagroziła, że jeżeli Achebe okaże się brzemienna, wyrzuci ją z domu i odda z powrotem rodzinie, na publiczne pośmiewisko. Kobieta trzęsła się w mieszaninie wściekłości i bezradności. Za zasłoną szorstkości, ukrywała troskę. Dobrze wiedziała, że wiejskie dziewczyny w mieście najczęściej padają ofiarą napaści i gwałtów. Achebe łkając i krztusząc się łzami zapewniała, że mężczyźnie nie udało się jej „skalać” i że uciekła prosto do domu. Tłumaczyła to przez jakieś pół godziny, aż wreszcie Pani domu wzięła pełzające po podłodze dziecko i odeszła do swojego pokoju.

Achebe coraz bardziej przyzwyczajała się do chronicznego przepracowania. Zaczynała dzień przed świtem. Miała do ogarnięcia spore gospodarstwo i gromadkę dzieci. Ponieważ woda w domu leciała ze ściany, codziennie dziękowała Bogu, że nie musi po nią chodzić z bukłakiem o parę mil dalej. W swojej rodzinnej wiosce pakowała na taczkę puste kanistry po benzynie i szła do sąsiedniej wioski, gdzie bogata rodzina zbudowała dla mieszkańców studnię. Po Achebe wstawała pani domu. Często pierwsze słowa jakie kierowała do dziewczyny, były besztaniem za ociąganie się przy robocie. Jednym z najważniejszych obowiązków pomocy domowej jest dbanie o zapasy nafty i wody. W Nigerii najczęściej gotuje się na naftowych palnikach, które często stoją bezpośrednio na podłodze lub na podwórzu przed kuchnią. Co ciekawe, kuchnia jest jedynym miejscem w domu, które nie posiada sufitowego wentylatora, przez co jest w niej piekielnie gorąco. Po uporaniu się z ogniem i kilkoma butlami z naftą (jeden palnik na herbatę, drugi na pranie, trzeci na kąpiel, czwarty na śniadanie itp…) Achebe brała się do szykowania posiłku. W Nigerii popularnym śniadaniem jest biały chleb tostowy z jajkiem i kakao. Inną opcją jest jajecznica z aromatycznym tymiankiem. Dzieci jedzą razem, matka w kuchni, a pan domu osobno. Po śniadaniu, kiedy upał jeszcze nie doskwiera, jest najlepszy czas aby iść na targ. Pamiętam jak Achebe, z dużą lnianą torbą i przewiązaną na głowie chustą jeździła na targ Ogbete.

Wieczorami, gdy zmęczona siadała przed kuchnią, krojąc jam na kolejny dzień, ciężkie łzy spływały po jej okrągłych policzkach. Tak mijały dni: na sprzątaniu, gotowaniu, nauce, niańczeniu gromadki dzieci i spełnianiu zachcianek państwa i ich gości. Bywały dni, kiedy Achebe wydłużała drogę na targ, zachodząc na jedną z głównych ulic miasta, przy której piętrzyły się kolorowe sklepy z zachodnią odzieżą. Z pustym workiem na kukurydzę i dry fish, stawała i gapiła się na jeansy. Ostatni krzyk mody. Zazdrościła dziewczynom, które roześmiane wsiadały na taxi-motory i w opinających pośladki granatowych jeansach, wzbudzały zazdrość wśród nastolatek. Największym zainteresowaniem cieszyły się te gdzieniegdzie posypane brokatem. Pocieszała się myślą, że i tak nie miałaby ich gdzie nosić, zresztą jej, jako wiejskiej dziewczynie nie wypada nosić spodni. W całym swoim życiu, nie założyła spodni. Pierwszy powód był oczywiście banalny – nie nosiła spodni dlatego, że ich nie miała, a drugi dlatego, że nie pozwalano jej na to. Jej pani najpewniej zlałaby ją miotłą i dopiero wtedy miałaby powód do wstydu. Najczęściej za spódnice dziewczynie starczał kawałek większego materiału, który przepasała w pasie.

Poznałam Achebe gdy miała 11 lat. Nasz kontakt był ograniczony, bo dziewczyna mówiła łamaną angielszczyzną, ja natomiast znałam zaledwie kilka zdań po ibo. Pamiętam jak wieczorami, gdy robiło się spokojniej, pan domu czytał gazetę na tarasie, a jej pani oglądała z córkami zachodnią TV, Achebe przeskakiwała przez ogrodzenie i nieśmiało zaglądała do naszego pokoju. Była zafascynowana naszym językiem, ciuchami, ale to co najbardziej ją fascynowało to mydlane bąbelki wypuszczane z patyka. Stała tak i patrzyła się. Czasami tylko niewinny uśmiech rozjaśniał jej twarz, kiedy w milczeniu podawałam jej pałeczkę do wytwarzania baniek. Gdy po raz pierwszy udało jej się puścić bańkę, z zachwytu zaśmiała się głośno i z niepewnością w oczach szukała naszej aprobaty. Była zdumiona, gdy wyjeżdżając podarowałam jej kolczyki, opaskę do włosów i torebkę na ramię. Elegancką, kobiecą torebkę. Ze skromności i szacunku nie śmiała spojrzeć mi już później w oczy.

Dzisiaj Achebe ma 18 lat. Jeżeli miała szczęście i państwo dotrzymali słowa, poszła na studia. Jeżeli podzieliła los większości dziewczyn do pomocy, wyszła za mąż i zajmuje się gospodarstwem w domu swojego męża.


Diana Ifeoma Ude