Od kilku lat pod Pałacem Kultury ustawiana jest na początku grudnia chanukija – tradycyjny świecznik używany przez osiem dni żydowskiego święta Chanuka. Instalacja jest inicjatywą Chabadników, misjonarskiego odłamu judaizmu, który od kilku lat funkcjonuje także w Polsce. Chanukiją w centrum miasta mężczyźni z Chabadu zaznaczają w Warszawie obecność społeczności żydowskiej.
Także na Twardej, przy siedzibie Gminy Żydowskiej, co roku zapalane są publicznie chanukowe lampki. Pierwszą świeczkę umieścili w tym roku trzej mężczyźni: przewodniczący Gminy, naczelny rabin Polski oraz wiceprezydent Warszawy. W popularnym radiu informacyjnym również mowa była o Chanuce – o genezie i tradycjach opowiadał chabadnicki rabin, kończąc wypowiedź odśpiewaniem hebrajskiego błogosławieństwa. Moją uwagę zwrócił jednak nie tyle ten religijny, daleki mi, wydźwięk, ale silna nadreprezentacja mężczyzn i brak kobiet w publicznych wydarzeniach nawiązujących do Chanuki. Skąd w przestrzeni publicznej tak silny głos religijnych (lub nie) Żydów-mężczyzn?

Na początku lat 90. otworzyły się w Polsce możliwości swobodnego zbudowania na nowo społeczności żydowskiej. Równocześnie pojawiło się zapotrzebowanie na edukatorów i instytucje, wokół których będą gromadzić się osoby szukające tego dziedzictwa. Najszybciej na to wyzwanie odpowiedziały amerykańskie organizacje, między innymi Fundacja Laudera, dostarczając potrzebnej wiedzy i zaplecza. Proponowana wersja judaizmu była jednak tą ortodoksyjną, a wiele osób w Polsce nie było świadomych zmian, jakie zaszły w ramach żydowskiej religii na świecie w poprzednich dekadach. Nieznany tu był praktycznie judaizm konserwatywny czy reformowany, zatem mała była wiedza o możliwościach wyboru liberalnych nurtów, które nie tylko są bardziej egalitarne w stosunku do kobiet i osób nieheteroseksualnych, ale uznają za Żydów także osoby, które pochodzenie mają ze strony ojca.

Większość polskich Żydów pochodzi z mieszanych rodzin – ich pochodzenie często nie jest halachiczne (po matce), a więc nie są uznawani za Żydów w ortodoksyjnej synagodze jeśli nie przejdą konwersji. Niewiele osób odczuwa taką potrzebę – w ogromnej większości są to osoby świeckie, dla których żydowska tożsamość to przede wszystkim więź z dziedzictwem historycznym i kulturowym. Choćby z tego powodu nieortodoksyjny judaizm wydaje się bardziej naturalnym wyborem. A jednak przyjęło się w naszym kraju założenie, że jedyną prawdziwą wersją bycia religijnym Żydem jest ortodoksja – nota bene wersja w Polsce utrudniona od początku dodatkowo ze względu na niewielki dostęp choćby do koszernego jedzenia. Nie można też powiedzieć, by mnóstwo ludzi lgnęło do tego akurat nurtu – od lat liczba ortodoksyjnych osób jest liczona ledwo w dziesiątkach – wobec kilku tysięcy osób należących do społeczności żydowskiej. Nie przeszkadza to jednak, by jej publiczny wizerunek był kształtowany w dużym stopniu przez przedstawicieli religijnej grupy, co jest tak samo winą, jak i zasługą zarówno tej grupy, ale też osób, które są wobec niej w opozycji.

Dominacja ortodoksyjnego judaizmu jest bardzo powoli przełamywana w ostatnich latach. Szoszana Ronen, filozofka urodzona w Polsce, ale wychowana w Izraelu, pisała jakiś czas temu w Gazecie Wyborczej: 'Jestem zaskoczona, że Żydzi w Polsce wybrali judaizm ortodoksyjny. Ortodoksyjny judaizm jest wyborem najgorszym z możliwych, bo jest nie tylko nietolerancyjny wobec Żydów reformowanych, ale także ma dyskryminujący charakter wobec kobiet'. Ronen odpowiadał wówczas Konstanty Gebert, jeden z inicjatorów odbudowy żydowskiej społeczności w Polsce, dziennikarz i publicysta, twierdząc, że 'tylko religijna żydowska tożsamość ma swoją przyszłość wśród polskich Żydów' – pozbawionych ciągłości tradycji i udziału w reformach, jakie zaszły po II wojnie światowej. Wyrażał tym samym kierunek, jaki przyjęły w kraju gminy żydowskie po 1989 r.

Gebert skupiał się na tym, jak zachować ciągłość tradycji, i szanuję taką jego potrzebę. Równocześnie jednak bliższy mi jest głos Kazimiery Szczuki w tej samej debacie. Szczuka, której – w przeciwieństwie do Ronen – o oderwanie od polskich realiów posądzać nie można, pisała: 'Żydowskie dziedzictwo w Polsce to coś znacznie więcej niż religia. To widoczne wyraźnie elementy we wkładzie świeckich Żydów w polską kulturę i kulturę na świecie. Polscy „nowi Żydzi” naśladują naszych „nowych demokratów” instytucjonalizując patriarchat i podporządkowując kobiety'.

Nieobecność kobiet w głównej sali synagogi łatwo przekłada się na podobny brak przy okazji innych wydarzeń publicznych, a w sumie składa się na brak głosu i władzy. Zadaniem liderów byłoby tę nieobecność dostrzec i jej zaradzić – bo jak pisano – o rozwoju cywilizacji świadczy miejsce, jakie zajmują w niej kobiety. Ciekawe, że była w Warszawie chanukowa impreza, na której świeczkę zapalała kobieta – przewodnicząca żydowskiej młodzieżówki. Gdzie? W Pałacu Prezydenckim, u Prezydenta Komorowskiego, którego o niesienia kaganka oświaty w kwestii równości płci nie śmiem podejrzewać. Chanuka to święto świateł – oby więc oświecenie nadeszło dla polskich Żydów. I dla Prezydenta.


Tekst: Katarzyna Czerwonogóra