Jestem Sonam. Przyjechałam z Tybetu dwa lata temu, mieszkam w Warszawie. Na początku mieszkałam z francuską rodziną, u której spędziłam po raz pierwszy święta Bożego Narodzenia. Aktualnie mieszkam z polską rodziną; spędziłam z nią moje drugie Święta i przygotowuję się do kolejnych. Podczas moich pierwszych świąt Bożego Narodzenia pojechałam z francuską rodziną do Zielonej Góry, do dziadków. Wieczorem powiedzieli mi, żebym się elegancko ubrała - nie wiedziałam dlaczego. Gdy weszłam do salonu, pierwszą rzeczą, którą zauważyłam, było to, że na stole leżało bardzo dużo jedzenia, a obok stała udekorowana choinka z paczkami pod spodem. Potem, zamiast siąść przy stole, rodzina zaczęła dzielić się białym, okrągłym czymś (potem okazało się, że nazywa się to opłatek) i składać sobie życzenia. Nie wiedziałam, co robić - czy to zjeść, czy rozdawać. Gdy wszyscy już siedli przy stole, dziadek i babcia zaczęli modlitwę, a ja myślałam, że po prostu coś mówili. Następnie jedliśmy, było dużo ryby. Po kolacji zaczęliśmy rozdawać paczki spod choinki i okazało się, że to prezenty. Bardzo mi się to podobało.

Rok później, z polską rodziną, więcej już wiedziałam, popełniałam mniej błędów i rozumiałam, o czym mówią ludzie. Na tych Świętach było więcej osób. Z tych wszystkich powodów trochę bardziej mi się podobało. Oprócz tego, tym razem uczestniczyłam w przygotowaniach, co również było fajne. Pomagałam przy gotowaniu, dekorowałam dom i choinkę oraz kupowałam prezenty rodzinie i koleżankom. W tym roku też pomagam i kupiłam prezenty. Dopiero teraz dowiedziałam się, że świętuje się narodziny Boga.

Tak wyglądają Święta z mojego punktu widzenia i moim zdaniem są fajne, bo spotyka się z rodziną i dostaje się prezenty.


Tekst: Sonam, grudzień 2009