W Polsce stało się już chyba normą to, że co roku zima zaskakuje drogowców i kierowców. Normą staje się także konsumpcjonizm świąteczny czy przedświąteczny, bo już od połowy listopada w większości warszawskich witryn sklepowych Święty Mikołaj przygotowuje prezenty, a Rudolf swoim czarnymi ślepiami wypatruje pierwszej gwiazdki na Pałacu Kultury.
Jednak w tym roku renifer ma szczególne do tego prawo, skoro pierwszy śnieg zaskoczył wszystkich już w październiku. Trudno powiedzieć od kiedy na Ukrainie Święty Mikołaj 'Czudotworec' zaczyna pakowanie prezentów, ale na pewno dla niego 'ostatni dzwonek' przypada 19 grudnia, bo tego dnia dzieci mają obudzić się z prezentem pod poduszką. Na Ukrainie rok liturgiczny biegnie zgodnie z kalendarzem juliańskim, czyli z dwutygodniowym poślizgiem w stosunku do gregoriańskiego obowiązującego w Polsce i dlatego również Święty Mikołaj przychodzi dwa tygodnie później.

Prawdziwa kutia jest z pszenicy
Jest zima, na ulicy lód wiec poślizgów nie ma końca. Boże Narodzenie, czyli ukraińskie 'Rizdwo' również obchodzone jest zgodnie z kalendarzem juliańskim. Wigilia, a po ukraińsku zwana 'Wełyją' lub 'Koladą', zaczyna się 6 stycznia, a świąteczny maraton kończy się po trzech dniach. W samą 'Koladu' zgodnie z tradycją na stole zjawiają się 'rizdwjani strawy' podobne do tych w Polsce – ryby, pierogi z kapustą i grzybami itd., przy czym gdzieniegdzie mogą występować regionalne modyfikacje np. w recepturze.
Podczas ukraińskiej wieczerzy wigilijnej, pierwszym daniem, które się spożywa jest tzw. prosfora, wcześniej święcona i rozdawana w cerkwiach. Są trzy rzeczy, które odróżniają ją od polskiego opłatka: kształt, gdyż wyglądem przypomina małą kajzerkę, drugie; sposób spożywania, ponieważ 'prosforą' się nie dzielimy, tylko każdy bierze po kawałku, a w końcu podaż – nie możemy jej kupić w supermarketach czy w kioskach z dodatkiem do czasopism ('Uwaga, uwaga tylko dziś: gazeta + opłatkowy dodatek za jedyne 1,40 zł!').
Inną charakterystyczną potrawą jest kutia, sporządzana z tłuczonej pszenicy, maku, miodu, rodzynek i orzechów. To tradycyjna ukraińska potraw, chociaż można ją już spotkać na polskich wigilijnych stołach, w tym i warszawskich. Gdzieniegdzie w Polsce i na Ukrainie kładzie się jeszcze siano na wigilijny stół. Na ukraińską wigilię gospodarz przynosi jeszcze do domu i stawia w kącie 'Diducha' (związany snop zboża), co ma symbolizować urodzaj na następny rok.


A oni znowu...
Niektórzy Ukraińcy z Ukrainy, ale także ci mieszkający w Polsce, obchodzą także drugą 'Koladu', zwaną 'Szczedrym weczorom'. Nazwa jest może 'troszku' przewrotna gdyż na ogół obchodzony 18 stycznia 'Szczedryj weczir' (pol. Szczodry wieczór) powinno obchodzić się mniej wystawnie. Większość przyjezdnych Ukraińców mieszkających i pracujących w Warszawie, na 'Rizdwo' starają się wrócić do rodzinnego domu. Jednak na 'Szczedryj weczir' przeważnie już są w Warszawie, bo trzeba iść do pracy, a studentom zbliża się sesja. W takiej sytuacji jest młoda studentka z Przemyśla, więc wspólnie z ukraińskimi znajomymi stara się zorganizować druga Wigilię w 30-metrowej przestrzennej warszawskiej kawalerce. Ktoś przynosi gołąbki, inny pierogi (domowej roboty). Przychodzą też śledzie i nawet 'prosfora'. Tak też było i w tym kończącym się roku. Zgodnie z tradycją po wieczerzy zaczęły się śpiewy 'szczedriwok', 'kolad' (pol. kolędy) i jak tradycja nakazuje – bez kart, alkoholu i 'Hej sokoły'.
Dla sąsiadów, prawda była jedna – 'A oni znowu…! Bo norma jest normą – że kiedy śpiew to impreza, a do tego 'taki bełkot że słów nie można zrozumieć…!'
Wiec cóż? 'Przepraszamy' – nic nie poradzimy, to przecież tylko język ukraiński, to tylko kolędy po ukraińsku, to tylko taka tradycja…
Na tym ukraińskie święta w styczniu się nie kończą, bo jest jeszcze obchodzony 19 stycznia 'Jordan', czyli Święto święcenia wody. W warszawskich cerkwiach w ten dzień świeci się wodę, ale niestety już nie ma to takiej misternej oprawy jak na przykład na ukraińskich wioskach czy małych miejscowościach, gdzie wszystko odbywa się nad rzeką. Niestety tak i w większości miast na Ukrainie, które dzięki zanieczyszczeniu rzek wygrały z tradycją – stąd i od Warszawy my nie możemy wymagać drugiego 'Cudu nad Wisłą'.


Chyba muszę…
Być może ta tradycja jest jeszcze praktykowana na wioskach, a w miesicie już prawie nie istnieje, chyba że jej hybrydowa wersja typu: 'Przybieżeli do Betlejem pasterze! – Dajcie 5 zł!'
A chodzi tu o kolędników! W dzisiejszej stolicy sytuacja kolędowania wygląda mniej więcej tak jak przedstawiono w cytacie, a gdy kiedyś koleżanka poprosiła małych warszawskich kolędników o zaśpiewanie jeszcze jakiejś kolędy to okazuje się że Ci ewentualnie mogą zaśpiewać (możliwe w pewnej mierze dla nich religijną pieśń), tzn. tę, jaką czci jeden ze stołecznych piłkarskich klubów.
Na Ukrainie, takie grupy osób, które chodzą w święta od chaty do chaty i kolędują, nazywa się 'wertepom' albo po prostu 'koladnykamy'. Popularna w Ukrainie tradycja 'wertepów' sięga XVII – XVIII wieku, a składa się ona z bożonarodzeniowego dramatu i przyłączonego do niego satyryczno-obyczajowego intermedium. Pierwsza część ukazuje jakby istotę święta, a druga jest już zależna raczej od warunków, jak również inwencji twórczej, zdolności czy żartobliwości 'wertepnykiw'. Na Ukrainie przeważnie we wioskach, ale bywa, że gdzieniegdzie w miastach tę tradycje się kultywuje, a od dwóch lat grupa ukraińskiej młodzieży aktualnie mieszkającej w Warszawie, chodzi z 'wertepom' po ukraińskich, ukraińsko-polskich, polskich (a nawet w tym roku polsko-angielsko-francusko-białorusko-litewskich) warszawskich 'domostwach'.
Proszę nie mylić tego tradycyjnego elementu ukraińskich świąt z warszawskim klubem 'Wertep' lub amatorskim rajdem dla samochodów terenowych 'Rajd Terenowy WERTEP', chociaż z drugiej strony młodzi 'koladnyky' (pol. kolędnicy) odwiedzając warszawskie domy zwyczajnie przemieszczają się po stolicy i jej okolicach samochodami.
Tradycyjnie postaciami składającymi się na 'wertep' są: królowie (w tym roku jednym z nich był King of West, czyli Elvis, który zgodnie z ukraińską tradycją 'winszował' – życzył domownikom szczęścia, a także w każdym rogu domu sypał pszenicę na znak urodzaju i dobrobytu dla jego mieszkańców), a prócz niego Herod, anioł, diabeł, Żyd z Żydówką, pastuszek, który podkreślając swoje pochodzenie oczywiście chodzi w 'wyszywance' - ukraińskiej koszuli z wyszywanymi wzorami. O ile sztandarowymi postaciami w 'wertepie' są Kozak z Kozaczką w tradycyjnych strojach, to jednak chyba największą atrakcją dla ulicznych przechodniów czy użytkowników warszawskich dróg stanowią jak zawsze czarne charaktery, a dokładnie 'śmierć za kierownicą'. I takie kultywowanie tradycji to np. dla napotkanego pana 'sportowca' na warszawskiej ulicy to był 'pochód zgrai przebranych pajaców' (być może dlatego, że w miastach już się tej tradycji nie podtrzymuje), ale dla innych to coś co przypomniało im stare polskie dzieje, a może i coś innego, nowego a nawet zdrowego (oczyszczającego), bo dla studenta, który w 'Alkatrasie' (tak nazywają akademik Politechniki przy Pl. Narutowicza) musiał w jednej windzie jechać z kozakiem, śmiercią, diabłem i aniołem, sam stwierdził ze dla alkoholu chyba musi powiedzieć 'STOP'!
Owa grupa młodzieży, prócz kolędowania, czy działalności w warszawskim kole Związku Ukraińców w Polsce, organizowała także cykl przeglądu ukraińskiego kina – 'Traktorem po ukraińskiej kinematografii', 'Małankę 2009' (noworoczna zabawę), 'Ukraińską noc', która odbyła się w maju na Terchominie. Młodzi, dla wielu są znani bardziej jak Internetowi 'N@szi studenty' (dostępni pod mailem Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.), gdyż zajmują się także informowaniem, rozsyłaniem wiadomości o ukraińskich projektach, akcjach, imprezach, koncertach.


Bananowa Sobota
Przychodzi wiosna, a za nią Wielkanoc i warszawskie ulice w Wielka Sobotę zapełniają się – jak mówi kolega – 'koszykarzami', czyli ludźmi z święconkami w reku. Jednak patrząc na rozmiary koszyków, święconki chyba są symboliczne, bo do koszyka tego rozmiaru może zmieszczą jedno lub dwa jajka i może jeszcze czekoladowego królika albo baranka z cukru zakupionego w pobliskim supermarkecie. Z drugiej strony jest i nowa tradycja koszyków, bo zdarzało się, że jakieś dziecko dorzuciło Actimela... zrozumiałe – dla 'zdrowotności i świętego spokoju'.
Kiedyś za czasów ZSRR, takie 'egzotyki' również można było spotkać i na Ukrainie, bo ktoś na przykład poszedł z bananami do cerkwi. Jednak tu już nie chodziło o zdrowotność lecz pokazanie swojego statusu społecznego – ma banany, to znaczy, że bogaty!
A po wielkiej euforii związanej z Pomarańczową Rewolucją na Ukrainie w 2005 roku, pewnie w niejednym koszyku w Wielka Sobotę 'jaja' musiały ustąpić miejsca 'pomarańczom'?
Ukraiński 'Wełykdeń' (pol. Wielkanoc), który na Ukrainie trwa trzy dni, jest ruchomy i czasami między nim a polską Wielkanocą jest miesiąc różnicy. W roku 2010 te święta w obu krajach zbiegną się, wiec będziemy świętować raz! Ale jaja!


Tekst: Paweł Łoza (пл), grudzień 2009