Pączki jadłem i wcześniej na Ukrainie. Jednak tam są one takie niewielkie, czasami nawet całkiem malutkie. W środku może być na przykład jakiś dżem lub ser albo po prostu co kto co ma – ważne, żeby tylko było słodkie. Gotuje się je w kipiącym oleju, a później – gdy jeszcze gorące – posypuje się je cukrowym pudrem. Ale to, co zobaczyłem w Polsce, a jeszcze jak zacząłem jeść – było 'fantastic'. Pączek na całą rękę. W środku powidła z róży, na zewnątrz górna połowa pokryta czymś słodkim i smacznym. Zjadłem wtedy dwa pączki, tak na początek. I to był początek mojego uwielbienia dla pączków warszawskich. Ja jeszcze wtedy nie wiedziałem, że istnieją także pączki z adwokatem w środku, a na zewnątrz pokryte białą czekoladą. Dokładnie co to jest ten adwokat to wciąż nie wiem, ale jest to bardzo smaczne. Najwięcej zjadłem pięć pączków naraz.

Następnym moim uwielbianym jedzeniem, i na pewno numer jeden, jest sernik (na pewno też dlatego, że jestem z pochodzenia Polakiem). Na Ukrainie nie ma nic podobnego. Ser i wszystko co związane z serem, zawsze bardzo mi smakuje. Rok temu na Boże Narodzenie, kiedy już mieszkaliśmy Polsce, sąsiedzi powrócili ze wsi od rodziców i poczęstowali nas z żoną wielkim kawałkiem ciasta i tak samo wielkim kawałkiem tortu z kremem śmietankowym. Żona moja wie, jak niezmiernie lubię krem śmietankowy, ale kiedy skosztowałem tego niewiadomego ciasta, poczułem się naprawdę szczęśliwy. To był seeerrr! To był seeerrrniiiik waniliowy z kawałkami pomarańczy! Nic podobnego w życiu nie jadłem. Ale pyszne, ale cudowne! Bardzo smakowało!

Na Ukrainie, w miejscowości, gdzie mieszkałem, piecze się dużo różnych ciast z serem, a ja zawsze chciałem, żeby w nich ciasta było jak najmniej, a sera jak najwięcej. A tutaj jadłem najsmaczniejsze ciasto z samego sera. Jak można po tym nie zakochać się w Polsce?

Na początku, kiedy tylko przyjechaliśmy do Polski, mieszkaliśmy 30 kilometrów od Warszawy w gminie Leszno. Mieszkaliśmy w małym prywatnym hotelu. Ja pracowałem niedaleko od tego hotelu, a żona jeździła codziennie pracować do Warszawy. W sobotę ja pracowałem do godziny 14:00, a żona do 15:00, więc o 16:00 spotykaliśmy się w hipermarkecie Tesco na obrzeżach Warszawy na ul. Górczewskiej. Spotkanie było za stolikiem w miejscu, gdzie sprzedaje się różne słodkie i niesłodkie polskie potrawy. Bardzo fajnie, że – jeśli nie patrzeć na kebaby – wszędzie w Warszawie można coś zjeść z kuchni polskiej. Tam kupowaliśmy całego kurczaka z grilla, jakiś sok, dwa pączki z czekoladą i adwokatem i bardzo fajnie spędzaliśmy czas. Po tym robiliśmy zakupy na tydzień i jechaliśmy do domu. Ale kurczak i w Ukrainie dokładnie taki sam. W jedną z następnych sobót zdecydowaliśmy się skosztować czegoś z prawdziwej kuchni polskiej. Wtedy spróbowaliśmy wieprzowiny z grilla. Jak się okazało pomysł był dobry. Wieprzowina była bardzo soczysta i smaczna. I teraz czasem jeżdżę do Tesco zjeść kawałek wieprzowiny z grilla. Na Ukrainie też uwielbiają wieprzowinę, ale nie gotują jej w taki sam sposób.

Ale jeszcze o serniku. Tam, gdzie my z żoną tak fajnie spędzaliśmy czas, był wielki wybór serników. Ale zawsze jakoś wydawało nam się trochę za drogo. Pewnego razu pozwoliliśmy sobie na małe słodkie szaleństwo i kupiliśmy wtedy taki pokaźny kawałek. Ale zrozumiałem, że to dla mnie też za mało, tak uwielbiam serniki. Następnym razem kupiłem już całe kilo i niemal wszystko sam zjadłem. To była już pełnia zadowolenia. Ależ to było pysznie!

Co do bigosu, to polski bigos gotuje się praktycznie tak samo, a i smak ma podobny jak kapusta kiszona na Ukrainie. Natomiast pierogi polskie faktycznie są takie same, jak warenyky ukraińskie, a jeśli dokładniej, to pierogi 'wareni' (gotowane). Warenyky bywają z serem (słonym lub słodkim), posmarowane masłem, a jeść je najlepiej ze śmietaną. Bywają z ziemniakami, ziemniakami i pieprzem, ziemniakami zmieszanymi z serem, z mięsem, z wątrobą, kapustą, które smaruje się raczej smalcem ze skwarkami i cebulką. Bywają słodkie z wiśnią, czereśnią i innymi owocami. W ogóle kuchnia polska i ukraińska są bardzo podobne ze względu na wspólną historię. Ale jednak jest różnica.

Bardzo dobrze, że w mięsie kupowanym w Polsce nie ma krwi, bo Bóg mówi, że nie wolno człowiekowi jeść krwi. W Ukrainie mięso najczęściej trzeba myć długo w wodzie, żeby wypłukać krew. Nie ma na Ukrainie i kiełbaski białej, która nam bardzo smakuje w Polsce. Z ciekawostek – nie ma też kopytek. O napojach alkoholowych w ogóle nic nie będę mówić, bo nikt u nas w rodzinie nie 'zażywa'. Ale cukierki, a szczególnie czekolada i lody na Ukrainie są najsmaczniejsze i dużo tańsze.

Można jeszcze by dużo mówić o kuchni polskiej, prawdziwie jednej z najlepszych na świecie, ale przy okazji bardzo zachciało mi się tego sernika. Dawno już nie smakowałem. Trzeba by pójść i kupić fajny kawał...

Smacznego, Polsko!


Tekst: Anatoliy Pudlo