Nieodłącznym elementem życia w mieście jest podróż do pracy i z powrotem. Po wypiciu porannej herbaty/kawy, nieuchronna droga go pracy wita nas serią powtarzających się podróży. Nasza trasa do pracy jest tak nudna, że najmniejsze wydarzenie po drodze stanie się tematem całodziennych rozmów z kolegami. Przeciętny warszawianin podróżuje do pracy 20 minut, co daje 40 minut dziennie i 200 minut w tygodniu zmarnowane na dotarcie przy akompaniamencie dennych stacji radiowych. W Londynie podróż trwa 45 minut, ponad dwa razy tyle, co w Warszawie! Dla większości Polaków taka statystyka wyda się dziwna, ponieważ ilość linii metra jest bardzo różna, a generalna opinia na temat ruchu drogowego w Warszawie jest bardzo zła. Jednak, kiedy wprowadziłem się do Warszawy, uznałem, że sieć transportu jest raczej niezawodna i wydajna i muszę stwierdzić, że nawet teraz, w porównaniu z Londynem, tutejszy transport jest na wysokim poziomie, a śmiem twierdzić, że jest jeszcze lepszy! Tak, zrobię coś nie do pomyślenia i dowiodę, że Warszawa posiada lepszy system transportu niż Londyn. Pierwsze starcie – czas podróży. Musimy zrozumieć, że wielkości obu miast są nieporównywalne. Londyn jest co najmniej pięć razy większy od Warszawy, pod względem wielkości i zaludnienia, jest też największym obszarem miejskim w Europie. Już sam obszar miasta sprawia, że potrzeba wiele czasu na podróżowanie przez nie. Gdy mieszkałem w Londynie, zawsze potrzebowałem godziny, by dotrzeć gdziekolwiek. Nieważne, czy chodziło o dojazd do pracy czy po prostu spotkanie z przyjaciółmi, zawsze trwało to tyle samo… godzinę. Jeśli pracowało się później niż do północy, można było dodać do tego 30 minut, a nawet więcej, jeśli podróżowało się autobusem. Natomiast Warszawa jest mniejsza, bardziej zwarta i 20-30 minut jest tu normą. Oczywiście zależy to od obszaru i od tego, która droga jest w tym czasie budowana. Jednak nigdy nie miałem czasu na czytanie książki w Warszawie. Gdy odrywam wzrok od strony, autobus zbliża się do mojego przystanku. W Londynie zdążyłem przeczytać całą gazetę w drodze do pracy, więc w drodze powrotnej mogłem tylko czytać reklamy lub patrzeć na ludzi. Tak więc Warszawa naturalnie wygrywa w tym starciu bez problemu, nawet jeśli wielkość odgrywa swoją rolę. A jeśli skończą się rzeczy do czytania, możemy patrzeć w telewizory z bezużytecznymi informacjami. Warszawa – 1, Londyn – 0.

Drugie starcie – warunki transportu. Rzeczą typową dla obu miast są nowe autobusy i nowe metra. Najnowszą modą jest kupowanie zwrotnych nowych pojazdów, które posiadają wszystkie udogodnienia, w tym telewizję, klimatyzację i przeguby, pomagające na zakrętach. Londyn wydał 7 miliardów na usprawnienie sieci metra i wprowadził do codziennego ruchu wiele nowych pojazdów. Warszawa także wprowadziła nowe super pociągi, np. SKM, super autobusy i najnowsze tramwaje. Prawdopodobnie z myślą o Olimpiadzie i Euro 2012. Ma to jednak swoją cenę. Oba miasta podniosły ceny biletów za korzystanie z tych pojazdów i nasuwa się pytanie: dlaczego? Klimatyzacja nie działa, jeśli drzwi otwierają się co 2 minuty, a te głupie telewizje zarabiają pieniądze przez reklamy, jeszcze jeden sposób na zalewanie pasażera jeszcze bardziej bezsensownym wymuszaniem. Mimo to wysiłki obu miast zostały zauważone, a poziom komfortu transportu publicznego z pewnością się zwiększa. Warszawa wygrywa jednak to starcie, Londyn pozbył się historycznych piętrowych autobusów, ale po Warszawie dalej jeżdżą Ikarusy. Fajne miasto łączy stare w nowym, nowe i nowsze to nuda. Warszawa – 1, Londyn – 0.

Starcie trzecie – ceny. Podziękujmy prezydentowi/burmistrzowi miasta za kolejny dobry powód do podróży samochodem o poranku. Po co siedzieć obok jakiegoś cuchnącego, bezdomnego pijaka w autobusie, jeśli mogę słuchać albumu z największymi hitami AC/DC i udawać grę na gitarze jadąc ulicami. Chociaż w obu miastach korki uliczne są większe niż poziom zadłużenia Grecji, ten jeden aspekt nie podoba mi się w obu miastach. Zwykły dryg do biznesu powie nam, że jeśli podniesie się ceny, sprzeda się mniej, jeśli obniży się ceny, sprzeda się więcej. Transport publiczny jest teraz przemysłem nastawionym na zysk, więc należy się spodziewać gorszej obsługi i mniejszej wartości za pieniądze. Naprawdę denerwuje mnie, że w Anglii linie kolejowe narzekają na mniejszą liczbę pasażerów, a potem podnoszą ceny dwa razy powyżej poziomu inflacji, nawet w czasach kryzysu ekonomicznego. Pociągi w Wielkiej Brytanii są prywatyzowane, a to wywołało katastrofę standardów i kosztów. Jednak, co może wzbudzać zawiść, pociągi są dobrej jakości. W Polsce pociągi są własnością publiczną, więc chociaż opłaty są wysokie, nie są przesadnie wysokie i ludzi stać na nie. Oprócz tego, jeśli rezerwuje się z wyprzedzeniem, można dostać zniżkę. W Anglii, jeśli rezerwuje się wcześniej, jest większa szansa na podwójną rezerwację miejsca. Niemniej jednak koszty transportu w Warszawie są wyższe niż kiedykolwiek, a ludzie są oburzeni, jednak Londyn ma najdroższe metro na świecie, jeszcze droższe niż Moskwa, chociaż nie jest ze złota! Warszawa – 3, Londyn – 0.

Starcie czwarte – obsługa. Powiecie, że to łatwizna. Spytajcie kogokolwiek w Warszawie o standardy obsługi, a usłyszycie jak zła ona jest. Mówi się, że ludzie dalej mają komunistyczną mentalność. Prawda, ale teraz można kupować bilety z automatów, które nie posiadają charakteru! Londyn jest dokładnie taki sam. Właściwie rozumiem sprzedawców biletów w Warszawie lepiej niż tych w Londynie, gdzie personel metra pochodzi ze wszystkich znanych krajów świata, albo i spoza nich. Zakup biletów w metrze graniczy z cudem, jest milion różnych taryf, jedna droższa od drugiej. Nawet w Warszawie zakup biletu jest teraz trudniejszy. Bilet 20-minutowy jest śmieszny! Jeśli pojadę z tym biletem na Toruńską o 17:00, nie ma mowy, żebym dotarł w dwadzieścia minut. Tym bardziej, jeśli przypadkowo pojadę w inną stronę przez Marynarską. Generalnie kierowcy autobusów w Warszawie nie są zbyt przyjaznymi ludźmi, podobnie jak kontrolerzy biletów, których spotykam raz na miesiąc. W Londynie kierowcy autobusów zawsze się witają, a potem śpiewają wraz ze Stingiem ich ulubione piosenki, kiedy z nieba leje się deszcz. Bezcenne. Warszawa – 3, Londyn – 1.

Starcie piąte – niezawodność. Może i w Warszawie jest tylko jedna linia metra, ale jest ona 1) wydajna, 2) szybka, 3) nieskomplikowana i 4) czysta. Dla porównania, w Londynie jest 15 linii metra i jest to drugie co do wielkości metro na świecie. Nigdy nie czekałem dłużej niż 5 minut na warszawskie metro, chyba że o 3:00 rano. Natomiast w Londynie siedziałem na ziemi na stacji Kings Cross czekając 20 minut na metro Northern Line do High Barnet. W Londynie metro jest większe i bardziej skomplikowane. Linie się krzyżują, przechylają, wyginają i rozdzielają – wszystko to wymaga zarządzania i sterowania. Z kolei w Warszawie metro po prostu wjeżdża, a potem zjeżdża – to takie proste. Wkrótce powstanie nowa linia, metro będzie jeździć na wschód i na zachód, wspaniale. Autobusy w Londynie rządzą się własnymi prawami, mogą wcale nie przyjeżdżać przez pewien czas, a potem nagle trzy pojawiają się jednocześnie. W Warszawie patrzę na godziny przyjazdu autobusów i raczej w 99% przypadków przyjeżdżają one za minutę lub dwie, są piekielnie niezawodne. Jedynym problemem jest to, że kiedy stoi się na przystanku na żądanie, ma się tylko 9% pewności, że autobus się zatrzyma. Ale i tak wsiadamy, wysiadamy i nie stoimy w kolejce. To dużo lepsze rozwiązanie niż londyńskie cywilizowane, choć bezowocne, stanie w kolejce i grzeczność, rozmowa z kierowcą, bo tak jest grzecznie i marnowanie na to masy czasu. Wybór jest prosty. Warszawa – 4, Londyn – 1.

Jak widać, Warszawa pobiła Londyn w pojedynku na transport. Słyszałem nawet absurdalne wiadomości, że Londyn zdobył nagrody za sieć transportu, przyznawane pewnie przez samego burmistrza Londynu lub któregoś z jego znajomych. Pewnie zgodzicie się teraz, że w końcu dowiodłem, że nagrody te są przyznawane niesłusznie, a Londyn powinien oddać swoje świecidełka dużo prostszej sieci warszawskiej. Dla mnie szalony system sygnalizacji świetlnej i wariactwo warszawskiego kierowcy z perspektywy mojego świeżo wyściełanego, wygodnego fotela w autobusie zawsze zwyciężają swoich londyńskich konkurentów. OK, czyli jest tylko jedna linia metra, większość autobusów jest stara i wymaga zmian, a w godzinach szczytu są one przepełnione, ale to nic w porównaniu z Londynem. Latem widziałem ludzi, którzy dosłownie mdleli w metrze z wyczerpania i stali w kolejce do przystanku metra. Ja zawsze stawiam na prostotę, być może przyzwyczaiłem się do niej. W każdym razie dowiodłem, że Warszawa jest lepsza od Londynu pod względem transportu, z czym na pewno się zgodzicie.


Christopher Moore

Tłumaczył: Mateusz Pazdur