„W magii i w życiu liczy się tylko chwila obecna. Nie mierzy się czasu jak odległości między dwoma punktami, czas nie przemija. Miłość jest poza czasem, a właściwie jest czasem i przestrzenią skupionymi w jednym punkcie”. W ten oto sposób chciałabym rozpocząć – refleksją.
Podejrzewam, że wiecie już, w jakim kierunku zmierza ten felieton. Poruszę temat, który jest dosyć osobisty i skomplikowany, ale jest zarazem jednym z tych, które najbardziej mi się podobają i intrygują. Podkreślam, że jest to tylko mój skromny punkt widzenia, a jako że zagadnienie to jest w miarę szerokie, subiektywne i trudne, skupię się na przedstawieniu własnej opinii i opisaniu swojego doświadczenia w tym temacie; temacie, który porusza ludzi, narody, świat, wszechświat... MIŁOŚĆ – nie ważne, z jakiej grupy społecznej pochodzisz ani jakiej jesteś rasy – uczucie jest tylko jedno.
Miałam możliwość zobaczenia, poznania i doświadczenia różnic i podobieństw w relacjach osób z dwóch różnych światów, z dwóch kompletnie różnych krajów. Nazywam się Angel (lubię, gdy ludzie tak do mnie mówią) chociaż w rzeczywistości moje imię to Angelica i jestem córką meksykańsko-polskiego małżeństwa. Urodziłam się i wychowałam w Meksyku, kształcona w kulturze, obyczajach i szkole meksykańskiej, z wyjątkiem małej-dużej różnicy – w moim domu zawsze starano się zachować część polskich zwyczajów i tradycji – jedzenie było jedną z tych najważniejszych. Dzięki mojemu tacie i babci, ja i moja siostra Andrea, mogłyśmy spróbować kawałeczek Polski. Moja babcia, próbując podzielić się z nami swoimi korzeniami, starała się nauczyć nas języka polskiego, jako że mój tato nigdy się tym nie zajął. Nie wynikało to z zaniedbania, a z faktu, że po pierwsze, język polski jest stosunkowo trudnym językiem; po drugie, używa się go tylko w Polsce. Po trzecie, w ówczesnych czasach Polska wciąż była krajem socjalistycznym i mój ojciec myślał, że taki stan potrwa jeszcze przez długi czas. Jednocześnie nie wyobrażał sobie, że sytuacja polityczna, społeczna i ekonomiczna może zmienić się tak szybko – zdecydował się więc nie uczyć nas języka polskiego. Zobaczcie, jakie to ironiczne – mój tato, który opuścił swój kraj prawie 45 lat temu, teraz śmieje się i powtarza: "Spójrzcie, ja jestem tu, w Meksyku, a wy tam, w Polsce".
Moi rodzice poznali się około 45 lat temu w Meksyku. Mój tato jest muzykiem, absolwentem warszawskiej szkoły muzycznej, a moja mama absolwentką wydziału filologicznego na Uniwersytecie w Veracruz w Meksyku. Po ukończeniu studiów, tato zaczął pracować w jednym z najbardziej znanych zespołów – w zespole „Mazowsze”. Mniej więcej w tamtym czasie w Meksyku ogłoszono przesłuchanie dla muzyków do nowopowstałej orkiestry – Orkiestry Symfonicznej z Xalapa. Mój tato, w poszukiwaniu lepszego życia i nowych przygód, zdecydował się wziąć udział w przesłuchaniu i wygrał je. Wyjechał do Meksyku. Nie miał pojęcia, jak wygląda tamten kraj, po raz pierwszy podróżował tak daleko. Wciąż pamiętam, jak opowiadał mi, w jaki sposób wyobrażał sobie ten „egzotyczny” kraj: „myślałem, że gdy samolot wyląduje, znajdę się na środku pustyni pokrytej kaktusami. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że trafiłem do cementowej dżungli”.
Tato zamieszkał w akademiku razem z innym kolegą z Polski, który przybył tam prawie w tym samym czasie, co mój ojciec. Tato nie mówił ani słowa po hiszpańsku.Moi rodzice poznali się na przyjęciu u pewnego wspólnego przyjaciela, który również pracował w orkiestrze. Moja mama opowiadała, że gdy przedstawiono jej tatę, na początku zdołali się porozumieć tylko za pomocą gestów, jako że nie znali innych języków. Porozumiewali się bez słów – wiedząc tylko, że miłości nie może zatrzymać ani język, ani pochodzenie, ani nic innego. Umówili się na spotkanie. Dwa dni później poszli razem na kawę. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądało tamto spotkanie, a wy? Pewnie też nie, ale mogę wam powiedzieć, że to właśnie wtedy wszystko się rozpoczęło. Między jednym a drugim spotkaniem rodziło się uczucie, aż w pewnym momencie tato stwierdził, że nie może bez mamy żyć. Rok później, 15 maja 1977 roku, wzięli ślub.
Teraz, gdy znacie już wstęp, mogę powiedzieć, że na świecie istnieje tylko jeden język, że jesteśmy w stanie zrozumieć wszystkie istoty ludzkie. To, że dorastałam w rodzinie, w której dwie osoby pochodzące z dwóch kompletnie innych światów były w stanie porozumieć się i zbudować wspólne życie, sprawiło że zdałam sobie sprawę z tego, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Potrzebna jest tylko chęć zrozumienia i przełamania barier, ideologii, ignorancji, religii, stereotypów i tradycji, które mogą nas czasami blokować i nie pozwalają zaakceptować tego, że każda kultura i kraj różnią się nieco od siebie. Zapewne nie zrozumiem nigdy pewnych rzeczy, jako że nie urodziłam się ani nie dorastałam w Polsce; mogę po prostu to zaakceptować i szanować fakt, że tutejsi ludzie nie myślą i nie zachowują się jak w Meksyku. Chciałabym, żeby inni zachowywali się wobec mnie tak samo.
Gdy teraz o tym myślę, możliwe że nieświadomie przyjechałam do Polski nie tylko w poszukiwaniu pracy i nowych wyzwań zawodowych, ale także starając się odkryć część swoich korzeni, których nie znałam. Pomimo tego, że nie czuję się Polką, te korzenie są częścią mnie. Polska oraz tutejsi ludzie odmienili moje życie w bardzo pozytywny sposób, zakochałam się w tym kraju zanim go jeszcze poznałam. To wszystko dzięki temu, że dorastałam u boku mężczyzny, który zawsze będzie u mnie na pierwszym miejscu, i którego zawsze będę podziwiała za jego odwagę, wolę, pasję, dobroć, talent i wiele innych cech... mojego wspaniałego tatę Andresa Zarembę Sztyka.
Angelica Luengas Kałamaga
Tłum. Paulina Smolan
Miałam możliwość zobaczenia, poznania i doświadczenia różnic i podobieństw w relacjach osób z dwóch różnych światów, z dwóch kompletnie różnych krajów. Nazywam się Angel (lubię, gdy ludzie tak do mnie mówią) chociaż w rzeczywistości moje imię to Angelica i jestem córką meksykańsko-polskiego małżeństwa. Urodziłam się i wychowałam w Meksyku, kształcona w kulturze, obyczajach i szkole meksykańskiej, z wyjątkiem małej-dużej różnicy – w moim domu zawsze starano się zachować część polskich zwyczajów i tradycji – jedzenie było jedną z tych najważniejszych. Dzięki mojemu tacie i babci, ja i moja siostra Andrea, mogłyśmy spróbować kawałeczek Polski. Moja babcia, próbując podzielić się z nami swoimi korzeniami, starała się nauczyć nas języka polskiego, jako że mój tato nigdy się tym nie zajął. Nie wynikało to z zaniedbania, a z faktu, że po pierwsze, język polski jest stosunkowo trudnym językiem; po drugie, używa się go tylko w Polsce. Po trzecie, w ówczesnych czasach Polska wciąż była krajem socjalistycznym i mój ojciec myślał, że taki stan potrwa jeszcze przez długi czas. Jednocześnie nie wyobrażał sobie, że sytuacja polityczna, społeczna i ekonomiczna może zmienić się tak szybko – zdecydował się więc nie uczyć nas języka polskiego. Zobaczcie, jakie to ironiczne – mój tato, który opuścił swój kraj prawie 45 lat temu, teraz śmieje się i powtarza: "Spójrzcie, ja jestem tu, w Meksyku, a wy tam, w Polsce".
Moi rodzice poznali się około 45 lat temu w Meksyku. Mój tato jest muzykiem, absolwentem warszawskiej szkoły muzycznej, a moja mama absolwentką wydziału filologicznego na Uniwersytecie w Veracruz w Meksyku. Po ukończeniu studiów, tato zaczął pracować w jednym z najbardziej znanych zespołów – w zespole „Mazowsze”. Mniej więcej w tamtym czasie w Meksyku ogłoszono przesłuchanie dla muzyków do nowopowstałej orkiestry – Orkiestry Symfonicznej z Xalapa. Mój tato, w poszukiwaniu lepszego życia i nowych przygód, zdecydował się wziąć udział w przesłuchaniu i wygrał je. Wyjechał do Meksyku. Nie miał pojęcia, jak wygląda tamten kraj, po raz pierwszy podróżował tak daleko. Wciąż pamiętam, jak opowiadał mi, w jaki sposób wyobrażał sobie ten „egzotyczny” kraj: „myślałem, że gdy samolot wyląduje, znajdę się na środku pustyni pokrytej kaktusami. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że trafiłem do cementowej dżungli”.
Tato zamieszkał w akademiku razem z innym kolegą z Polski, który przybył tam prawie w tym samym czasie, co mój ojciec. Tato nie mówił ani słowa po hiszpańsku.Moi rodzice poznali się na przyjęciu u pewnego wspólnego przyjaciela, który również pracował w orkiestrze. Moja mama opowiadała, że gdy przedstawiono jej tatę, na początku zdołali się porozumieć tylko za pomocą gestów, jako że nie znali innych języków. Porozumiewali się bez słów – wiedząc tylko, że miłości nie może zatrzymać ani język, ani pochodzenie, ani nic innego. Umówili się na spotkanie. Dwa dni później poszli razem na kawę. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądało tamto spotkanie, a wy? Pewnie też nie, ale mogę wam powiedzieć, że to właśnie wtedy wszystko się rozpoczęło. Między jednym a drugim spotkaniem rodziło się uczucie, aż w pewnym momencie tato stwierdził, że nie może bez mamy żyć. Rok później, 15 maja 1977 roku, wzięli ślub.
Teraz, gdy znacie już wstęp, mogę powiedzieć, że na świecie istnieje tylko jeden język, że jesteśmy w stanie zrozumieć wszystkie istoty ludzkie. To, że dorastałam w rodzinie, w której dwie osoby pochodzące z dwóch kompletnie innych światów były w stanie porozumieć się i zbudować wspólne życie, sprawiło że zdałam sobie sprawę z tego, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Potrzebna jest tylko chęć zrozumienia i przełamania barier, ideologii, ignorancji, religii, stereotypów i tradycji, które mogą nas czasami blokować i nie pozwalają zaakceptować tego, że każda kultura i kraj różnią się nieco od siebie. Zapewne nie zrozumiem nigdy pewnych rzeczy, jako że nie urodziłam się ani nie dorastałam w Polsce; mogę po prostu to zaakceptować i szanować fakt, że tutejsi ludzie nie myślą i nie zachowują się jak w Meksyku. Chciałabym, żeby inni zachowywali się wobec mnie tak samo.
Gdy teraz o tym myślę, możliwe że nieświadomie przyjechałam do Polski nie tylko w poszukiwaniu pracy i nowych wyzwań zawodowych, ale także starając się odkryć część swoich korzeni, których nie znałam. Pomimo tego, że nie czuję się Polką, te korzenie są częścią mnie. Polska oraz tutejsi ludzie odmienili moje życie w bardzo pozytywny sposób, zakochałam się w tym kraju zanim go jeszcze poznałam. To wszystko dzięki temu, że dorastałam u boku mężczyzny, który zawsze będzie u mnie na pierwszym miejscu, i którego zawsze będę podziwiała za jego odwagę, wolę, pasję, dobroć, talent i wiele innych cech... mojego wspaniałego tatę Andresa Zarembę Sztyka.
Angelica Luengas Kałamaga
Tłum. Paulina Smolan