Zastanawiam się, dlaczego człowiek mieszkający daleko od pierwszej ojczyzny, tak bardzo dba o to, żeby jego związki z domem zostały tak mocno żywe! Może to tęsknota za dawnym życiem? Może tęsknota za rodziną i przyjaciółmi? Może tęsknota za dzieciństwem? Kiedy byłem nastolatkiem, lubiłem muzykę i tańce folklorystyczne. W naszym domu były to nierozerwalne związki z ojczyzną, którą mogliśmy widzieć przez lornetki. A gdzieś daleko w mgle był nasz dom. Mój ukochany dziadek z białą pielęgnowaną brodą i smutnymi oczami miał bardzo ładny głos. Śpiewał palestyńską piosenkę o syryjskim Damaszku:
W Bejrucie nie chcę mieszkać,
W Bejrucie jest gorąco,
A Damaszek, jakżeś piękny,
Bo tam mieszka ukochana.

Kiedy spytałem dziadka, dlaczego śpiewa o Damaszku z nie na przykład o Hajfie (skąd sam pochodził), opowiadał mi o ślicznej dziewczynie, którą zmusili, żeby zostawiła swoje miasto ojczyste i by zamieszkała w Damaszku, daleko od ukochanego. Ten zaś oszalał i ciągle śpiewał o ukochanej i mieście, w którym zamieszkała.
Mój dziadek, jako 14-letni drobny chłopaczek, siłą został wcielony do armii tureckiej. Losy rzuciły go daleko od domu. Podczas I wojny światowej stacjonował na Krymie. Tam pewien turecki generał 'zaadoptował' go. Kiedy ów generał został przeniesiony do Damaszku, dziadek razem z nim trafił do tego pięknego miasta. Dopiero kilka miesięcy przed śmiercią dziadek wyznał się, dlaczego kocha Damaszek tak bardzo. Tu właśnie poznał rodzinę tego generała, w tym jego piękną córkę Mai’jat, z którą bardzo się kochali, ale z różnych powodów nie mogli być razem. Dziadek do końca powtarzał, że ma jedno serce i dwie ojczyzny: Hajfa, gdzie się urodził i Damaszek, gdzie urodziła się jego wielka miłość, a potem został pochowany.

Często myślę o dziadku, kiedy z moimi kolegami obcokrajowcami mówimy o Polsce. Przecież każdy z nas ma gdzieś tam swój dom ojczysty, a mimo tego jesteśmy w Polsce. Zakładamy tu swoje rodziny, funkcjonujemy w kulturze i społeczeństwie często różniącej się od naszych, ale mimo tego lubimy Polskę i uważamy ją za własną ojczyznę, nie zapominając o tej pierwszej.
Niektórzy moi koledzy, mają już dorosłe dzieci. Kiedy z nimi rozmawiam, odkrywam, że są to dzieci dwóch kultur. Identyfikują się z Polską, mają takie same pragnienia i aspiracje jak młodzież polska, ale też pragną więcej wiedzieć i zrozumieć drugą kulturę. Często jedyną przeszkodą jest brak znajomości języka rodzica-obcokrajowca.
Kiedy słyszę takiego rodzica rozmawiającego ze swoim dzieckiem po polsku zastanawiam się, dlaczego nie mówią językiem ojczystym tego rodzica?

Te dzieci oczywiście mają prawo czuć się Polakami. Mają prawo do umocnienia swoich korzeni w Polsce, ale też mają święte prawo do tego, żeby poznać kulturę drugiego rodzica – obcokrajowca. Zaczynamy z nimi rozmawiać w naszym języku ojczystym, żeby nie okazało się, że dopiero w dorosłym wieku muszą zacząć naukę tego języka.
Dzieci o wiele łatwiej przyswajają wiedzę, a nauka obcych języków przychodzi im o wiele łatwiej niż dorosłym. Dzieci dwujęzyczne nie są ewenementem. Znam dzieci Latynoski i Palestyńczyka mówiące po hiszpańsku (po matce), arabsku (po ojcu), serbsku (wspólny język rodziców, więc i w domu), a potem po angielsku (kiedy cała rodzina się przyniosła do Londynu).

Niech te małe serca kochają dwie ojczyzny, gdyż w przyszłości one będą mostami łączącymi kulturę polską z naszą ojczystą. Niech związki między naszymi ojczyznami będą żywe i trwają długo po tym, jak nas już nie będzie.
Mój dziadek kochał Damaszek z powodu kobiety. Ja kocham Polskę, bo ofiarowała mi miejsce do życia, stała się moim domem. Więc jedno serce może kochać dwie ojczyzny.

Tybetański poeta Gade Tsering napisał:
Mówienie w języku rodziców
Daje mi spokój i radość.

Więc dajmy naszym dzieciom spokój i radość.


Tekst: Maged Sahly