Niedawno obchodziłem swój kolejny 'dzień urodzenia'. Zdaje się, po raz pierwszy postanowiłem zorganizować przyjęcie zgodnie z ogólnie obowiązującymi zasadami – ty przychodzisz, ja płacę za rachunek. Dziwny to obyczaj, ale czułem na sobie społeczną presję podporządkowania się tej zasadzie. Szczerze powiem, że nie spodziewałem się podobnego odzewu ze strony moich znajomych, którzy stawili się licznie. Ba! Dostawałem nawet prezenty, które dla mnie są rzadkością – jest mi bardzo niezręcznie otrzymywać coś, na co nie zapracowałem. I tu chciałem zakończyć opowieść o tamtym szalonym wieczorze i skoncentrować się na jednym z owych podarków.

Kolejną osobą, która postanowiła wesprzeć mnie w walce z postępującą starością, był mój starszy o te kilka dekad przyjaciel. Było mi niezmiernie miło, że i on postanowił obdarować moją skromną osobę. Co wspanialsze, prezent i przemówienie miały głęboki sens. Wszystko sprowadziło się do tego, że ponoć i tylko ponoć, jestem zagorzałym nacjonalistą, czego powinienem wyzbyć się jak najszybciej.
Symbolem mojego nowego światopoglądu miał stać się przepiękny album zawierający satyryczne rysunki z jednego z nowojorskich tygodników, New Yorkera. W załączeniu wyrażono głęboką nadzieję, że wreszcie stanę się ponadnarodowy tak samo, jak tytułowy nowojorczyk. Powiem szczerze, że byłem lekko skołowany i próbowałem wygenerować piękne i serdeczne podziękowanie na fundamencie rodzących się przemyśleń na temat mojego wizerunku, który – jak dotąd myślałem – jest dla mnie znany i jasny.

Od tego momentu rozpocząłem analizę swoich zachowań i wyrażanych opinii, zastanawiając się nad genezą takiego obrazu mnie. Rzeczywiście, nie ukrywam swojego pochodzenia, nie maskuję go, nazywając się obywatelem świata. Jasno rysuję swoją przynależność narodową i podkreślam dumę, którą pałam na myśl o kulturze swojego kraju. Czyżby zmiany w społeczeństwie zaszły już tak daleko, że wręcz nie wypada obnosić się ze swoim pochodzeniem? Daleko mi do radykalizmu prawicowego, który w aspekcie wydarzeń historycznych budzi we mnie wręcz niechęć. Do skrajnej lewicy również. Staram się być człowiekiem wyrozumiałym i korzystającym z posiadanej wiedzy o otaczającym mnie świecie. Kłaść nacisk na tolerancję i wiarę w drugiego człowieka.
Czy rzeczywiście bycie obywatelem 'globalnej wioski' wymaga ode mnie również narodowego wybielenia? Myślę, że każdy z nas powinien zachować w sobie nutę indywidualizmu, nieskrajnego, ale jednak indywidualizmu, żebyśmy mieli czym dzielić się świętując przy jednym stole.


Tekst: Kirill Goroditskiy