W lipcu 2009 r. dyrektor Agencji Informacji TVP Jan Piński poinformował Związek Ukraińców w Polsce o rezygnacji z nadawania „Telenowyn” – jedynej ogólnopolskiej audycji w języku ukraińskim. Piński mówił o niskiej oglądalności i wysokich kosztach produkcji, informując jednocześnie, że jeżeli ZUwP pozyska środki na finansowanie, to audycja będzie mogła wrócić do ramówki. Szkoda, że nie przyszło panu dyrektorowi do głowy to, że jeżeli tak potężna struktura jaką jest TVP nie może znaleźć kilkunastu tysięcy na produkcję programu, to skąd niby ma je pozyskać organizacja pozarządowa? Oczywiście konsekwencją tej sytuacji był protest, do którego przyłączyli się przedstawiciele wielu mniejszości narodowych, posłowie polskiego Sejmu, sejmowa komisja mniejszości narodowych i etnicznych, obrońcy praw człowieka i wielu wybitnych działaczy społeczno-kulturalnych. Problem „Telenowyn” zauważono również w Ukrainie, a swój sprzeciw można było także wyrazić za pośrednictwem Kontynentu. Pomimo tego dla TVP problem raczej nie istniał – w informacji dla Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji stwierdzano iż sprawę załatwia zamiana „Telenowyn” na program „Etniczne klimaty”, którego emisję miano rozpocząć niebawem. TVP nie chciał widzieć dosyć radykalnej różnicy między programem, który widzom będzie opowiadał o fajnych i kolorowych ukraińskich tańcach lub pieśniach, zapewne w interesujący sposób, a takim, który Ukraińcy robią sami o sobie i co najważniejsze we własnym języku.

Protestem zainteresowano Radę Europy, bo zachowanie TVP, w ocenie ukraińskiej organizacji, w dostateczny sposób wypełniało kryteria naruszenia Konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych. Ostatecznie akcję zwieńczył sukces – redaktora odpowiedzialnego za Telenowyny, Andzeja Warchiła, poinformowano, że wprawdzie nie wiadomo na jak długo, ale program wraca na antenę. Emisją przywrócono w TVP Info, 31 października 2009 roku, po trzymiesięcznej przerwie, przy jednoczesnym skróceniu audycji z dotychczasowych 25 do 12 minut.

Niedawna sytuacja wokół „Telenowyn”, to jednak zjawisko nacechowane specyficzną powtarzalnością, która w zasadzie nie wiadomo czemu ma służyć. Już tak jest, że od pewnego czasu pojawiają się koncepcje likwidacji programu, potem jest protest i ostatecznie audycja wraca, chociaż zawsze w jakiejś zmienionej, oczywiści mniej korzystnej formule . Skraca się czas antenowy, przydziela mniej korzystną godzinę emisji itp. Przed akcja obrony „Telenowyn” w 2009 r. był przełom 2006-2007, gdy nie nikt inny jak ówczesne kierownictwo TVP informowało: „W telewizji informacyjnej nie ma miejsca dla programu w języku ukraińskim” - mówiła Ewa Świecińska, wtedy szefowa publicystyki regionalnej telewizyjnej „Trójki”, o przyczynach zdjęcia z anteny „Telenowyn” „Telenowyn”. Tak wówczas i teraz sprawę udawało się „ratować”, ale nie potrzeba zbyt wielkiej wyobraźni, by domyślić się, iż sytuacja zmuszająca do ciągłego monitoringu i mobilizacji do komfortowych nie należy.

Przyczyn takiego stanu rzeczy można by wymienić wiele, ale zasadniczą wydaje się upolitycznienie telewizji, która z natury, a nie tylko nazwy powinna być publiczną i dbać o potrzeby każdego obywatala-widza, a więc podatnika. Także tego, który utożsamia się z mniejszością narodową. Jeden z posłów na posiedzeniu sejmowej komisji mniejszości narodowych i etnicznych, które poświęcono medialnym potrzebom mniejszości narodowych w Polsce, opowiadał, iż będąc w Brazylii udzielił wywiadu polonijnemu radiu internetowemu, którego redakcję tworzył ksiądz z wolontariuszami.
Niestety i takie nie napawające optymizmem rozwiązania są ciągle żywotne, przy czym bezlitośnie demaskują prymitywny sposób myślenia o tego rodzaju mediach – kącik na plebani, kilku wolontariuszy i niewielka konsoleta, w ocenie niektórych powinny wystarczyć do wypełnienia treścią tego co nazywamy mniejszościowymi mediami.

Kolejnym czynnikiem, nie pozwalających wierzyć, iż problemy „Telenowyn” to incydentalna przypadłość, jest brak odpowiednich regulacji prawnych – jeżeli w ustawie mówi się, że jakiś podmiot „powinien emitować programy w językach mniejszości”, to podmiot noszący nazwę TVP nie uniknie pokusy, by skorzystać co jakiś czas z miałkości tego zapisu i stwierdzić, tak jak ostatnio, że „powinien” to nie to samo co „ma obowiązek” i schować się za brakiem pieniędzy na misyjne działania. Kolejna kwestia to pytanie, czy pieniądze są naprawdę sednem problemu? Dziś wszyscy zainteresowani cieszą się z powrotu ukraińskiej audycji, jednak coraz bardziej widoczne stają się kolejne niepokojące sygnały. Na początku grudnia 2009 r. media informowały, że TVP zakończy ten rok na minusie, tak długim, jak długie może być brakujące w kasie 200 mln zl. Za przyczynę tego stanu podano spadek wpływów z abonamentu i kryzys na rynku reklam. Oczywiście przedstawiciele zarządu TVP alarmistycznie zaintonowali, że nie mają przychylności u aktualnej rządzącej ekipy jednocześnie wymagając finansowego wsparcia tegoż rządu. Stwierdzono, że jeżeli takowe nie nadejdzie to TVP będzie zmuszone ograniczyć wykonywanie zadań misyjnych, a w 2010 roku być może zamknąć kilka ośrodków regionalnych. Ofiar cięć bezpośrednio nie nazwano, ale czy można mieć pewność, że nie został już zakupiony znaczek na list o treści zbliżonej, do tej co na początku tego materiału?

Oczywiście należy mieć świadomość, że w czasie ogólnego kryzysu sprawy mniejszości narodowych nie znajdują się „na jakiejś wyjątkowo szczęśliwej wyspie”, jednak jak to się wszystko ma do publikowanego niedawno raportu NIK, w którym inspektorzy wspominają, że w kontrolowanym okresie od stycznia 2007 do sierpnia 2009 roku, w TVP nieprawidłowo wydano prawie 150 mln złoty, z których finansowano np. pensje doradców, odprawy, procesy z mediami, czy nagrody dla prezesów. Dodatkowo, tuż przed odwołaniem, były prezes TVP Piotr Farfał zawarł umowę o współpracy ze Związkiem Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, zrzeszeniem Wolność i Niezawisłość i Światowym Związkiem Żołnierzy Armii Krajowej. Te trzy organizacje na wspólną produkcję materiałów multimedialnych, filmowych, audiowizualnych i muzycznych otrzymały 4,5 mln zł. Stosowną umowę strony podpisały 25 sierpnia, a więc niespełna parę tygodni po tym jak TVP stwierdziła, iż nie ma 14 tys. zł na wyprodukowanie jednego odcinka „Telenowyn”.

Chociażby te fakty pokazują, że „teleznikanie”, to przypadłość tylko pewnych środowisk, prawdopodobnie traktowanych jako niezbyt cenny elektorat albo porostu nie swój, a problem w żaden sposób nie dotyczy finansów, lub precyzyjniej – ich braku. Dziś jesteśmy świadkami dyskusji na temat potrzeby reformy mediów publicznych, a problemy z misyjnymi programami, takimi jak mniejszościowe audycje, to kolejny dowód na to, że zmiany te są niezbędne.

Grzegorz Spodarek