Każdy był dla nas bardzo miły. Pamiętam, że graliśmy w kosza na placu zabaw, a w pewnym momencie trzech facetów, ubranych jak gangsterzy podeszło do nas. Byliśmy gotowi do walki, myśleliśmy że chcą nas okraść. Okazało się, że przyszli do nas by pokazać nam nową płytę – byli zespołem hip-hopowym i myśleli, że też jesteśmy muzykami. Wymieniliśmy się swoimi «visitòwkas»: płytami z hip-hopem i rapem z Francji i Polski. Ten mały zespół oprowadził nas po okolicy. Dzień po tym zrozumiałem, że rozmawiając z ludźmi jesteśmy w stanie zobaczyć prawdziwy Szczecin, ponieważ byliśmy z nimi. W przeciwnym razie wszystko mogłoby się wydarzyć.
W tych latach – wyjaśnia – Polacy rozpaczliwie szukali nowych rzeczy, a ludzie był mili i otwarci, przyjęli nas jakbyśmy byli z innej planety, ale byli szczęśliwi, że mogliśmy się zobaczyć, że w końcu granice były otwarte, nie tylko dla nich, ale także dla obcokrajowców, by mogli spokojnie przyjechać i obejrzeć to wszystko.
Czułem coś specjalnego. Powiedziałem do mojego znajomego: wrócę tu, i zrobię coś. Zapytał mnie – co? Nie wiem, ale zrobię coś tutaj.”
Doświadczenie to okazało się sukcesem: Lude wrócił do Paryża, gdzie pracował jako dziennikarz wideo dla kablówki i poprosił swojego szefa, aby wysłał go z powrotem do Polski, aby przygotował szereg reportaży na temat hip-hopu i rapu. „Myśleli, że jestem szalony, ale w końcu wysłali mnie, więc przyjechałem do Warszawy z małą kamerą wideo, i zacząłem robić krótkie filmy dokumentalne o muzyce i modzie, o trendach.
Pierwsza myśli jaka mi do głowy przyszła, gdy przyjechałem: jest zimno! Ale wszystko było dla mnie tak interesujące, że zdecydowaliśmy się na pobyt. Miałem tylko 200 euro w kieszeni, a o Polsce wiedziałem jedynie to, kim jest Lech Wałęsa i że ówczesny papież był Polakiem i oczywiście ani słowa po polsku nie znałem. W końcu jednak zacząłem trochę więcej zarabiać i mogłem bardziej skupić się na pracy tutaj.
To był wspaniały czas, miasto zaczynało wyglądać inaczej i w pewnym momencie, około roku 2006, widać było, że pieniądze zaczęły przyjeżdżać do kraju, bo budynki rosły jak grzyby po deszczu, można było wszędzie znaleźć place budowy, centra handlowe, wieżowce, wszystko zmieniało się bardzo szybko.”
Czuł, że był świadkiem historii, mieszkał w tym szczególnym momencie zmiany, choć pochodził z takiego miejsca jak Francja, gdzie większość rzeczy już była zrobiona i wykończona wieki temu.
Lude jest zawsze pełen entuzjazmu, mówi z pasją i przekazuje optymizm każdemu. Nie wygląda na przytłoczonego zimą lub trudnościami, wydaje się cieszyć w każdej sytuacji, w dowolnym miejscu. Oczywiście, czasami tęskni za francuskim czekoladowym croissantem, świeżymi owocami z jego kraju, i sokiem z trzciny cukrowej.
Mówi, że znalazł tutaj dużo tolerancji i szacunku, a nawet jeśli czasami ludzie żartowali z niego przez kolor jego skóry, zawsze podchodził do tego z humorem.
„Dla mnie było szokiem to, kiedy byłem w koncercie Lura (aka nowa Cesaria Ewora, ponieważ ona pochodzi z Republiki Zielonego Przylądka), która oznajmiła publicznie, że będzie śpiewać Mazurka. To była ta sama muzyka którą kiedyś słyszałem w moim kraju. Wtedy zdałem sobie sprawę, że z Polski pochodzi narodowa muzyka małego kraju na Karaibach, przybyła stąd. Wtedy zrozumiałem, że cała moja podróż z antypodów była po, abym odnalazł klucz do kultury, w której dorastałem. W przeciwieństwie do mojej kultury, znalazłem moje korzenie”.
Julia Salerno
tłum. Magdalena Ziemska