Na Kubie czas wcale nie stanął w miejscu. On tylko się zapętlił. W Pinar del Río woźnica omnibusa ściąga lejce, nie odrywając oczu od ekranu chińskiego smartfona. W centrum Hawany tęgi pan, z wąsem jak młody Wałęsa, ustawił się w długiej kolejce przed punktem Western Union. Wczoraj dzwonili z Miami, z 'Malej Hawany', mówią mu, że części do Łady 2107 będą na Trzech Króli. W średniowiecznym Trinidad, założonym przez Hiszpanów wtedy, gdy Mazowszem rządził jeszcze Janusz III, co piąty samochód zdobią złączone ze sobą kubańsko-jankeskie chorągiewki (ale cały czas Watykan jest lepiej widoczny niż USA).
Czasem pojawia się Jezus, czasem symbole masońske, kiedy indziej logo Playboya i kot Garfield. Często też pod lusterkami dyndają małe, ubrane na kolorowo laleczki: bo przecież licho nie śpi!
Kiedy jedni godzinami stoją po fasolę i mydło, zagryzając fistaszki i miętosząc w chudych dłoniach książeczki aprowizacyjne, drudzy, w adidasach, z dewizowych sklepów wynoszą nowe, chińskie plazmy. Transwestyta poprawia makijaż, tuż obok policjant legitymuje rykszarza. Malowany, wszechobecny Che Guevara patrzy spode łba. Wieczorem nad Holguín unosi się gesty dym, słychać reggaeton, czuć aromat pieczonego prosiaka. To już 58. rok Rewolucji.
Filip urodził się, kiedy Fidel Castro był jeszcze 58-letnim młodzieniaszkiem. Potem obronił pracę magisterską z relacji kubańsko-hiszpańskich, a jeszcze później zajmował się Kubą, współpracując z CESLA UW i Instytutem Lecha Wałęsy. Ostatnio, między grudniem i styczniem, buszował po Wyspie.
Podczas spotkania przewidziany jest mały quiz z nagrodami.
Południk Zero,
ul. Wilcza 25
www.poludnikzero.pl