-

Warszawskie Jelonki
Autor: Goncalo Franco
Mieszkam w Warzawie od ponad 4 lat. Uczę się języka polskiego od 1996 r., początkowo w Tokio samodzielnie przy pomocy studentów mojej uczelnii, a pochodzących z różnych krajów w Europie. Pierwszą nauczycielką była Polka studiująca na Japonistykę w Uniwersytecie Oxford w Anglii. Po otrzymaniu stypendium Rządu Japońskiego przeznaczonego dla 'angielskich' studentów, po prostu przyjechała do Tokio w mojej uczelnii.
Po jej powroczu do Anglii ponownie przyjechał Austriaczyk z Wiednia. Jakąś miałem wątpliwość czy chyba ma pochodzenie z Polski ponieważ jego nazwisko kończy się nie ze -sky w przypadku Rosjan ale ze polskim -ski. Pytałem mu skąd jesteś po japońsku. Odpowiadał, że z Wiednia. OK, jednak z twojego nazwiska wynika, że masz pochodzenie z Polski. A no tak. Ojcziec jak pracował na płacówkę dyplomatyczną w Wiedniu decydował o uciec....

Więc w domu mówi się po polsku. W Japonii jak w Anglii nowy rok akademicki oraz finansowy w firmach zaczyna w kwietniu. W kwitniu w Tokio kwitną wiśnie i Japończycy pod kwitnącymi wiśniami wieczorem zorganizują imprezę na wolnym powietrzu. Piją dużo alkoholu jedząc gorące jedzenia zamówione z restauracji albo ze szybkoobsługowej pizzerii. Tylko wtedy policjanci z uśmiechem prowadzą pijanemu do tymczasowych toalet umieszczonych się w parku. Atmosfera w kwietniu w Japonii jest taka wesoła i społeczeństwo jest pełne nadziei na nowy rok akademicki/firmowy. Czując nieco mokrą i łagodną wiosenną powietrz z Zatoki Tokijskiej słyszałem jego przyznania w języku japońskim. Avril brisé (złamany kwiecień') - tytuł powieści Francuskiego pisarza pochodzącego z Albanii, Ismail Kadaré, którą już wtedy można czytać po japońsku nagle pojawił się w mojej głowie. Uciekanie z powodem politycznym z kraju pochodzenia, takie słowo mówiono przez tego Austriaczyka zupełnie nie harmonizuje się z pokojowym relaksującym otoczeniem w kwietniu....

W ten sposób stopniowo pogłębiałem swoje rozumienie wobec Polski. W pewnym dniu znalazłem reklamę o kursie języka polskiego w przywatnej uczelnii w gazecie, zapisywałem. W tym kursie poznałem z wiele ciekawych osób i bardziej interesowałem się tajemnicznym losom niż jezykiem polskim. Można stwierdzić, że był to jeden motyw dla mnie, żebym kontynułował naukę języka polskiego. Ale to jest temat dla następnego feliotona.

Mijąc prawie dziesięć lat licząc od mojego pierwszego spotkania z językiem polskim w końcu otrzymałem stypendium Rządu Polskiego i przyjechałem do Polski w październiku 2005 r. Już nie jako turysta ale jako stażysta naukowy. Zaczynałem prawdziwe życie w domu akademickim na słynnych Jelonkach, gdzie jeszcze są drewniane budynki zbudowane na potrzebę brygady robotników z ZSRR, przybywających w Warszawie podczas budowy PKiN. Cieszyłem się bardzo, bo mogłem mieszkać w Warszawie i nie musiałem patrzeć do kalendarza szukając dnia powrotu do Tokio. Chcąc ulepszeć swój język polskiego, już w pierwszych dniach swojego pobytu marszowałem do księgarnii. Nie potrzebowałem więcej niż 2-3 minuty, jak uważyłem tę gorzką rzeczywistość, że nie umię czytać większości książek w sprzedaży z powodu braku wystarczających słów. Ludzi jak się dowiedzają jakąś niemożność, szukają inną alternatywę. Moje oczy szybko znalazli wielobarwnych w tropikalnych kolorach układek powieści Murakamiego w wersji polskiej. Z tej chwilii zawsze, nie rozumiałem dlaczego sprzedaje się Murakami tak dobrze i masowo w Polsce. Przeczytając kilka jego utworów mam tymczasową hipotezę, że pisarz wykorzystuje naszą powszechną obawę wobec karalności.

Murakami często wybrał takiego normalnego (albo nawet marginalnego) czlowieka jako bohatera swojej powieści. Np., w przypadku 'Sputnik Sweetheart', nauczyciel w gimnazium, dziewczyna bez wyższych wykształcenia i samotna bogata dama, właścicielka małej firmy handlowej majaca pochodzenie z Półwysep Korei (w Japonii historycznie mówiąc imigranci z Korei traktowano jako drugorzędny obywatel) a jeszcze w skrajnym przypadku jak widać w 'Po zwierzchu' (tyt. oryginalny brzmi jak „afutaa daaku”, czyli „after dark” z japońskim akcentem), bohaterem jest ex-zawodniczką sztuk walki oraz Chinką. Prostytutką na komórkę w Tokio. Właśnie tu ukrytą jest jego strategia. Zajęci konsumenci słuchający dobrego imienia jego powieści biorą ją pod swoją ręką w księgarnii, i jak uważają, że bohaterowie są pospolitymi ludźmi, czują sympatię wobec nich albo współczują się ich losom. Niemyśłnie już idą do kasy! Bingo! Otwierając książkę, w jego świecie często bohaterowie męczą się pod nierealistycznym jednak absolutnym przymusem, który nagle wpada na nich, jakby w pechowym dniu ktoś znajdzie odchody gołebia na jego palto. Kara jest tak surowa i niektórzy w powieści są skazani na smierć. Czytelnicy wtedy też czują się, że są podejrzani i żeby uciekać od tej kary, chcą szybko dobrnąć do końca książki: dowiedzieć się jaki będzie finał.

I tak kończyą wakacje na Mallorcę albo na Mazur....

Wszystkiego najlepszego, kochani czytelnicy mojego feliotona, i niech czyta Murakamiego, żebyście podróżowali na chwilę tego świata karalności i ponownie odrodzenie po tym strachu, czyli wstępne doświadczenie z reinkarnacji w buddyzmie.

Informacja dodatkowa:
Uprzejmie poinformuję, że mój język polski jest porównywalny do uczniów 8 roku życia.


[ W tekście zachowano pisownię i stylistykę autora. Poniżej znajduje się wersja tekstu po korekcie językowej ]


Tajemnica pana Murakamiego i niektóre zagadnienia życia w Warszawie

Mieszkam w Warszawie od ponad 4 lat. Uczę się języka polskiego od 1996 r. Zaczynałem jeszcze w Tokio, samodzielnie, z pomocą studentów mojej uczelni, pochodzących z różnych krajów Europy. Moją pierwszą nauczycielką była Polka studiująca japonistykę na Uniwersytecie Oksford w Anglii. Po otrzymaniu stypendium rządu japońskiego dla 'angielskich' studentów przyjechała do Tokio studiować.

Po jej wyjeździe przyjechał Austriak z Wiednia. Tak mi się wydawało, że chyba pochodzi z Polski, ponieważ jego nazwisko kończyło się nie na -sky, tak jak u Rosjan, ale polskim –ski. Spytałem go, skąd jest. Odpowiedział, że z Wiednia. 'OK, jednak z twojego nazwiska wynika, że masz polskie pochodzenie'. 'A no tak. Mój ojciec, kiedy pracował na placówce dyplomatycznej w Wiedniu, zdecydował się uciec... W domu mówi się po polsku'.

W Japonii, tak jak w Anglii, nowy rok akademicki oraz finansowy w firmach zaczyna się w kwietniu. Wtedy w Tokio kwitną wiśnie i Japończycy pod tymi kwitnącymi wiśniami organizują wieczorami imprezy na wolnym powietrzu. Piją dużo alkoholu, jest też gorące jedzenie zamówione z restauracji albo szybkoobsługowej (samoobsługowej) pizzerii. Tylko wtedy policjanci z uśmiechem prowadzą pijanych do tymczasowych toalet ustawionych w parku. Atmosfera w kwietniu w Japonii jest taka radosna, ludzie są pełni nadziei na nowy rok akademicki/firmowy.

Wdychając nieco wilgotne i łagodne wiosenne powietrze Zatoki Tokijskiej, słuchałem wyznań Austriaka polskiego pochodzenia. 'Avril brisé' (Złamany kwiecień) – tytuł powieści Ismaila Kadaré, francuskiego pisarza pochodzącego z Albanii, którą już wtedy można było czytać po japońsku, pojawił się nagle w mojej głowie. Uciekanie z powodów politycznych z ojczystego kraju - te słowa Austriaka zupełnie nie harmonizowały z tą spokojną, radosną kwietniową atmosferą…

W ten sposób stopniowo pogłębiałem swoje zainteresowanie wobec Polski. Pewnego dnia znalazłem reklamę kursu języka polskiego na prywatnej uczelni. Zapisałem się. Na tym kursie poznałem wiele ciekawych osób i nawet bardziej interesowałem się ich tajemniczymi losami niż językiem. Mogę stwierdzić, że był to dla mnie jeden z powodów, żebym kontynuował naukę języka polskiego. Ale to jest temat do następnego felietonu.

Minęło prawie dziesięć lat, licząc od mojego pierwszego spotkania z językiem polskim, kiedy w końcu otrzymałem stypendium rządu polskiego i przyjechałem do Polski w październiku 2005 r. Już nie jako turysta, ale stażysta naukowy. Zaczynałem prawdziwe życie w domu akademickim na słynnych Jelonkach, gdzie nadal jeszcze są drewniane budynki zbudowane na potrzeby brygady robotników z ZSRR, przebywających w Warszawie podczas budowy PKiN. Cieszyłem się bardzo, bo mogłem mieszkać w Polsce i nie musiałem patrzeć do kalendarza, szukając dnia powrotu do Tokio. Chcąc poprawić swój język, już w pierwszych dniach pobytu w Warszawie pomaszerowałem do księgarni. Nie potrzebowałem więcej niż 2-3 minut, żeby zauważyć tę gorzką prawdę, że nie umiem przeczytać większości książek z powodu braku znajomości wystarczającej ilości słów. Ludzie, jak czegoś nie mogą, szukają jakiejś alternatywy. Moje oczy szybko znalazły wielobarwne okładki powieści Murakamiego. Do tej chwili nie rozumiałem, dlaczego Murakami sprzedaje się tak dobrze w Polsce. Po przeczytaniu kilku jego utworów mam taką hipotezę, że pisarz wykorzystuje naszą powszechną obawę przed karą.

Murakami często wybiera takiego normalnego (albo nawet marginalnego) człowieka jako bohatera swoich powieści. Na przykład w 'Sputnik Sweetheart': nauczyciel gimnazjum, dziewczyna bez wyższego wykształcenia i samotna, bogata dama, właścicielka małej firmy handlowej, pochodząca z Półwyspu Koreańskiego (w Japonii, patrząc historycznie, imigrantów z Korei traktowano jako drugorzędnych obywateli). W skrajnym przypadku, jak widać w 'Po zmierzchu' (tytuł oryginalny brzmi jak 'afutaa daaku', czyli 'after dark' z japońskim akcentem), bohaterkami są: ex-zawodniczka sztuk walki oraz Chinka - prostytutka na telefon. Właśnie tu ukryta jest strategia pisarza. Zabiegani ludzie, słyszący dobre opinie o jego powieściach, biorą je do ręki w księgarni, i widząc, że bohaterowie są pospolitymi ludźmi, czują wobec nich sympatię albo współczują ich losom. Nieumyślnie idą do kasy! Bingo! Otwierają książkę, a w świecie pana Murakamiego bohaterowie często męczą się pod nierealistycznym, jednak absolutnym, przymusem, który nagle spada na nich, jak odchody gołębia na palto. Kara jest tak surowa. Niektórzy w tych powieściach są skazani na śmierć. Czytelnicy wtedy też czują, że są podejrzani i żeby uciec od kary, chcą szybko dobrnąć do końca książki: dowiedzieć się, jaki będzie finał. I tak kończą wakacje na Majorce albo na Mazurach...

Wszystkiego najlepszego, kochani czytelnicy mojego felietonu, i czytajcie Murakamiego, żebyście zawitali na chwilę do tego świata karalności i ponownie odrodzili się po tym strachu, czyli przeżyli wstępne doświadczenie buddyjskiej reinkarnacji.

Informacja dodatkowa:
Uprzejmie informuję, że mój język polski jest porównywalny do poziomu uczniów w 8 roku życia.


Zgłoś aktualizację tego artykułu - zaloguj się
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.