DAJEKUT’IUN Instytucja rodziców zastępczych w rodach książęcych i królewskich w starożytnej Armenii cz. II - archiwum
Anna Tomaszewska -
Dajekut iun na Kaukazie
Jest rzeczą wysoce interesującą, że instytucje pod pewnymi względami podobne do dajekut’iun są znane w innych częściach Kaukazu. W wiekach od XVII do XIX niektórych podróżników europejskich zadziwiały niezwykłe dla nich zwyczaje, które też opisali w swych dziennikach podróży. Np. na początku XIX w. francuski kupiec Taibout de Marigny, podróżujący po Kaukazie, pisał o Czerkiesach, mieszkających na północno-zachodnim Kaukazie: „Rzadko który chłopiec otrzymuje swą edukację pod ojczystym dachem; prawo do wychowania chłopca otrzymuje pierwsza osoba, która się pojawi w domu chłopca po jego urodzeniu. Jeśli więcej osób przybędzie w tej samej chwili – arbitrzy decydują, jak długo każde z nich ma wychowywać dziecko. Atałyk (wychowawca, czy też przybrany ojciec) zabiera niemowlę, nieraz potajemnie, i powierza je niańce; z chwilą, kiedy można się obejść bez jej usług, zaczyna się edukacja chłopca. Składa się ona z ćwiczeń cielesnych tak dobranych, aby wyrobiły w chłopcu i powiększały siłę i zręczność: jazda konna, zapasy, strzelanie z łuku, ze strzelby lub pistoletu itd., sztuka prowadzenia udanych najazdów, zręczność w kradzieży, wytrzymałość na głód i zmęczenie; usiłuje się uczynić chłopców elokwentnymi i umiejącymi sformułować swój sąd, aby mogli zostać wpływowymi uczestnikami zebrań. Taki sposób wychowania, który przypomina wychowanie z heroicznych czasów greckich, miał takie uznanie u chanów tatarskich, że nieraz wysyłali swych synów do Czerkiesji na wychowanie przez atałyków. Powrót młodego człowieka do domu rodzinnego obchodzono jak uroczyste święto, na które zapraszano wszystkich krewnych i na które triumfalnie go wprowadzano. Atałyk zaś wracał do siebie obładowany upominkami i od tego czasu uznawany był w rodzinie swego wychowanka prawie za krewnego. Pokrewieństwo takie zawsze zachowuje się i nic nie może go zniszczyć”.
Anglik, J.A. Longworth, korespondent londyńskiego Times’a spędził cały rok wśród Czerkiesów (1838/39). Opisując wychowanie chłopców, pisał: „Chłopców wysyła się we wczesnym dzieciństwie spod dachu rodzicielskiego do przybranego ojca zwanego atałykiem, tak żeby rodzicielskie pobłażanie nie przeszkadzało w surowości ich wychowania. Chociaż najważniejszym celem tego zwyczaju jest surowość wychowania i nie jest ono jedynym rezultatem tego obyczaju. Wielokrotnie wspominałem o mocnej więzi społecznej, która jednoczy Czerkiesów w jedną rodzinę”.
Ten sam zwyczaj obserwuje się wśród Abchazów na zachodnim Kaukazie, jak twierdzą rosyjscy etnografowie XIX wieku. Wśród Abchazów niańkę czy „przybraną matkę” wybierano starannie na długo przed urodzeniem się dziecka. Na ogół wybór padał na kobietę z klasy uboższej niż jej pupil, a zwyczaj wymagał, by była ona wynagradzana przez rodziców dziecka od chwili, gdy wyraziła zgodę na przyjęcie dziecka. Od momentu, gdy niańka zabierała dziecko do swej wsi, stawała się anadz’dzei (niańką, czyli matko-niańką) i jej małżonka nazywano abadz’dzei (ojco-niańką), a dziecko stawało się akhopa (wychowanek lub przybrane dziecko). Zwyczaj przewidywał, że gdy dziecko miało 3 lata sprowadzano je do domu i pokazywano rodzicom, po raz drugi dziecko okazywane miało być w wieku od 5-7 lat. Zarówno dziewczynki, jak i chłopców wychowywano w ten sposób; dawano im odpowiednie podarunki, a ich „przybranych rodziców” ponownie wynagradzano. Kiedy dziewczynka miała 12 lat, a chłopiec 13, uważano, że ich edukacja jest ukończona; wracali więc na stałe do swych prawdziwych rodziców. Ten fakt święcono specjalną ceremonią, Gruzini i Osetyńcy również stosowali pewne odmiany tego samego zwyczaju.
Jeżeli europejscy podróżnicy i etnografowie dziwili się adopcji i wychowaniu dzieci przez osoby nie będące ich rodzicami, to inna pokrewna praktyka na Kaukazie zdumiewała ich jeszcze bardziej. Była to też adopcja, lecz nie dzieci, ale dojrzałych osób różnej płci. Zwyczaj ten obserwowano wśród Czerkiesów, Kabardyńców, Abchazów, Czeczeńców, Inguszów, Awarów, Osetyńców i Gruzinów. Wspólnym dla wszystkich tych grup był element ceremonii adopcyjnej polegającej na nadgryzieniu lub ucałowaniu piersi kobiety adoptującej przez adoptowanego. Katolicki misjonarz z XVII w. Archangelo Lamberti opisywał tę ceremonię u Mingrelów w zachodniej Gruzji: „Gdy dwie osoby pragną wejść w ścisłe pokrewieństwo ze sobą i są płci różnej wówczas mężczyzna naciska zębami sutek piersi kobiety, a po tej ceremonii uważają siebie ze matkę i syna, lub za brata i siostrę, zależnie od ich wieku”. Wśród Swanów zwyczaj ten (zwany linturali) był szczególnie skomplikowany (i wypracowany z najdrobniejszymi szczegółami) i pewien etnograf rosyjski porównał ten zwyczaj do służby rycerskiej średniowiecznych rycerzy ofiarowywanej ich wybrankom.
„Kiedy Swan chciał wejść w fikcyjne pokrewieństwo z wybraną kobietą, w celu służenia i obrony jej, miał prawo spełnić swe życzenie przez poddanie się obrzędowi linturali. Pierwszym krokiem, zgodnie ze zwyczajem, było zawiadomienie wybranej pani o jego zamiarach, od jej decyzji zależało, czy zaakceptuje, czy odrzuci jego propozycję. Jeśli wyraziła zgodę, w porozumieniu ze swymi krewnymi i mężem (jeśli była mężatką), Swan przybywał do jej domu w towarzystwie przyjaciela i przynosił w darze sporą ilość koniaku. Witano go i podejmowano serdecznie. Kiedy cała rodzina zgromadziła się w jednym z pomieszczeń domu, Swan zbliżał się do swej wybranej pani z pucharem pełnym wina i błagał o błogosławieństwo Boskie dla obrzędu linturali. Klękał na jednym kolanie przed nią i z głową pochyloną w posłuszeństwie pytał ją pokornie, czy życzy sobie dotknąć jego piersi zębami, czy też życzy sobie, by on dotknął jej piersi w ten sam sposób. Znaczenie tego pytania było: czy chciała być jego przybraną matką, czy też aby on był jej przybranym ojcem. Jeśli kobieta adoptowała jego, Swan posypywał szczyptą soli jej obnażoną pierś i dotykając trzykrotnie swymi zębami to miejsce, wypowiadał zdanie: Si di mi gezil, co oznacza w języku Swanów: „Ty jesteś moją matką, ja jestem synem”. Ceremonia kończyła się wymianą serdecznych pocałunków między nowo kreowanymi krewnymi, następnego dnia po ceremonii Swan otrzymywał od swej przybranej matki prezent, którym bywała zazwyczaj owca lub krowa, lub inna sztuka bydła. W zamian posyłał jej jeszcze hojniejsze podarunki. Po wymianie podarunków uważali siebie za prawdziwych krewnych, odwiedzali się nawzajem, nawet mogli sypiać razem w jednym łóżku, przy czym nikt nie kwestionował moralnej czystości ich stosunków. Czasami obrzęd ten spełniano w celu przerwania plotek lub pomówień o zachwianej reputacji kobiety, mężatki lub panny.
Z zestawienia danych o adopcji w nowożytnych źródłach z jednej strony, o dajekut’iun w starożytnej Armenii z drugiej, wynika ciekawe zagadnienie. W opisach z wieku XVII-XIX dotyczących zwyczajów kaukaskich: instytucji atałyka (adopcja dzieci) i linturali (adopcja dorosłych osób przez osoby innej płci) kobiety odgrywają ważną rolę. W przypadku instytucji atałyka dziecko powierzano wybranej „przybranej matce” (anadz’dzei), która najpierw niańczyła dziecko, a potem kierowała jego edukacją. Zarówno chłopców, jak i dziewczynki takie adoptujące kobiety wychowywały z daleka od ich domu. Podobnie zwyczaj linturali z ceremonią kąsania lub całowania piersi, koncentrował się nade wszystko dookoła kobiety. Przypomnijmy teraz klasyczne ormiańskie źródła z V wieku. Uderza fakt, że te dawne źródła charakteryzują mężczyznę, jako najważniejszą osobę, od której zależało zachowanie życia i edukacja chłopca.
Czemu można przypisać tę rozbieżność? Zanim spróbujemy dać odpowiedź na to pytanie, należy podkreślić, że nie jest naszym celem ustalenie genetycznego związku między staroormiańskim dajekut’iun a XIX-wiecznymi kaukaskimi objawami zbliżonych praktyk. Nie posiadamy bowiem obecnie dostatecznych informacji do przeprowadzenia tego. Należy, mimo wszystko, pominąć niektóre konwencje metodologiczne, ponieważ zestawiamy instytucje istniejące w krajach nader odległych geograficznie, a chronologicznie o więcej niż tysiąc lat.