Był przedostatni dzień sierpnia. Znalazłem się w ogromnym tłumie. Nie pamiętam, kiedy byłem wśród tylu ludzi. Chyba na Woodstocku, gdzie było ćwierć miliona uczestników. W sercu Warszawy, jako że nie przepadam specjalnie za marszami i protestami ulicznymi, nigdy nie byłem w tak licznym tłumie, jak ten który wyszedł ze Stadionu Narodowego tamtego wieczoru. Warszawa była gospodarzem meczu otwarcia Mistrzostw Świata w siatkówce mężczyzn. Spędziłem wieczór tej ostatniej soboty sierpnia na Saskiej Kępie, w Café Baobab na Francuskiej, gdzie odbył się pokaz-koncert brazylijskiej sztuki walki capoeira. Wystąpiła grupa Capoeira Angola Zimba. Kibiców siatkówki było pełno w całym mieście. Wszyscy w barwach reprezentacji. Było tak barwnie, wesoło, jak rzadko kiedy na ulicach stolicy: czapki, koszule, szaliki i uśmiechnięte twarze z malowanymi flagami.
Nagle na Francuskiej, przed Café Baobab i pobliskich knajpach zrobiło się nagle mniej biało-czerwono. Zniknęli kibice. Cisza na ulicach. Znak, że ceremonia otwarcia ruszyła i że trybuny są pełne. Mecz oglądałem na ekranie w Baobabie, w towarzystwie kilku gości. To było wspaniałe widowisko na Stadionie Narodowym. Polska gładko wygrała z Serbią. Wydawało mi się, że zdążę na przystanek tramwajowy przy rondzie Waszyngtona, zanim tłum opuści stadion. To przecież żadna przyjemność jechać przepełnionym tramwajem. Kiedy dotarłem na przystanek, okazało się, że ani tramwaje ani autobusy nie kursują. Komunikacja w kierunku centrum była wyłączona. Zero ruchu, nie wiadomo na jak długo! Najpierw czekałem po stronie Alei Zielenieckiej. Gdy pracownik ZTM poinformował czekających, że policja zablokowała ruch autobusowo-tramwajowy już na wysokości Targowej, postanowiłem iść pieszo.
Wokół stadionu było mnóstwo kibiców. Na moście jeszcze tłumniej. Kibice szli uradowani w kierunku najsłynniejszej palmy w Warszawie. Prawdziwa okupacja mostu. Na stadionie było 60 tys. ludzi. To na pewno jedna z największych imprez ostatnich lat. Ilu mogło być ludzi na moście Księcia Poniatowskiego? Trudno powiedzieć. Może 15 tys. maszerowało. W tym gęstym tłumie było mnóstwo kobiet i dzieci. To dobrze. Piękna płeć opanowała most. Publiczność piłki nożnej byłaby zazdrosna, gdyby mogła zobaczyć ten piękny wielotysięczny spacerujący tłum, poczuć tę magię tłumu, tak radosną energię. Kobiety zawsze podnosiły pozytywnie poziom tam, gdzie faceci chełpili się agresją, nawet po wygranym meczu. Tak rzadko świętuje spontanicznie i uśmiechnięty tłum po meczu. Panie są tam, gdzie sport flirtuje z kulturą. Tam, gdzie sport jest właśnie luzem i zabawą.
Od kilku dni, w spotach reklamujących mistrzostwa świata w siatkówce padały słowa „najlepsza publiczność na świecie”. Coś w tym jest. To w sumie nie dziwi, bo męska reprezentacja siatkówki jest najbardziej utytułowaną drużyną w Polsce. Zdobyła wszystko, co narodowy zespół może wygrać. Popularna piłka nożna raczkuje przy tych wynikach. Słuchając rozmów, będąc w tak gęstym tłumie, mogłem się domyślić jedno: biało-czerwoni swoim meczem otwarcia oczarowali kibiców. Nagle przypomniał mi się pewien artykuł. Niedawno trafiłem na wyniki osobliwych badań, gdzie naukowcy udowadniali, że kobiety uprawiają sport, ale go nie oglądają!!! Zaciekawił mnie tytuł artykułu. Przeprowadzono wywiady z kobietami, pytając o to, co oglądają i dlaczego. Z tych rozmów wynikało, że piękna płeć uprawia na szeroką skalę sport, ale nie przepada za transmisjami telewizyjnymi. A to ciekawe. Tytuł artykułu mówi o tym, że panie nie oglądają sportu. Ja mam zupełnie inne odczucia. Naukowcy wnioskowali, że „panie wolą transmitowanie zmagań kobiet, które prezentują takie cechy jak elegancja i gracja. Nie podobają im się umięśnione sportsmenki. Ulubione dyscypliny to gimnastyka, tenis, łyżwiarstwo figurowe, gdzie stawia się na styl, a nie agresję”. Czemu więc kobiety oglądają boks, MMA albo amerykańskie zapasy? Na szczęście życie w innych miastach, niż tam, gdzie przeprowadzono badania, pokazuje inny obraz. Kobiety bywają na żużlu, koszykówce, siatkówce... Od kiedy oglądanie meczu ogranicza się jedynie do patrzenia w ekran telewizora? Tych badaczy trzeba było zaprosić do Warszawy, na mecz z Serbią. Ekipa badawcza zobaczyłaby, że panie bywają na trybunach tam, gdzie jest kulturalnie. A może to właśnie one zaszczepiają kulturę zdrowego kibicowania, szlachetnego dopingu na trybunach i wokół stadionów.
Siatkówka daje niesamowitą lekcję tolerancji na trybunach. Tu nie ma buczenia, udawania małpy (istny kabaret, kiedy świnia udaje małpę), rzucania bananów na boisku i tego typu obciachowego zachowania. Te słowa są oczywiście skierowane do pseudokibiców, którzy mają alergię na wielonarodowośc zespołów. A przecież tylko takie ekipy wygrywają prestiżową Ligę Mistrzów. Zespoły „czyste rasowo” (życzenia zamglonych umysłach kiboli) nie mają żadnych szans ani w europejskiej ani w światowej piłce nożnej. Nie chodzi o to, że „czysto etnicznie-słabo piłkarsko”. Fakty mówią za siebie. Najlepsze drużyny w Europie – Real Madryt, Barcelona, Chelsee, PSG, Bayern Monachium, Juventus – są prawdziwymi współczesnymi wieżami Babel. Wielokulturowość to absolutnie przyszłość tego sportu. Na taką alergię, nie ma i nie będzie raczej lekarstwa. Na szczęście!
Mamadou Diouf