Ponieważ jestem obcokrajowcem, ludzie, których spotykam po raz pierwszy, bardzo często zadają mi takie samo pytanie: 'Skąd pochodzisz?'.
Wprawdzie nie uważam tego pytania za obraźliwe, jednak nie odpowiadam na nie wprost. Bo to nudne – powiedzieć coś, czego się ode mnie oczekuje. Więc zazwyczaj mówię: 'Pochodzę z Okinawy'.
Zaobserwowałem trzy podstawowe typy reakcji na tę odpowiedź. Pierwsza – ludzie kompletnie nie mają pojęcia z jakiego kraju pochodzę. Druga – rozmówcy nie do końca wiedzą, czy chodzi o kraj czy miasto. Wówczas dla pewności jeszcze pytają: 'Ale Okinawa jest częścią Japonii, prawda?'. Trzeci typ reakcji zdarza się czasem, niezbyt często, ale jednak: 'O, jesteś z Okinawy! A ja trenowałem Karate'.
Wówczas mam mieszane uczucia – bo wprawdzie wiedzą o co chodzi z Okinawą, ale później z niepokojem oczekuję, że rozmowa z ich strony zejdzie na tematy o filmach typu 'Karate Kid', 'Kill Bill' czy jakieś hollywoodzkie produkcje z Karate w roli głównej, które – w moim przekonaniu – nie mają z Okinawą nic wspólnego.
Tak, Okinawa to japońska wyspa, gdzie narodziło się Karate. Początki Karate sięgają czasów, gdy Okinawa nie należała jeszcze do Japonii, a w dodatku Karate ma wiele wpływów z chińskiego Kung-Fu.
Zadziwia mnie to, że w Warszawie spotkałem wiele osób, które naprawdę poważnie podchodziły do trenowania Karate, o wiele poważniej niż w wielu innych krajach, w których mieszkałem (poza Japonią, rzecz jasna). A moje obawy związane z mówieniem o tych wszystkich naiwnych filmach – bardzo szybko były zażegnywane. Tyle razy zdarzyła mi się sytuacja, że wiedziałem o wiele mniej o Karate niż moi rozmówcy. Wielu było Karatekami z prawdziwego zdarzenia.
Wierzcie lub nie, ale osobiście nigdy nie trenowałem Karate, choć dorastając na mojej wyspie widziałem je dosłownie na każdym kroku. Mnie, jako dziecku, widok dorosłych rozbijających gołymi rękami cegły czy dachówki imponował w wyjątkowy sposób, zwłaszcza, że efektem moich własnych prób takich wyczynów były jedynie potłuczenia. Wówczas wydawało mi się, że to magia albo coś, czego usilnie pragnąłem, ale moje podejście do całej sprawy nie było wystarczająco poważne.
Trenowałem różne rodzaje sportów. Kiedy miałem dziesięć lat zacząłem ćwiczyć Kendo, które porzuciłem po trzech latach treningów. Później przez trzy lata trenowałem tenis stołowy, a potem przez kolejne trzy lata – piłkę ręczną.
Po tych doświadczeniach mogę stwierdzić, że trenowanie sportów Budo takich jak Karate, Kendo czy Judo to coś zupełnie odmiennego od sportów, gdzie wykorzystuje się piłkę. To coś bardziej jak bycie w wojsku. W zasadzie to prawda, bo dawno temu sporty te były trenowane, żeby nie zostać zabitym lub móc zabijać, gdy zajdzie taka konieczność.
Kiedy mówię, że to jak wojsko, wiele osób może pomyśleć, że chodzi o agresywność i brutalizm charakterystyczny dla męskiego świata, ale nie o to mi chodzi. Recz w tym, żeby być zdyscyplinowanym i silnym psychicznie niż o siłę fizyczną. A to było dość ciężkie dla dwunastolatka. Potrzebowałem czegoś lżejszego.
Mój przyjaciel Andrzej powiedział mi kiedyś, że jego sześcioletnia córka Matylda trenuje Karate i mówił, że dziewczynka chciałaby, żebym przyszedł kiedyś na jej trening. Matylda to urocza dziewczynka i oczywiście obiecałem, że przyjdę. Podczas treningu małe dzieci biegały i śmiały się. Instruktor starał się, żeby dla dzieci trening był dobrą zabawą. Kiedy jakieś dziecko nie słuchało poleceń mistrza, było odsyłane do kąta i stamtąd mogło jedynie obserwować inne dzieci, jak trenowały, aż do momentu, gdy mistrz pozwolił dziecku powrócić do grupy. Byłem dość zszokowany, bo moje wyobrażenia o Karate czy innych japońskich sportach Budo były nieco inne. Nie spodziewam się, że w Japonii trening może być czymś w rodzaju zabawy, miałby w sobie o wiele więcej dyscypliny.
Małe dzieci uwielbiają biegać i lubią wchodzić w interakcje fizyczne z innymi dziećmi. Tak więc trening, który widziałem w Warszawie, był oparty raczej na takich założeniach psychologii dziecięcej i pod tym względem świetnie spełniał swoje zadanie.
Jednak nawet pomimo tego, że dyscyplina była tutaj obecna w o wiele mniejszym stopniu niż się tego spodziewałem, moje zmartwienia szybko znikły. W sali obok zobaczyłem trening nastolatków i dorosłych, a ten powagą i dyscypliną dorównywał moim obserwacjom z Japonii. Dzieciom zajmuje nieco więcej czasu zrozumienie tego wszystkiego, były za małe, żeby podejść z powagą dorosłych.
Matylda była bardzo szczęśliwa, że przyszedłem i bardzo starała się wypaść jak najlepiej, a dla mnie było to dość niezwykłe doświadczenie także z tego względu, że zobaczyłem moją kulturę, która podróżowała po całym świecie i została zaakceptowana w tak wielu miejscach i tak dogłębnie, przechodząc lokalne modyfikacje i przystosowania. Ale najbardziej cieszył mnie widok Matyldy, która trenowała Karate z takim zapałem.
Często zdarzało mi się, że odkrywałem ciekawą część swojej kultury, kiedy ta została w jakiś sposób już przejęta przez inną kulturę – tak jak Karate ćwiczone przez Polaków czy muzyka z Okinawy grana przez Amerykanów. Zawsze warto sprawdzić, co inni wiedzą o mojej kulturze.
Tak więc, na pytanie: 'Skąd pochodzisz?' wciąż będę odpowiadać: 'Pochodzę z Okinawy'.
Tekst: Hidetoshi Akamine