-

Źródło: archiwum prywatne artysty

Z kubańskim muzykiem Yoilanem Perezem Harriette spotkaliśmy się w piątek 24 września w siedzibie Fundacji Inna Przestrzeń. Udało nam się porozmawiać pomiędzy koncertami - dzień wcześniej występował we Fridzie na Nowym Świecie (gdy usłyszeliśmy jego zachrypnięty głos, bardzo pożałowaliśmy, że nas tam nie było), a następnego dnia jechał do Katowic na kolejny występ. Yoilan znalazł czas, aby opowiedzieć nam o swoim rodzinnym mieście Baracoa, o artystycznym projekcie Recicla-G, który sprowadził z Kuby do Warszawy, o zespole Tres del Son, który współtworzy razem z poznanymi w Polsce Kubańczykami i Kolumbijczykiem oraz o swoich muzycznych inspiracjach. Jednak żeby poznać bliżej muzyka, nie wystarczy tylko z nim porozmawiać, trzeba go również posłuchać, dlatego prezentujemy wam wywiad złożony z przemyśleń Yoilana i jego różnorodnych utworów. 

 

Chciałbym zacząć naszą rozmowę od utworu „Baracoa que son”.

„Baracoa que son” to projekt, który wynikł ze współpracy wielu muzyków, mieszkających dawniej w Baracoa. Tam się wszyscy urodziliśmy i graliśmy w różnych zespołach. O nagraniu zaczęliśmy rozmawiać w Europie, bo od dawna już tutaj mieszkamy – niektórzy w Szwajcarii, w Niemczech, w Hiszpanii, w Finlandii. A ja w Polsce. Oni wysyłali do mnie nagrania – te wszystkie teksty i melodie – a ja zrobiłem taki miks. Wymienialiśmy się pomysłami – ja  przesyłałem coś do nich, oni do mnie – i w końcu nagraliśmy tę piosenkę.

Na „Baracoa que son” składa się wiele stylów muzycznych starszych niż son i salsa. Nazywają się na przykład Quiriba, Nengon, Bombocamara, Aeroplano. Powiedzmy, że to są ojcowie i dziadkowie salsy i son. Stare style muzyczne, które narodziły się w regionie, gdzie leżą Baracoa, Guantanamo czy Santiago de Cuba. Między ludźmi stamtąd. Oni nie grali takiego prostego son, tylko te stare style muzyczne. Wstawiliśmy na YouTube to nagranie, robione na szybko, bo tworzyliśmy je w czasie covidowym. Otrzymałem od kolegów różne fragmenty – z telefonu, mikrofonu, ze studio. Zmieszaliśmy to wszystko i wyszło.

 

 

 

Znaliście się już wcześniej z miasta Baracoa czy poznaliście przez internet?

Nie, nie. Wszyscy znamy się z Baracoa.

O jakim mieście Baracoa śpiewacie? Jak je opisujecie w tej piosence?

Śpiewamy, jacy są ludzie z Baracoa. Na przykład w nagraniu występuje kobieta, która śpiewa fragment o tańcu, o imprezach. O tym, jak ludzie się tam spotykają. Ona śpiewa, że jak gdzieś w Baracoa zaczynają grać, to zbiera się tam od razu tłum. Chodzi o to, że dawno temu – jeszcze zanim pojawiłem się na świecie – w Baracoa bywały tego typu imprezy. Muzycy spotykali się bez urządzeń, bez miksera. Sama gitara, tres (to taka specyficzna gitara z naszego regionu) i bas (mam na myśli takie pudełko, na którym się siada, bliskie hiszpańskiemu cajón. Ma wbudowane metalowe końcówki, wydające dźwięk podobny do basu, ale charakterystyczny dla naszego stylu muzycznego). Przy tych instrumentach ludzie się gromadzili, dochodzili kolejni: sąsiedzi, młodzi, dzieci, dziadkowie i babcie – wszyscy. W piosence śpiewamy właśnie o tym.

Baracoa to najstarsze miasto na Kubie?

Tak, to jest najstarsze miasto na Kubie. Pierwsza stolica. Gdy Kolumb pierwszy raz był w Ameryce, to trafił właśnie tam. Płynął statkami „Niña”, „Pinta” i „Santa María” przez Santo Domingo, ale podążył dalej do Baracoa. Na tej ziemi jego załoga zrobiła pierwszy krok - jak człowiek na księżycu… Kolumbowi wydawało się, że Kuba jest kontynentem, ale opłynął ją dookoła i odkrył, że to tylko wyspa. I że to nie są Indie. Bo oni podróżowali, żeby odnaleźć Indie, ale znaleźli Baracoa.

 

Ulica w Baracoa, Prowincja Guantanamo, Kuba, autor: Anagoria CC BY 3.0
źródło: https://commons.wikimedia.org 

Kiedy przyjechałeś z Kuby do Polski?

W 2009 roku. Czasami zapominam, że to już prawie dwanaście lat.

Na Kubie grałeś w zespole Recicla-G, prawda?

Recicla-G zaczął się kiedy skończyliśmy z kolegami szkołę muzyczną. Wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić projekt, który nie będzie związany tylko z muzyką kubańską. Dlaczego nie mieszać popu, rocka czy reggae? Zrobiliśmy taką fuzję.

A co oznacza ta nazwa?

Recicla-G to jest taki skrót. Składa się z „Recicla” i „G” (wym. „he”) na końcu. Słowo, do którego odnosi się nazwa to reciclaje. Gdy robisz reciclaje, to bierzesz fragment tego, albo pustą butelkę, albo kawałek drewna, albo kawałek metalu i tworzysz coś nowego – recykling.

Gdy przyjechałeś do Polski, zaaranżowałeś na nowo ten zespół, tak?

Tak, na nowo, ale nie od razu. Gdy przyjechałem tu pierwszy raz, jedyną osobą, którą znałem była moja narzeczona. Teraz jest moją żoną. Nie znałem nikogo więcej – ani muzyków, ani miasta. Po roku 2010 czy 2011 zacząłem poznawać pierwszych wykonawców – Kubańczyków i Polaków. Zacząłem też grać inne piosenki od tych, które grałem z kolegami na Kubie. Pisałem nowe utwory. Jednak tworzyłem na podstawie tej koncepcji „Recicla-G”, że nie jest to wyłącznie muzyka kubańska, tylko mieszanka różnych stylów, różnych osób i sposobów myślenia. Poza tym, gdy wyjeżdżałem z Kuby, zespół powoli się rozpadał. Nie chciałem jednak na to pozwolić, ponieważ projekt, był moim pomysłem. Ja połączyłem moich przyjaciół na Kubie.

W Polsce kontynuuję projekt, tylko dawno już nie grałem na żywo, ponieważ wprowadzałem pewne zmiany. Mieliśmy też ten straszny czas z covidem. Udało mi się zaśpiewać kilka piosenek Recicla-G z moją przyjaciółką Olgą Pławską na Wielokulturowym Warszawskim Street Party. Na razie zespół przechodzi metamorfozę, bo poprawiam niektóre piosenki, nagrywam w domu demo. Próbuję cały czas rozwijać ten pomysł, ale ciągle powtarza się ten sam temat… Jak się nie ma funduszy, to niektóre rzeczy nie idą do przodu. Taka prawda. Jednak Recicla-G istnieje cały czas, bo dopóki ja będę, to będzie też ten projekt. Jeżeli mi się uda, to połączę znów kilku muzyków i odtworzymy jeszcze raz te piosenki, które w ostatnim czasie trochę przerobiłem. Mam nadzieję, że się uda.

 

Yoilan Perez Harriette z Olgą Pławską podczas Wielokulturowego Warszawskiego Street Party 2020.

 

To są już jakieś plany na przyszłość. Chciałem jeszcze dopytać o jedną rzecz. Wspomniałeś, że grałeś z Olgą Pławską na Street Party. W Recicla-G współpracowałeś z wieloma Polakami, prawda?

Z Polakami i Kubańczykami. Mieszałem ich jak sałatę.

Jak byś porównał stosunek do muzyki Kubańczyków i Polaków oraz koncertowanie na Kubie i w Polsce? Czy jak przyjechałeś do Polski było trudniej? Było inaczej?

Gdy grałem z Kubańczykami, którzy mieszkają tutaj, to wiadomo rozmawialiśmy w tym samym języku i łączyła nas latynoska muzyka. A jak graliśmy wspólnie – Kubańczycy z Polakami, to cały proces przebiegał troszeczkę wolniej, bo Polacy musieli się nauczyć naszych stylów. My zresztą podobnie uczyliśmy się od nich wykonań, rytmów, melodii. Uzupełnialiśmy nawzajem swoją wiedzę. Tak mogę podsumować te spotkanie w Recicla-G. Myślę, że gdybyśmy grali razem na Kubie, to ten proces przebiegałby szybciej. Można to porównać do języka. Gdy mieszkasz tutaj, szybciej uczysz się mówić po Polsku. A gdyby Polacy zamieszkali na Kubie, to szybciej zaczęliby mówić po hiszpańsku.

Łatwo było zacząć koncertować?

Nie, niełatwo. Zanim otworzyłem Recicla-G, grałem w projektach moich kolegów Kubańczyków, ale organizował je ich menedżer. Ja w Recicla-G musiałem sam ogarniać dużo rzeczy: planowałem próby, wszędzie dzwoniłem, jechałem gdzieś i osobiście pytałem, czy mógłbym tam dać koncert. Do tej pory robię te rzeczy, bo nie mam menedżera. Nie mam menedżera, a nie znam polskiego w 100%, jak Polak. Ale z tym polskim, który znam próbuję rozwijać projekt. Jeśli udałoby się znaleźć menedżera czy menedżerkę, byłoby mi łatwiej. Wtedy jest zupełnie inna rozmowa. Masz osobę, która jeździ wszędzie. Ja zajmuję się z zespołem próbami i muzyką, a jak uda się załatwić koncert, to dostaję od razu informację. Na razie to ja jestem i menedżerem, i osobą, która organizuje próby, i muzykiem, i wszystkim po trochu.

 

 

 

A jak wygląda sytuacja z drugim zespołem, w którym grasz, czyli los Tres del Son? Też jesteś tam liderem? Jaką muzykę gracie?

W Tres del Son gramy bardziej kubańską muzykę. To mały projekt, ale ma wielką moc. Członków zespołu poznałem w Polsce. Noel Horta Sanchez, mój przyjaciel, gra na gitarze. Tak jak ja prowadzi swój własny projekt z muzyką kubańską. Gitarzystą jest też nasz przyjaciel z Kolumbii, Edilson Sanchez. Śpiewa z nami Bachatę, Merengue czy Cumbię kolumbijską. Mamy saksofonistę – Luisa Nubiolę. On występował w filmie "Zimna Wojna" Pawła Pawlikowskiego. W końcu wokalista, Maikel Riveron (Mike Rif) – bardzo energiczna osoba. Jak tylko zaczyna śpiewać i ruszać się, to wszyscy od razu do niego dołączają. Wprowadza bardzo ciepłą atmosferę. Czasami występuje też trompetista z Kuby – Alexis Valles. Ja odpowiadam za instrumenty perkusyjne, takie jak bongo i kongi.

 

 

Ten projekt jest bardziej podobny do zespołów, które grają na przykład w Hawanie, w Trynidadzie. 80% piosenek to covery. Gramy na przykład utwory z repertuaru Buena Vista Social Club, bo są znane, ale nie zawsze gramy „Guantanamera” czy „Chan Chan”. Wybieramy często inne kawałki, których ludzie nie kojarzą. Śpiewamy też piosenkę „Agua”, którą napisałem sam. Jej przekaz jest prosty – życie zaczyna się od wody i woda połączy nas wszystkich.

Aranżujemy muzykę kubańską bardziej pod son niż salsę. Można tańczyć salsę do son i son do salsy – kroki są bardzo podobne. Jednak style muzyczne się od siebie różnią. Robimy covery piosenek popularnych, na przykład Malumy. Maluma gra reggaeton. My bierzemy taki reggaeton i robimy z niego wersję wolniejszą, bliższą son. To od razu brzmi inaczej, nie brzmi jak Maluma, tylko jak Tres del Son. Ludzie słuchają, tańczą, śpiewają, klaszczą. Próbujemy odtworzyć taką atmosferę, żeby ludzie czuli się jak na Kubie. Na Facebooku pisałem, że w naszym repertuarze znajdziecie piosenki, które wprowadzą was w klimat kubański – nieważne, że tutaj jest -15 °C, tam, gdzie my będziemy temperatura dojdzie do 40 °C.

Jak ludzie reagują na muzykę kubańską, na przykład Buena Vista Social Club? Mówiłeś, że nie zawsze znają te utwory.

Jest tak, że „Chan Chan” znają wszyscy. „Guantanamerę” i „Dos Gardenias” też. Ale na przykład nie wszyscy kojarzą „Sabroso”.

Ja nie kojarzę.

Sabroso znaczy smaczny. To piosenka, która ani nie jest wolna, ani szybka. Można jej słuchać z dużą radością, ale równie przyjemnie się do niej tańczy. Gdy ją śpiewasz, czujesz jej smak. Włączamy do repertuaru też „El carretero” czy „Píntate los labios, María” z Buena Vista Social Club. Niektórzy je znają, niektórzy nie. Często dodajemy do tych piosenek coś nowego i to brzmi bardzo smacznie. Po prostu wprowadzamy do nich nasz feeling.

 

 

Myślisz, że kultura kubańska jest modna w Polsce? Czy według ciebie Polacy cokolwiek wiedzą o Kubie?

Bardzo dużo wiedzą. Jest wiele szkół salsy w Polsce. Ludzie ze szkół salsy są bardzo dobrze poinformowani w tym temacie. Mam przyjaciela Polaka, który nazywa się Kuba Kowalczyk i prowadzi szkołę taneczną Oye na Pradze. Mówię często, że to „mój brat Polak”. Razem z instruktorką Oliwią Szewczak znają się na Kubie. Podobnie wszyscy ludzie, którzy chodzą do nich na zajęcia – każdy z nich ma swój kawałek Kuby. Bardzo dużo Polaków coś wie o kulturze kubańskiej.

Ale pewnie zespół Orishas nie jest tak dobrze znany w Polsce?

Orishas raz było w Polsce. Ja wtedy jeszcze tu nie mieszkałem, ale moja żona uczestniczyła w tym koncercie. To zespół, który jako jeden z pierwszych wylansował rap kubański. Potem podróżowali po świecie, mieli wytwórnię we Francji. Chyba teraz nie grają razem albo sporadycznie się spotykają. Orishas bardzo dużo słuchałem na Kubie i ich piosenki mi się bardzo podobają. W Tres del Son nieraz pożyczamy niektóre fragmenty Orishas. Dołączamy je do „Chan Chana” czy innych utworów, oczywiście o ile melodia i harmonia pasują.

Nawiązuję do Orishas, ponieważ na YouTube wykonujesz cover piosenki „537 Cuba”. Dlaczego akurat ten utwór jest dla Ciebie tak ważny?

Na Kubie grałem w jeszcze jednym zespole, podobnym do Tres del Son. Koncertowaliśmy w Casa de la Trova, czyli takim „Domu muzyki tradycyjnej”. Wykonywaliśmy tam aranżację tej piosenki, bo harmonia i melodia są podobne do „Chan Chan” z Buena Vista Social Club.

Tekst „537 Cuba” bardzo mi się podoba. Orishas opowiadają historię o swoim pochodzeniu, śpiewają, jak się czują jako Kubańczycy. Refren brzmi tak:

Vengo de donde hay un río – pochodzę stamtąd, gdzie jest rzeka
Tabaco y cañaveral – plantacje tytoniu i trzciny cukrowej
Donde el sudor del guajiro – tam, gdzie pot górala
Hace a la tierra soñar – powoduje, że ziemia ma sny (ale dobre sny).

Gdy uruchamiałem domowe studio i próbowałem się zorientować, jak ono działa, wpadłem na pomysł, żeby zrobić aranżację tej piosenki. Tekst „537 Cuba” znam od dawna. Zrobiłem swoją aranżację, wrzuciłem informację o Orishsas. Zrobiłem wszystko, żeby ten cover nie został źle zinterpretowany i odebrany. Wykonałem tę piosenkę z całą miłością do niej i szacunkiem do zespołu Orishas.

 

 

Jakich jeszcze artystów kubańskich szanujesz? Może inspirują cię artyści z innych kultur? Może z Polski?

Gdy pracuję nad tekstem i melodią moich piosenek, zaczynam myśleć o artystach, których słuchałem na Kubie. Są to Kelvis Ochoa, Equis Alfonso (on pisał piosenki do filmu „Habana Blues”, bardzo dużo Polaków zna ten film), Buena Fe, Pablo Milanés i Silvio Rodríguez.

Z Ameryki słucham Maná, Sin Banderas, Kalimba. A w Polsce poznałem zespół… Zakopower. I bardzo mi się podoba. Dobrze wspominam koncert Moniki Brodki. A w domu czasami słucham Czesława Mozila. Zresztą słucham też Metalliki i System of a Down.

Będziemy już kończyć naszą rozmowę, zadam ci jeszcze jedno pytanie. Trochę mówiłeś o swoich planach na przyszłość w Recicla-G. A co planujecie w Tres del Son? Może masz w zanadrzu jeszcze inne projekty?

Z Tres del Son planujemy koncert w Warszawie 22 października. Będzie informacja w internecie. Musimy być teraz ostrożni z gromadzeniem publiczności, pilnować bezpieczeństwa sanitarnego. Koncert odbędzie się na Pradze w Centrum Zarządzania Światem… bardzo mi się podoba ta nazwa. To są najbliższe plany z Tres del Son.

W Recicla-G, jak wspominałem, robię małą metamorfozę, rozmawiam z niektórymi kolegami kubańczykami. Uczymy się też z Olgą Pławską moich utworów - ja uczę ją śpiewać po hiszpańsku, a ona poprawia teksty dwóch piosenek, które napisałem po polsku. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zespół będzie miał nowy skład i będziemy koncertować.  

 

Z Yoilanem Perezem Harriette rozmawiał Mikołaj Chmieliński 24 września 2021 roku.

 

Wybrzeże Baracoa, Prowincja Guantanamo, Kuba, autor: Anagoria CC BY 3.0
źródło: https://commons.wikimedia.org 



Źródło informacji: Rozmowa z Yoilanem Perezem Harriette 24.09.2021
Zgłoś aktualizację tego artykułu - zaloguj się
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.